Szyldoza i reklamoza w II RP. Dziennikarze alarmowali, że sytuacja „jest po prostu zastraszająca w swej ohydzie”

Strona główna » Międzywojnie » Szyldoza i reklamoza w II RP. Dziennikarze alarmowali, że sytuacja „jest po prostu zastraszająca w swej ohydzie”

Z pozoru współczesny problem ma bardzo długi rodowód. Narzekacie na zalew reklam, które szpecą polskie ulice? W przedwojennej Warszawie czy Łodzi sytuacja wcale nie wyglądała lepiej.

Możemy się o tym przekonać sięgając do prasy z tamtego okresu. Już w 1929 roku wychodzący w stolicy dziennik „ABC” donosił, że:


Reklama


Na ostatnim posiedzeniu Rady artystycznej przy wydziale technicznym magistratu rozważono między in. sprawę reklam i szyldów. Zdecydowano, że na szyldach oraz na reklamach zabrania się zasadniczo obrazkowego umieszczania sprzedawanych artykułów, gdyż obrazki te przeważnie nie są artystycznie wykonane i oszpecają fasadę domów oraz ogólny widok ulicy.

Presja finansowa

Trzy lata później ta sama gazeta informowała, że „Inspektorat artystyczny zażądał usunięcia szyldów blaszanych z ul. Marszałkowskiej. Rozporządzenie to ma na celu w ogóle usunięcie szpecących szyldów z śródmieścia”.

Wszechobecne reklamy, to wcale nie tylko zmora obecnych polskich ulic (domena publiczna).
Wszechobecne reklamy, to wcale nie tylko zmora obecnych polskich ulic (domena publiczna).

Zakazy chyba niewiele dały, skoro w 1936 roku stołeczny dziennik pisał, że „zwalczanie brzydoty ulic i murów w Warszawie nie jest zadaniem łatwym”, zaś najgorzej prezentowała się sprawa „brzydkich, rażących oczy szyldów i napisów reklamowych”.

W końcu, aby raz na zawsze poradzić sobie z tym problem, magistrat postanowił sięgnąć po presję finansową. Jak czytamy w artykule zamieszczonym na łamach „ABC – Nowin Codziennych” pt. Walka z brzydotą reklam ulicznych w Warszawie:


Reklama


Zarząd Miejski w Warszawie ogłosił ostatnio nowy statut (…), na mocy którego podatek pobierany od szyldów brzydkich i nieestetycznych wielokrotnie podwyższono, natomiast tym kupcom, którzy zmienią szyldy na ładne i estetyczne, na napisy i tablice o wartości prawdziwie artystycznej — przyznano wydatne ulgi.

W efekcie za nieestetyczny szyld jeden kupiec płacił na przykład 90 złotych (w przeliczeniu około 900 współczesnych złotych), tymczasem „ktoś inny, kto posiada szyld tej samej wielkości, lecz ułożony z liter plastycznych lub neonowych — zapłaci tylko 10 zł”.

Obwieszona reklamami i szyldami ulica Nalewki w Warszawie (domena publiczna).
Obwieszona reklamami i szyldami ulica Nalewki w Warszawie (domena publiczna).

Dalej autor artykułu dodawał, że jeżeli handlowiec:

(…) przedstawi swój szyld inspekcji budowlanej i ta uzna go za posiadający wartość artystyczną — uzyska 23 proc. ulgi. Jeżeli wywiesi latarnię lub lampę z napisem reklamowym nie przekraczającym 10 proc. ogólnej powierzchni lampy — będzie zwolniony zupełnie od podatku — i t. d. i. t. d.

Handlowcom dano dwa miesiące na wprowadzenie zmian. Jeżeli się do nich zastosowali do końca czerwca 1936 roku zwracano im nadpłacony podatek za pierwsze półrocze.

„Jaskrawe. Niezdarne. Okropne”

Ale nie tylko Warszawa zmagała się ze szpecącymi szyldami. Remigiusz Piotrowski w swojej książce pt. Absurdy i kurioza przedwojennej Polski przytacza artykuł opublikowany w maju 1936 roku na łamach łódzkiego dziennika „Echo”. Jego autor ubolewał, że:

To co się dzieje na niektórych łódzkich ulicach, np.: Nowomiejskiej, Ogrodowej, Pomorskiej, 11 Listopada, Piotrkowskiej, Śródmiejskiej, Cegielnianej itd. jest po prostu zastraszające w swej ohydzie. Na tych ulicach można nierzadko spotkać domy obwieszone 50-ciu szyldami i podwórza, w których oficyny oblepione są szyldami w ilości dwustu.

Łódzka ulica na zdjęciu z końca lat 20. XX wieku. Jak widać nie brakuje reklam (domena publiczna).
Łódzka ulica na zdjęciu z końca lat 20. XX wieku. Jak widać nie brakuje reklam (domena publiczna).

Szyldy wiszą, stoją, fruwają, są w oknach, drzwiach, na piwnicach i na dachach, sterczą z murów jak chorągwie, przeciągają w powietrzu poprzez ulice i mury sąsiadujących oficyn. I jakie szyldy! Na ordynarnej blasze są wymalowane czerwone koszule, niebieskie majtki, żółte parasolki. Jaskrawe. Niezdarne. Okropne.

Mimo że od napisania tych słów minęło już niemal 85 lat, brzmią one zadziwiająco aktualnie.

Przeczytaj również o największym problemie przedwojennej policji. Sytuacja była nawet dwa razy gorsza niż w innych krajach Europy


Reklama


Prawda o życiu naszych pradziadków

Bibliografia

  • „ABC” nr 153, 1 czerwca 1929.
  • „ABC” nr 380, 31 grudna 1932.
  • „ABC – Nowiny Codzienne” nr 132, 6 maja 1936.
  • Remigiusz Piotrowski, Absurdy i kurioza przedwojennej Polski, PWN 2016.
Autor
Rafał Kuzak
Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.