W 1518 roku Bona Sforza przybyła do Polski ze wspaniałym orszakiem i okazałą wyprawą ślubną, jednak wszystkie te pozory luksusu skrywały niewygodną prawdę. Dziedziczka Sforzów i księżniczka Bari w południowej Italii nie była żadną bogaczką. Już prędzej – bankrutką.
Jej matka, Izabela Aragońska, rozkochana w wystawnych ceremoniach i panicznie bojąca się samotności, wiecznie żyła ponad stan i nieustannie utrzymywała większą świtę niż ta, na którą było ją stać. Boleśnie przekonał się o tym król Polski Zygmunt Stary, kiedy nadszedł termin zapłaty posagu Bony.
Reklama
Księżna Izabela na wszelkie sposoby unikała tematu. Odsyłała polskich posłów z kwitkiem; tłumaczyła, że w danym roku oliwki słabo obrodziły, ale na pewno następny będzie lepszy i w jej skarbcu znajdzie się potrzebna rezerwa.
Wreszcie zdesperowana wepchnęła w ręce zdezorientowanych emisariuszy z Polski drogie kamienie i poprosiła, by sami zastawili je u rzymskich kupców w celu uzyskania potrzebnej sumy.
Gdy nawet ten pomysł spalił na panewce, wzięła kolejny kredyt, na który żadnym prawem nie było jej stać. Dopiero z jego pomocą, i z wieloletnim opóźnieniem, uregulowała długi wobec zięcia.
Na królewskim garnuszku
Dzięki temu Bona mogła nareszcie legalnie wejść w posiadanie swojej oprawy. Zgodnie z obyczajem epoki posag wypłacany przez rodziców panny młodej przechodził na własność męża, ale ten w zamian był zobowiązany zapisać jej dwa razy większą kwotę na dobrach ziemskich.
Reklama
Co ważne, w realne posiadanie tych dóbr żona wchodziła dopiero w przypadku śmierci męża. Dlatego też Bona z chwilą ślubu wzbogaciła się wyłącznie na papierze. Zygmunt podarował jej Nowe Miasto Korczyn, Wiślicę, Żarnów, Radomsko, Jedlnię, Kozienice i szereg innych ziem o wartości równej dwustu tysiącom dukatów. Musiałby jednak wpierw wyzionąć ducha, żeby ten akt nabrał jakiegokolwiek znaczenia.
W międzyczasie sytuacja królowej nie wyglądała różowo. Nawet gdyby chciała przekonać męża, by oddał jej kontrolę nad posagiem, to nie mogła tego zrobić. Po prostu żadnego posagu już nie było. Poszedł na pokrycie długów zaciągniętych podczas wojny z zakonem krzyżackim.
Także spadek po matce, zmarłej w 1524 roku, nie przyniósł wyczekiwanej poprawy sytuacji. Bona musiała spłacać horrendalne długi Izabeli, a do tego finansować poselstwa i procesy potrzebne, by w ogóle odzyskać zagrabione przez Habsburgów dziedzictwo. Sama stała się dłużniczką i utrzymanką męża. To Zygmunt opłacał jej dwór i wydzielał jej roczne kieszonkowe w wysokości dwóch tysięcy florenów.
„Szczególna miłość” pana małżonka
Dla Bony była to sytuacja uwłaczająca. Wolała, by mąż dał jej wędkę, a nie coroczną stertę ryb! Podobnie jak w wielu innych sprawach dopięła swego.
Reklama
Zygmunt, wedle dokumentu kierujący się „szczególną miłością” do żony, podarował jej w końcu kilkaset hektarów zaniedbanych, pokrytych dzikimi puszczami litewskich ostępów. Nikt nie spodziewał się, że Bona wyciągnie z tego prezentu jakąkolwiek korzyść. Najwidoczniej doradcy króla, a nawet sam Zygmunt, nie uświadamiali sobie, jak wielka może być determinacja kobiety nie chcącej być dłużej na garnuszku u swego „pana małżonka”.
Bona zakasała rękawy i dokonała tego, co było jej specjalnością: rzeczy niemożliwej. Przekształciła księstwa pińskie i kobryńskie w najprawdziwszą maszynkę do robienia pieniędzy. Zachwycony król oddawał w jej ręce kolejne ziemie i to już nie z miłości, ale z uwagi na „roztropne Jej Królewskiej Mości we wszystkich sprawach postępowanie, ład i mądre kierownictwo”.
Nawet ryby w stawach
Do każdego majątku, który dołączał do jej kolekcji, królowa podchodziła ze skrupulatnością godną najlepszego menedżera. Zlecała ewidencję ludności, odmierzała grunty, zamieniała daniny w naturze na czynsze, kontrolowała pracę urzędników.
Natura drapieżnika, którą objawiała w młodości, stopniowo ustępowała charakterowi księgowego. Bona wprost kochała się we wszelkich rejestrach, spisach i rachunkach. W liczeniu nie znała umiaru. Jeśli wierzyć jej biografce, Marii Boguckiej, zarachowane chciała mieć wszystko – nawet liczbę ryb w stawach.
Może właśnie z uwagi na to niezwykłe hobby raz jeszcze porwała się z motyką na słońce i rozpoczęła tak zwaną „pomiarę włóczną”. Wbrew niezbyt ekscytującej nazwie była to akcja o epokowym znaczeniu, porównywalna chyba tylko z reformami gospodarczymi cesarza Karola Wielkiego.
Za sprawą Bony w Wielkim Księstwie Litewskim wprowadzono jedną miarę gruntu, jedną metodę jego odmierzania i jeden zbiór wytycznych, wedle którego scalano działki i projektowano wsie. Te z pozoru mało istotne zmiany popchnęły Litwę o wiek lub dwa do przodu w rozwoju cywilizacyjnym.
Reklama
Może i wielu chłopów w ich wyniku popadło w nędzę, ale nie to liczyło się dla polskiej królowej. Wielka pedantka pragnęła porządku i zapanował porządek. A przy okazji jej szkatuły napełniły się złotem.
Wielki plan Bony
To był dopiero pierwszy etap wielkiego planu Bony. Zebrane pieniądze zamierzała zainwestować w przyszłość własną, swojego syna i dynastii.
Wypada w tym miejscu przypomnieć, że Zygmunt Stary, który do niedawna był życzliwym sponsorem królowej, sam też stał na krawędzi bankructwa i głównie robił dobrą minę do złej gry. Wiecznie borykał się z pustkami w skarbcu, a chwilowe zastrzyki gotówki uzyskiwał, zastawiając królewskie dobra. W efekcie majątek państwowy się kurczył, a pozycja króla – coraz bardziej zależnego od sejmu, senatu i niemieckich bankierów – słabła.
Bona wiedziała jednak, jak temu zaradzić. Wystarała się o zgodę męża na wykupywanie za własne pieniądze oddanych w zastaw dóbr. Król przychylił się do jej prośby, choć tylko ustnie. Najwidoczniej wyszedł z założenia, że nie musi każdej umowy z własną małżonką zawierać na papierze. Dopiero gdy krytyka pod adresem Bony nasiliła się, spisał postanowienia w formie oficjalnego dokumentu.
W przywileju z 1536 roku stwierdzał: „Rozważając, iż umysł Jej Królewskiej Mości jest skłonny do rewindykacji dóbr naszych, tak w Królestwie Polskim, jak w Wielkim Księstwie Litewskim, do stołu naszego należących, jednak różnymi zapisami obciążonych i zastawianych, już przed ośmiu laty zgodziliśmy się i zezwoliliśmy jej wyraźnie, aby mogła wyżej wymienione dobra nasze z rąk posiadaczy wykupić”.
Reklama
Plan był genialny w swej prostocie, a jednocześnie mało ostentacyjny. Minęło kilka lat, nim magnaci i szlachta uświadomili sobie, do czego tak naprawdę dąży Bona. Królowa wykupywała dobra w imieniu własnym, a nie jako reprezentantka skarbu królewskiego. W efekcie majątki, które dotąd należały do państwa i były zupełnie niezależne od panującej dynastii, przechodziły na własność Bony.
Tak długo jak żyła, miały zapewniać jej bogactwo i bezpieczeństwo. Z kolei po jej śmierci miały uniemożliwić szlachcie zmianę dynastii. Gdyby Jagiellonowie stracili tron, państwo musiałoby spłacić wszystkie wykupione przez Bonę dobra. A na to, rzecz jasna, w wiecznie pustym skarbcu koronnym nigdy nie znalazłyby się pieniądze.
Z obliczeń historyków wynika, że w samej tylko Polsce – i to nie licząc przyszłej oprawy wdowiej – królowa weszła w posiadanie piętnastu miast i stu dziewięćdziesięciu jeden wsi. Zapłaciła za nie łącznie siedemdziesiąt pięć tysięcy florenów.
Do tego dysponowała stale rozrastającą się domeną na Litwie, gdzie rządziła na prawach równych udzielnym książętom. Bez wątpienia stała się najbogatszą kobietą w historii Polski, a zarazem jedną z największych krezusek swojej epoki.
Bibliografia
Bonie Sforzy i jej czasom poświęciłem całą publikację: Damy złotego wieku. Nowa edycja książki (Wydawnictwo Literackie 2021) do kupienia na Empik.com.
Szczegółowa bibliografia powyższego tekstu znajduje się w książce.