Strona główna » XIX wiek » Spędzili 170 dni na lodowej krze, odcięci od cywilizacji. Co byli zmuszeni jeść, by uniknąć śmierci głodowej?

Spędzili 170 dni na lodowej krze, odcięci od cywilizacji. Co byli zmuszeni jeść, by uniknąć śmierci głodowej?

Wyprawa sir Ernesta Shackletona z 1914 roku miała przebiegać wedle ściśle określonego planu. Jej uczestnicy chcieli dopłynąć do Antarktydy, a następnie przejść cały kontynent. Niespodziewanie droga do celu przedłużyła się, a to oznaczało koniec zapasów i konieczność sięgnięcia po prowiant, którego zdesperowani podróżnicy nigdy nie zjedliby na lądzie…

Ostatnim przystankiem ekipy Shackeltona w drodze do celu była wyspa Georgia Południowa. Jej mieszkańcy ostrzegali dowódcę, że pogoda tego roku jest wyjątkowo kapryśna i lepiej, żeby przesunął swoje plany. Takiej ewentualności w ogóle jednak nie brano pod uwagę. Zmiany harmonogramu pociągałyby za sobą ogromne koszty. A budżet wyprawy już był napięty do granic możliwości.


Reklama


Nieprzyjazna pogoda

Rybacy z Georgii Południowej mieli rację – warunki klimatyczne całkowicie pokrzyżowały załodze plan zdobycia Antarktydy. Jak pisze Carolin Alexander w książce Niezłomny. Legendarna wyprawa Shackletona i statku Endurance na Antarktydę:

Od grudnia 1914 roku statek Endurance zmagał się z niezwykle trudnymi warunkami tworzonymi przez lód na wodzie, przemieszczając się ponad 1600 kilometrów za odległe stacje wielorybnicze osadzone na wyspie Georgii Południowej, u progu południowego koła podbiegunowego. Warunki lodowe zatrzymały Endurance około 160 kilometrów od zaplanowanego postoju.

Skuty lodem statek "Endurance" (Frank Hurley/domena publiczna).
Skuty lodem statek Endurance (Frank Hurley/domena publiczna).

Północno-wschodni wiatr dmuchający z przerwami przez sześć dni z rzędu ubił pak przy skraju lodowca szelfowego Antarktydy, prędko otaczając i więżąc statek.

W ciągu kilku dni temperatura spadła do −13 stopni Celsjusza, spajając luźny pak na całą zimę. W tym samym czasie niespieszny i nieubłagany dryf fal Morza Weddella przesuwał Endurance wewnątrz paku coraz dalej i dalej od lądu, do którego ten już tak bardzo się zbliżył.

Po dosłownym „wmrożeniu” w otaczające wody, jesienią 1915 roku pęknięty statek w końcu zatonął, a jego załoga na 170 dni została uwięziona w prowizorycznym obozie zbudowanym na lodowej krze. Gdy w końcu ludzie Shackeltona dopłynęli do lądu, była to nieprzyjazna Wyspa Słoniowa. Ostatnim aktem dramatu stała się wyprawa części śmiałków z powrotem do Georgii Południowej, by wezwać pomoc.

Smaczne początki

Tak długo, jak wyprawa przebiegała zgodnie z planem, 29 członków załogi Endurance mogło liczyć na prawdziwe frykasy. Statek załadowany był zapasami, pośród których znaleźć można było nie tylko podstawowe produkty jak mąkę, cukier, herbatę, czy kakao.


Reklama


W lepszych czasach na przykładowy obiad składała się pieczona wieprzowina, duszone jabłka i konserwa z groszku. Na deser podawano pudding śliwkowy. W menu można było także znaleźć gęstą zupę z soczewicy i budyń. Często serwowano poza tym spaghetti Heinz. Jeden z marynarzy narzekał nawet na jego smak, ale dowódca wyprawy szybko przywrócił go do porządku.

Dostęp do świeżego mięsa zapewniały dwie okazałe świnie, które załadowano na statek w Georgii Południowej. Kuk Charles Green dbał o to, by załoganci codziennie mieli dostęp do 12 bochenków świeżego chleba.

Artykuł stanowi fragment książki Caroline Alexander pt. Niezłomny. Legendarna wyprawa Shackletona i statku Endurance na Antarktydę (Wydawnictwo Poznańskie 2021).
Artykuł powstał w oparciu o książkę Caroline Alexander pt. Niezłomny. Legendarna wyprawa Shackletona i statku Endurance na Antarktydę (Wydawnictwo Poznańskie 2021).

O tym, że mężczyźni mogli liczyć na prawdziwie smakołyki świadczy też to, co podjadali w czasie nocnych wacht. Koledzy przynosili im wtedy kokosy oraz grzanki z sardynkami, co brzmi wyśmienicie, nawet gdy nie jest się członkiem wyprawy transantarktycznej.

Ratowanie zapasów

Zadaniem załogi opuszczającej tonący Endurance było uratowanie jak największej ilości zapasów, a później zbudowanie prowizorycznego obozu na lodowym paku nieopodal. Nim statek zatonął, udało się jeszcze do niego wracać, by wyciągnąć mniej lub bardziej przydatne przedmioty, w tym także jedzenie.


Reklama


Członkowie załogi bardzo ucieszyli się z wydobycia skrzynki marmolady, mąki i cukru. Co ciekawe nie okazali podobnej radości na widok uratowanych orzechów włoskich, ani cebuli. To, że nie wiwatowali, gdy udało im się ocalić sodę kalcynowaną, raczej nie dziwi – teraz nie była im ona potrzebna.

Polowanie na pingwiny

Uczestników wyprawy od śmierci głodowej uratowało to, że mieli stały dostęp do foczego i pingwiniego mięsa. Jeden z załogantów okazał się prawdziwym mistrzem w polowaniu na pingwiny. W trakcie pobytu w obozie oceanicznym wybudowano nawet piec, który działał zasilany zwierzęcymi skórami i tłuszczem. To dzięki niemu – nawet gdy statek poszedł już na dno – członkowie wyprawy wciąż mogli pić gorącą herbatę i kakao (póki tego ostatniego nie zabrakło).

Po zatonięciu Endurance foki oraz pingwiny syały się podstawą jadłospisu członków wyprawy. Zdjęcie poglądowe (Wofratz/CC BY 3.0).
Po zatonięciu Endurance foki oraz pingwiny stały się podstawą jadłospisu członków wyprawy. Zdjęcie poglądowe (Wofratz/CC BY 3.0).

Mimo wielu starań, nowa dieta nie była dobrze zbilansowana. Składała się głównie z mięsa. Patrząc na skromne zapasy mąki, załoganci próbowali pokusić się o oszacowanie tego, na jak długo starczy im jedzenia. Caroline Alexander cytuje w swojej książce dziennik jednego z uczestników wyprawy, Leesa:

Przeciętna dieta istoty ludzkiej powinna zawierać trzy główne składniki: białko, tłuszcz i węglowodany w proporcji odpowiednio 1:1:2,5, niezależnie od faktycznej wagi. (…)

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Dla przykładu węglowodanów (pokarmy mączne oraz cukry) powinno być ponad dwukrotnie więcej niż pozostałych dwóch składników. (…) W związku z tym naszej mąki wystarczy na nie więcej niż dziesięć tygodni.

Równy podział

Shackelton rozdzielił żywność między swoich kompanów tak, by dziennie mieli oni około pół kilograma jedzenia na osobę. Nie brzmi to może najgorzej, ale trzeba pamiętać, że mężczyznom przez cały czas było zimno, a porządna strawa w takiej sytuacji odgrywa niebagatelną rolę. Dodatkowo jedli oni bardzo monotonnie, co miało wpływ na pogarszające się nastroje.


Reklama


W obozie posiłki wyznaczały porządek dnia. Rozpoczynano śniadaniem o 8:30. Składało się na nie zwykle smażone mięso foki, do którego podawano placki (dopóki była jeszcze mąka) i herbatę. Czas do lunchu (podawanego o 13:00) wypełniało między innymi polowanie. Porcja gulaszu z pingwina z gorącym kubkiem kakao stanowiły kolację podawaną o godzinie 17:30, po której mężczyźni szli spać.

Psia karma i obiad ze szczeniaków

Mimo dostępu do resztek zapasów i do mięsa dzikich zwierząt, uczestnicy wyprawy brali też do ust prowiant nieprzeznaczony dla człowieka. W transantarktycznej misji uczestniczyło 69 psów, które – gdyby wszystko przebiegło zgodnie z planem – miały ciągnąć sanie po lądzie. Ponieważ stało się jasne, że zwierzęta nie będą już do tego potrzebne, większość z nich zabito. Ich zaoszczędzona karma też trafiła do garnków.

Shackleton na zdjęciu wykonanym między 1914 a 1916 rokiem (domena publiczna).
Shackleton na zdjęciu wykonanym między 1914 a 1916 rokiem (domena publiczna).

Pewnego marcowego dnia zastrzelono ostatnie szczeniaki. Były źródłem pożywnego, młodego mięsa, nie wahano się więc z ich zjedzeniem. Jak pisze Caroline Alexander w Niezłomnym:

Tym razem nikt się nie żalił, wyrażano jedynie ponure zrozumienie dla tej konieczności. Nie spodziewano się też przyjemności ze smaku mięsa zwierząt. Zabito również kilka dużych fok i po raz pierwszy od dwóch tygodni mężczyźni zjedli porządny posiłek.

Racje saneczkowe

Żelaznym zapasem, którego nie naruszano, były tak zwane racje saneczkowe. Pierwotnie miały być one przeznaczone dla części ekipy, która miała dotrzeć lądem do kresu wyprawy.

Zważywszy na to, jak potoczyły się losy podróżników i na to, że teraz walczyli o życie, racje te odłożono na czas wyprawy po ratunek. Gdy tylko warunki pogodowe na to pozwoliły, część ekipy wypłynęła z Wyspy Słoniowej, by sprowadzić pomoc.


Reklama


Caroline Alexander dokładnie opisała pierwszy posiłek, który śmiałkowie przygotowali sobie na łodziach, a także niewygodne warunki, w jakich przyszło im go spożyć:

Mężczyźni jedli pod niskim płóciennym pokładem pośród wysokich fal, próbując ustabilizować piecyk Primusa, bo od tego zależało ich ciepłe jedzenie. Nie mogli siedzieć wyprostowani, dlatego spożywali posiłki z wielką trudnością, z klatkami piersiowymi niemal przyciśniętymi do brzuchów.

Shackleton wyruszający na Georgię Południową po pomoc dla swojej załogi uwięzionej na Wyspie Słoniowej (Frank Hurle/domena publiczna).
Shackleton wyruszający na Georgię Południową po pomoc dla swojej załogi uwięzionej na Wyspie Słoniowej (Frank Hurle/domena publiczna).

Podstawowym elementem ich diety był „gulasz”, czyli kostka z białkiem wołowym, smalcem, płatkami owsianymi, cukrem i solą, co pierwotnie zamierzano wykorzystać jako racje saneczkowe podczas przeprawy transkontynentalnej, która znajdowała się teraz gdzieś na skraju pamięci. Gulasz zmieszany z wodą dawał gęsty wywar, z którym można było wymieszać jakże pożądaną porcję nugatu Streimera.

Przetrwali wszyscy

Zachowanie wygodnych do przygotowania racji opłaciło się. To właśnie regularne ciepłe posiłki uratowały drużynę, która pod dowództwem Shackeltona popłynęła po pomoc. Lider wprawy dbał, by jego towarzysze jedli coś gorącego co cztery godziny, a w czasie nocnych wacht wypijali podgrzane mleko (na wyprawę zabrano duży zapasa mleka w proszku). Mężczyźni przyjmowali także tran.


Reklama


Gdyby zapobiegliwy dowódca nie kazał wcześniej odłożyć tych wiktuałów, pięć wybranych przez niego osób nie miałoby szans dopłynąć do Georgii Południowej z prośbą o ratunek dla towarzyszy. To między innymi dzięki temu niefortunną wyprawę przeżyli wszyscy jej uczestnicy.

Przeczytaj również o straszliwej chorobie, która zabiła miliony, choć było na nią banalne lekarstwo. Ludzie gnili żywcem, odchodzili od zmysłów.

Jedna z najwspanialszych wypraw w dziejach

Autor
Zuzanna Pęksa
Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.