Masowa histeria? Halucynogenne grzyby? Zgubne skutki mistycyzmu? Przyczyny „tanecznej plagi” wciąż budzą kontrowersje, podobnie jak przebieg choroby i jej najbardziej drastyczne skutki. Jedno wiadomo na pewno: tajemnicza przypadłość dotknęła tysięcy ludzi na przestrzeni średniowiecza i wczesnej epoki nowożytnej.
John Waller – profesor historii medycyny z Uniwersytetu Michigan, który poświęcił spory wycinek kariery badaniu tego właśnie zagadnienia – namierzył co najmniej osiem przypadków, gdy w zachodniej Europie dochodziło do wybuchów jedynej w swoim rodzaju epidemii.
Reklama
Najwcześniejszy odnotowano w latach 1021-1022. Ostatni na znaczącą skalę w roku 1518. Do wszystkich doszło w dorzeczach Renu i Mozeli, na pograniczach między Francją, Niemcami i Niderlandami. Różniły się w szczegółach, ale podstawowe detale są zbieżne.
Tańczyli aż utonęli
„Tańcząca plaga” – jak dzisiaj określa się osobliwą przypadłość – każdorazowo dotykała od kilkudziesięciu do nawet kilkuset osób. Chorzy nagle i bezwiednie puszczali się w tan. Robili to bez muzyki, widocznych zewnętrznych bodźców i bez jakichkolwiek oznak jakoby czynność sprawiała im przyjemność. Nigdy też nie byli w stanie wyrwać się z mimowolnego transu.
Tańczyli całymi godzinami, bez wytchnienia, aż wreszcie tracili przytomność. Gdy wracali do siebie, natychmiast na nowo zaczynali podrygiwać. I tak kolejno przez wiele dni, a niekiedy nawet tygodni. Ofiary choroby traciły wszelkie siły, ich nogi puchły, a stopy krwawiły od nieustannego ruchu…
Pierwszy atak przypadłości, ten z lat 1021-1022, miał miejsce w miasteczku Kölbigk. W 1247 roku z tańczącą plagą zetknięto się w Erfurcie, a niewiele później w Maastricht.
Reklama
W ostatniej miejscowości zaraza miała ogarnąć aż dwieście osób. Swoje szaleńcze tańce wyprawiały one na moście na Mozeli, który w efekcie zawalił się, a chorzy potonęli w rzece.
Fakty i anegdoty
John Waller zaznacza, że wczesne relacje mogły być znacząco manipulowane przez kronikarzy. Część robi wręcz wrażenie anegdot, nie zaś raportów z historycznych zdarzeń. Z późnego średniowiecza i początku epoki nowożytnej znane są jednak uderzenia „tanecznej plagi”, które nie podlegają żadnej wątpliwości.
Kilkadziesiąt różnych źródeł opisuje epidemię, która w 1374 roku przetoczyła się nie przez jedno miasto, ale spore połacie nadreńskiego pogranicza.
Najsłynniejsza jest jednak „taneczna plaga”, którą prawie półtora wieku później odnotowano w Strasburgu.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„Przez chwilę jeszcze drżała, po czym zasnęła”
„Zaczęło się całkiem niewinnie” – pisze Jennifer Wright w nowej książce Co nas (nie) zabije. Największe plagi w historii ludzkości. – „W lipcu 1518 roku niejaka Frau Troffea zaczęła tańczyć na ulicy”. Nie rozumiano dlaczego to robi, ona zaś nie potrafiła ani przestać ani się wytłumaczyć.
Gdy tańczyła do wieczora, zaczęto komentować, że… pewnie próbuje zagrać na nerwach swojej brzydszej połówce. Jeszcze w 1532 roku wpływowy szwajcarski lekarz Paracelsus pisał ze wzgardą, że Frau Troffea tańczyła bo mąż „kazał jej zrobić coś, na co nie miała ochoty”.
Reklama
Skończywszy taniec, upadła, by obrazić swego męża. Przez chwilę jeszcze drżała, po czym zasnęła. Twierdziła, że wszystko to był atak choroby, i nic więcej nie chciała powiedzieć, a wszystko po to, by zrobić głupca ze swego męża.
Na tym jednak kobieta nie poprzestała. Nazajutrz tańczyła dalej. Po dwóch dniach też. I choć obezwładniono ją i wywieziono do odległej od miasta kaplicy, to wkrótce tańczyć zaczęli inni mieszkańcy Strassburga. Przynajmniej pięćdziesiąt osób, a według niektórych źródeł – nawet czterysta.
Dziesiątki ofiar, albo… ani jednej
Nie jest jasne, jakie skutki przyniosła choroba. John Waller przytacza w swoich pracach źródła według których dziennie z wycieńczenia umierało piętnaście osób. Łącznie przynajmniej kilkadziesiąt.
Elisabeth Clementz, historyczka z Uniwersytetu w Strasburgu, twierdzi jednak, że nie da się potwierdzić żadnych ofiar śmiertelnych plagi. O martwych pisano bowiem dopiero w późnych, przetworzonych i niewiarygodnych doniesieniach o ataku choroby.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Najskuteczniejsze metody walki z dżumą sprzed 500 lat<br />Z całą pewnością wiadomo tylko, że ludzie pląsali masowo i bez wytchnienia. A zdesperowane władze lokalne kazały nawet wystawić w śródmieściu specjalną scenę, gdzie chorzy mieli podrygiwać dzień i noc, aż zdołają „przełamać klątwę”.
„Wrażenie, że człowiekowi płoną kończyny”
Do dzisiaj nie udało się w pełni przekonująco wyjaśnić, co wywoływało unikalne schorzenie. Wedle popularnej teorii „taneczna plaga” była skutkiem zatrucia psychoaktywnym grzybem pleśniowym o składzie chemicznym zbliżonym do LSD.
Reklama
„Do wielu wybuchów tanecznej epidemii doszło niedaleko rzek, nad którymi rosło żyto” – pisze Jennifer Wright na kartach Co nas (nie) zabije. Największych plag w historii ludzkości.
Sporysz to specjalny rodzaj grzyba mogący rozwijać się w zbożu. U tego, kto zje zarażone nim żyto, mogą wystąpić okropne objawy, na przykład wrażenie, że człowiekowi płoną kończyny.
To pieczenie nazywane jest niekiedy „ogniem św. Antoniego”, jako że w 1075 roku mnisi z reguły św. Antoniego otworzyli szpital jego imienia, gdzie leczyli chorych zakażonych sporyszem.
Do znanych objawów zatrucia sporyszem należały konwulsje i halucynacje. „Ale konwulsje to jednak nie to samo co taniec” – słusznie podkreśla Jennifer Wright.
Reklama
Jednak nie LSD?
„Ta teoria wydaje się niemożliwa do utrzymania, bo jest rzeczą nieprawdopodobną, by ludzie zatruci sporyszem mogli tańczyć przez kilka dni” – podkreśla z kolei John Waller.
Poza tym tak wiele osób nie zareagowałoby na środek psychoaktywny identycznie. Wreszcie, przytoczone rozwiązanie kłóci się z faktem, że do wybuchów choroby dochodziło w miejscach połączonych ciekami wodnymi, ale w zróżnicowanych ekosystemach i w miejscach, gdzie dominowały różne uprawy.
Profesor z Michigan przedstawił w swoich książkach alternatywne rozwiązanie. Jego zdaniem „taneczna plaga” stanowiła rodzaj psychozy społecznej. Transu przenoszącego się z człowieka na człowieka nie za sprawą psychoaktywnych grzybów, ale siły sugestii i zakorzenionych w kulturze lęków.
Suma wszystkich strachów
Zwłaszcza „desperacja tworzyła odpowiednie warunki dla ekstremalnej reakcji psychicznej”. A tymczasem Strasburg na początku XVI wieku borykał się z klęską głodu, katastrofalną zwyżką cen, nawrotami dżumy i trądu oraz pierwszym uderzeniem syfilisu.
Reklama
„To była reakcja histeryczna, karmiąca się ludzkim cierpieniem i najgłębszym znękaniem oraz strachem” – podkreśla Waller. – „Ale reakcja, która mogła się objawić tylko w kulturze pogrążonej w konkretnych, ponadnaturalnych wierzeniach”. Odpowiadała lękom i wyobrażeniom ludzi średniowiecza. I dlatego po nastaniu wieku reformacji oraz druku, epidemia stopniowo zanikła.
„Ekstremalny stres może manifestować się w realny, fizyczny i przerażający sposób” – podsumowuje Jennifer Wright w książce Co nas (nie) zabije. Największe plagi w historii ludzkości. I ten jeden wniosek z tajemniczej choroby sprzed setek lat warto mieć na uwadze także dzisiaj.
Największe plagi w historii ludzkości
Bibliografia
- Clementz Élisabeth, Waller (John), Les danseurs fous de Strasbourg. Une épidémie de transe collective en 1518, „Revue d’Alsace”, t. 142 (2016).
- Waller John, A forgotten plague: making sense of dancing mania, „The Lancet”, nr 373 (2009).
- Waller John, The Dancing Plague: The Strange, True Story of an Extraordinary Illness, Sourcebooks 2009.
- Wright Jennifer, Co nas (nie) zabije. Największych plag w historii ludzkości, Wydawnictwo Poznańskie 2020.