Synowie Zygmunta III Wazy. Dlaczego polskim królewiczom tak trudno było znaleźć pracę?

Strona główna » Nowożytność » Synowie Zygmunta III Wazy. Dlaczego polskim królewiczom tak trudno było znaleźć pracę?

Gwarantowane zatrudnienie w przyszłości, darmowa edukacja, tabuny służących i kufry pełne złota. Można by pomyśleć, że królewicz to wymarzona fucha. Tyle tylko, że nie w Polsce.

W typowych, dziedzicznych monarchiach członkowie rodziny panującego istotnie cieszyli się wyjątkowym statusem. Polacy postanowili jednak przeprowadzić polityczny eksperyment. Od 1573 roku każdego króla wybierali w wolnej elekcji, a to sprawiało, że potomstwo władcy stawało się… zupełnie zbędne.


Reklama


Szlachta postarała się nawet, żeby królewscy synowie, a w przyszłości także bracia, nie mogli sprawić nikomu kłopotu.

Swoboda zatrudnienia? Nie dla królewicza

Królewicze z dynastii Wazów (a więc wszyscy synowie Zygmunta IIIWładysławJan Kazimierz, Jan Albert, Karol Ferdynand i Aleksander) musieli się stosować do całej listy zakazów i ograniczeń.

Aleksander Karol Waza jako dziecko.

Nie było im wolno pełnić żadnych funkcji publicznych w państwie, zasiadać w senacie ani posiadać dóbr dziedzicznych. Pierwsza zasada w gruncie rzeczy skazywała ich na bezrobocie. Trzecia sprawiała, że nawet gdyby jakimś cudem dorobili się czegoś w życiu, to i tak nie mogli tych pieniędzy zainwestować.

Oficjalnie nie wolno im było nawet – wzorem dzisiejszej młodzieży – poszukać szczęścia za granicą. Szlachta zabroniła im bowiem wyjeżdżać z kraju bez zgody senatu…


Reklama


Za granicą ich nie chcieli

Ze wszystkich reguł akurat tę ostatnią dało się dość łatwo obejść. W efekcie młodzi Wazowie przemierzali Europę wzdłuż i wszerz. Nie każdemu z nich się to jednak opłaciło. Ogółem na kontynencie nie rozumiano całej idei rządzącej polskimi elekcjami. A może raczej.. rozumiano ją zbyt dobrze?

Jeśli królestwo nie było dziedziczne, to synowie polskiego władcy wcale nie byli królewiczami. Dokładnie z takiego założenia wyszedł kardynał Richelieu, szara eminencja Francji.

Młody Jan Kazimierz Waza na obrazie Daniela Schultza.

Kiedy przyszły król Polski Jan Kazimierz przejeżdżał przez ten kraj w 1638 roku w drodze do Hiszpanii, został… aresztowany pod zarzutem szpiegostwa. Kolejne dwa lata spędził w więzieniu. Oczywiście cała sprawa miała swoje drugie, polityczne dno, ale Francuzi raczej nie poważyliby się na podobny krok, gdyby chodziło o oficjalnego następcę tronu.

Upokorzenie z tej samej strony spotkało także innego królewicza – Karola Ferdynanda. Brat, a zarazem król Władysław IV wysłał go do Prus, by przywitał jego przybywającą znad Sekwany małżonkę, Ludwikę Marię.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Spotkanie momentalnie przerodziło się w skandal, bo poseł francuskiego króla, Nicolas de Bregy, uznał, że jest ważniejszy od jakiegoś tam udawanego królewicza i zażądał dla siebie pierwszego miejsca u boku nowej królowej. Wprawdzie w końcu ustąpił, ale niesmak pozostał.

Sporo lat wcześniej niemiła przygoda spotkała także samego Władysława IV. Kiedy jako młodzieniec odwiedził Rzym, dowiedział się, że grupa kardynałów z chęcią go pozna, ale tylko… jeśli przywita się z nimi jak równy z równymi, a nie – broń Boże! – syn króla. Oczywiście do żadnego spotkania nie doszło.


Reklama


Ale i tak jechali na zmywak

Może i polscy królewicze nie byli przyjmowani za granicą tak ciepło, jak by oczekiwali, ale przecież coś musieli jeść. Problem dotyczył w szczególności Jana Kazimierza, który w żadnym razie nie spodziewał się przejęcia tronu po bracie. Jego drogę zawodową opisała w Dynastii Wazów w Polsce Stefania Ochmann-Staniszewska:

Nie widząc możliwości pełnienia funkcji w Rzeczypospolitej, szukał zajęć za granicą, m.in. jako pułkownik wojsk cesarskich walczył w 1635 roku po stronie cesarza z Francuzami i Szwedami; w 1638 roku został mianowany admirałem floty i wicekrólem Portugalii – do objęcia tych funkcji jednak nie doszło.

Młodzieńczy portret Władysława IV Wazy.

W kraju na królewskie potomstwo czekała w zasadzie tylko jedna legalna droga rozwoju zawodowego: zakładająca niestałe zatrudnienie, niebezpieczne warunki pracy, ale potencjalnie też duże korzyści prestiżowe.

Królewicze mogli mianowicie brać udział w wyprawach wojennych Rzeczpospolitej: „Głównie w ten sposób zaznaczył się udział królewicza Władysława w życiu publicznym: uczestniczył w kampanii przeciw Moskwie (1617-1618), Turcji (1621), Szwecji (1626-1629)” – pisze Ochmann-Staniszewska. Z kolei jego brat Jan Kazimierz walczył ze Szwecją (1629) i Moskwą (1633-1634).

<strong>Przeczytaj też:</strong> Ta królowa znalazła idealny sposób na zinfiltrowanie polskich elit. Jej agentki spisały się bez zarzutu

Jeśli nie miecz, to chociaż różaniec…

Oczywiście nie każdy królewski potomek garnął się do wymachiwania mieczem. Ponieważ oficjalnie szlachta nie miała wpływu na obsadę stanowisk kościelnych, toteż trony biskupie wydawały się łakomym kąskiem dla młodych Wazów.

Jeszcze za życia Zygmunta III biskupem wrocławskim został jego szósty syn, Karol Ferdynand Waza. Był to zaiste dziwny sufragan: biskupstwo objął w wieku zaledwie 13 lat i nigdy nie przyjął święceń kapłańskich.


Reklama


Ponieważ wrocławska metropolia nie przynosiła mu oczekiwanych dochodów, z czasem został jeszcze biskupem płockim.

O rok starszy od niego Jan Albert Waza poczekał przynajmniej z karierą kościelną do momentu osiągnięcia pełnoletności. Biskupem został w wieku 19 lat, ale za to jakim biskupem! Wpierw metropolitą warmińskim, a po roku drugim w polskiej hierarchii dostojnikiem – biskupem krakowskim.

Karol Ferdynand Waza na obrazie Daniela Schultza.

A może zasiłek dla bezrobotnych?

Pomijając tych dwóch panów – żyjących z kościelnej kiesy – królewicze z dynastii Wazów pozostawali w gruncie rzeczy na łasce państwa.

Nie było im wolno zajmować żadnych stanowisk, a wojaczka sama w sobie nie przynosiła wystarczających (i stałych) zysków. Szlachcie taka sytuacja w pełni odpowiadała: to ona, na sejmach, decydowała o rzucaniu Wazom mniejszych czy większych ochłapów.


Reklama


W 1632 roku dopiero płacz króla przekonał parlamentarzystów do przyznania jego synom starostw, z których mogliby czerpać dochody. Szlachta postawiła zresztą cały szereg ograniczeń: królewicze mieli poczekać, aż obecny posesor umrze, nie mogło chodzić o ziemie pograniczne, ani starostwa grodowe. Tak oto Jan Kazimierz obiecane starostwo otrzymał dopiero… w 1643 roku. Przez 11 lat musiał sobie jakoś radzić sam.

W lepszej sytuacji był Władysław Waza, którego szlachta po prostu lubiła. W 1626 roku sejm przyznał mu 50 000 złotych „w uznaniu zasług królewicza dla królestwa”. Pozwolono mu nawet, drogą wyjątku, administrować w imieniu ojca ziemiami zdobytymi w wojnach z Moskwą.

Przeczytaj też o przyczynach potopu szwedzkiego. Jak doszło do jednej z najbardziej niszczycielskich wojen w dziejach Polski?

Bibliografia

  • Stefania Ochmann-Staniszewska, Dynastia Wazów w Polsce, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2007, s. 252-261.
Autor
Kamil Janicki
Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.