Upadek Arkony. Tak unicestwiono najsłynniejszy bastion słowiańskiej religii

Strona główna » Średniowiecze » Upadek Arkony. Tak unicestwiono najsłynniejszy bastion słowiańskiej religii

Na Rugii kult słowiański nie tylko utrzymywał się aż do pełnego średniowiecza, ale też rozwijał pod wpływem wierzeń chrześcijańskich i skandynawskich. W Arkonie, potężnym grodzie na północy wyspy, funkcjonowała najlepiej znana świątynia pogańska całej Słowiańszczyzny. Tak było aż do roku 1168, gdy na Rugię i zamieszkujących ją Ranów spadł atak połączonych sił duńsko-pomorsko-meklemburskich.

Po 10 maja 1168 roku flota duńska dopłynęła do brzegów Rugii. Jazda duńska wysadzona w kilku punktach wyspy rozjechała się dużymi oddziałami w poszukiwaniu żywności i paszy. Gromadzono maksymalne zapasy w przewidywaniu długiego oblężenia Arkony. Duńczycy łupili każdą napotkaną osadę i wioskę, ogałacając pola, szopy i zagrody ze wszystkiego, co nadawało się do jedzenia. (…)


Reklama


Po kilkunastu dniach grabieży oddziały wróciły obładowane: płodami rolnymi, rybami, paszą, gnając stada owiec i rogacizny. Prowiant był zapewniony. Następnie cała flota podpłynęła w okolice Arkony na półwyspie Witów, wysadzając na ląd wojsko i konie, wyładowując sprzęt i żywność. (…)

Początek oblężenia

19 maja 1168 roku, armia dotarła na przedpola Arkony, na bezpieczną odległość poza zasięgiem machin miotających poustawianych przez obrońców na wałach. Zgodnie z wcześniej ustalonym planem do Duńczyków dołączyły kontyngenty książąt pomorskich Bogusława i Kazimierza oraz księcia meklemburskiego Przybysława. (…)

Umocnienia Arkony. Wizualizacja na tablicy turystycznej na Rugii.
Umocnienia Arkony. Wizualizacja na tablicy turystycznej na Rugii (fot. Andreas Steingoff).

By pokonać Rugię i podporządkować ją na trwałe, należało najpierw obalić kult Świętowita i objąć wyspę chrystianizacją. Wyplenienie kultu Świętowita wymagało uprzedniego zdobycia Arkony. (…)

Na rozkaz [króla Danii] Waldemara dużym wysiłkiem zebranych pod Arkoną wojsk zaczęto karczować okoliczne lasy dębowe i ściągać olbrzymie ilości drewna. Ze zgromadzonych pni cieśle i stolarze rozpoczęli budowę machin miotających i wież oblężniczych.

Komendę nad resztą spraw organizacyjno-przygotowawczych objął [biskup Roskilde] Absalon. Pod jego bacznym nadzorem podzielono obóz na kwatery, wzniesiono namioty i rozmieszczono oddziały. Na tyłach obozu wybudowano budynki zaplecza i stajnie dla licznych koni. Jednocześnie nie zaniedbano asekuracji obronnej. (…)


Reklama


Chorągiew Świętowita

Ranowie słusznie zauważyli, że najsłabszym punktem obrony jest brama pod basztą. Zapobiegli niebezpieczeństwu w następujący sposób: na początku oblężenia lub na krótko przed podejściem najeźdźców pod twierdzę całą przestrzeń wijącego się pod bramą przez grubość wału przejścia wypełnili ubitą ziemią zmieszaną z torfem.

Podobnie postąpili z drogą prowadzącą z zewnątrz pod bramę. Droga wiodła nad fosą, następnie wrzynała się w pierwszy (dolny) poziom wału na wysokości około trzech metrów od góry, przechodziła przez wał i dochodziła pod bramę. Siłą rzeczy, by zrobić miejsce dla drogi, w wale była w tym miejscu przerwa. Teraz ją zlikwidowano, zasypując przestrzeń warstwą ubitej ziemi zmieszanej z darnią.

Tekst stanowi fragment książki Roberta F. Barkowskiego pt. Rugia 1168. To najnowsza pozycja w kultowej serii Historyczne Bitwy.

Najsłabszy punkt linii obronnej został skutecznie zlikwidowany. Obrońcy do tego stopnia nabrali pewności siebie, że zrezygnowali z obsadzenia baszty załogą. Jedynie na jej szczycie pozatykali liczne proporce, insygnia i sztandary bojowe. Wśród nich wyróżniała się rozmiarami i kolorami wielka chorągiew zwana stanicą (w kronice Saxo „stanitia”, z dopiskiem na marginesie „Stuatira”, nie wiadomo, czy korekta, czy uzupełnienie).

Stanica była u pogańskich Słowian świątynną chorągwią bojową,  mającą w ich mniemaniu moc ponadludzką i ponadboską, większą od wszystkich ich władców i bogów razem wziętych; moc większą od samego Świętowita u Ranów czy Swarożyca u Redarów.

Ranowie oddawali stanicy cześć większą niż bogom, wierząc, że uchroni ich wyspę przed każdym wrogiem, a niesiona przed nimi przydaje im wystarczającej mocy, „by ruszyć na bogów i ludzi, i nie było wtedy żadnej rzeczy, której nie mieliby prawa uczynić […] czy to plądrowanie miast i ołtarzy i wszelkie niegodne postępki”. (…)

Bezskuteczny ostrzał

Przystąpiono do pierwszej fazy oblężenia. Poustawiane na szańcach przedpola Arkony katapulty rozpoczęły intensywny ostrzał umocnień obronnych grodu.

Lokowanie pocisków w warstwę dolnego poziomu wałów nie miało sensu, gdyż utykały w grubej warstwie zbitej ziemi, nie czyniąc żadnej szkody. Ostrzał skoncentrowano więc na górnym poziomie wału, starając się roztrzaskać, naruszyć konstrukcję drewniano-ziemną; lecz duńskie katapulty z trudem mogły się równać z rańskimi machinami miotającymi rozstawionymi na grani wału.


Reklama


Z wysokości 30 metrów przewyższały duńskie co najmniej zasięgiem rażenia. Waldemar nakazał zbliżenie stanowisk bojowych do wałów, by zwiększyć efektywność i celność ostrzału, a tym samym zniszczyć fortyfikacje, lecz na nic się to zdało. Roztrzaskane katapulty i straty wśród załóg obsługujących zmusiły Duńczyków do wycofania machin poza zasięg rażenia arkońskiego ostrzału. (…) Odpadała również możliwość zrobienia podkopów pod wałem ze względu na skaliste podłoże.

Pierwszy szturm

Do tej pory oblegający nie decydowali się na szturm generalny, zdając sobie sprawę z dużych strat, jakie przyjdzie im ponieść, i braku gwarancji na sukces. Jednak po tych pierwszych dniach oblężenia, bezskutecznie zmarnotrawionych (…), w obozie duńskim górę wzięła niecierpliwość podsycana przez Absalona.

Posąg króla Danii Waldemara I Wielkiego
Posąg króla Danii Waldemara I Wielkiego (fot. Oleryhlolsson, lic. CC-BY-SA 4,0).

Pod jego naciskiem wszystkie oddziały – duńskie, pomorskie i meklemburskie – ruszyły do szturmu, który został krwawo odparty. Obrońcy również ponieśli przy tym dotkliwe straty, ale gród oparł się nawale.

Nastąpił impas, oblężenie utkwiło w martwym punkcie. Oblegającym zaczęła dokuczać pogoda, niemiłosiernie upalne dni, skwarne noce. W obozie narastały: niezadowolenie, apatia, zniechęcenie. Niezależnie od tego nadal trwały wytężone prace nad zbudowaniem wież oblężniczych i machin miotających przewyższających siłą i zasięgiem rażenia urządzenia obrońców. Tak upłynęły trzy tygodnie i kilka dni.


Reklama


Niewinna zabawa

12 czerwca 1168 roku, krótko po pobudce i śniadaniu, gdy w obozie oblegających trwała codzienna krzątanina, a król raczył się zbawiennym chłodem we wnętrzu namiotu, grupa szwendających się bez zajęcia duńskich pachołków poważyła się na bliskie podejście do wału i zaczęła z proc ciskać niewielkie kamienie w stronę umocnień.

Obrońcy obserwujący ich z korony wału uznali za niegodne używanie broni przeciwko dziecięcym wybrykom. Ze śmiechem obserwowali poczynania pachołków, nie próbując ich przegonić. Również z duńskiego obozu obserwowano, początkowo z rozbawieniem, ich poczynania.

Przylądek Arkona na współczesnej fotografii
Przylądek Arkona na współczesnej fotografii (fot. Lapplaender, lic. CC-BY-SA 3,0).

Po jakimś czasie kilkunastu młodych giermków porzuciło prace i spontanicznie przyłączyło się do nich. Osłaniając się nawzajem tarczami, zaczęli z łuków ostrzeliwać koronę wału. Incydent nie był już zabawą. Obrońcy przestali bezczynnie się przyglądać i również chwycili za broń. Zasypali śmiałków strzałami, oszczepami, kamieniami.

Niebawem w kłębiącej się pod wałem ciżbie pachołków i giermków kilku padło martwych, niektórzy krzyczeli z bólu od zadanych ran. Z obozu nadbiegli z odsieczą rycerze w pełnym rynsztunku. Niewinna z początku potyczka przemieniła się w gwałtowną walkę.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Przystawiano długie drabiny do stromego zbocza dolnej kondygnacji wału, by dotrzeć do podnóża górnej kondygnacji, wzdłuż którego wiódł chodnik wystarczająco szeroki, aby przycupnąć na nim przed szturmem na mur palisady górnej kondygnacji wału. Walka na całej długości wału przybrała na zawziętości.

Kluczowe odkrycie

Jeden z atakujących wspinał się po drabinie w pewnej odległości od zasypanej bramy i dojrzał rzecz zadziwiającą, widoczną jedynie z jego pozycji. Otóż pod wpływem panującego od kilku dni upału zwał ziemi usypany na prowadzącej do bramy drodze wysechł i zapadł się, tworząc głęboką szczelinę tuż przed bramą, pomiędzy jej drewnianymi drzwiami a ścianą z darni.


Reklama


Wojownik stwierdził, że szczelina jest wystarczająco szeroka, aby zmieścić dorosłego człowieka. Jednocześnie dlatego, że zbudowana nad bramą baszta wystawała ponad krawędź bramy, szczeliny nie mogli z góry widzieć obrońcy.

Zachowując zimną krew, odważny wojownik wołał do swych towarzyszy u podnóża wału, by wbijali oszczepy w zwały ziemi zmieszanej z darnią, tak by mógł się po nich wspiąć do szczeliny niczym po drabinie. Co mu się też przy odrobinie szczęścia udało.

Przyczajony przed szczeliną zażądał teraz, by mu dostarczono słomy na podpałkę, aby mógł podłożyć ogień. Zapytany, odkrzyknął, że ma już krzesiwo i krzemień, potrzebuje tylko podpałki. Jednocześnie domagał się, by towarzysze dopomogli mu w zejściu, gdy już podłoży ogień, to znaczy, by chronili go przed możliwym ostrzałem z korony wału.

Lokalizacja świątynnego grodu na współczesnej fotografii
Lokalizacja świątynnego grodu na współczesnej fotografii (fot. Klugschnacker, lic. CC-BY-SA 3,0).

Gdy gorączkowo rozglądano się za podpałką, jak na zawołanie nieopodal miejsca walki przejeżdżała fura z wysuszonym sianem. Udawała się pewnie na obrzeża obozu, gdzie wzniesiono stajnie. Bez namysłu zarekwirowano ładunek. Przerzucano sobie snopy z rąk do rąk, następnie ponabijane na ostrza oszczepów dostarczono w górę wojownikowi. Ów nawpychał je w szczelinę i podpalił.

Gdy ogień chwycił, zszedł szczęśliwie na dół, nadal niedostrzeżony przez obrońców zajętych walką z dala od baszty, i dołączył do pozostałych.

Płomienia, walka i panika

Wszystko to umknęło uwadze obrońców. Pierwsze nieśmiałe języki płomieni zaczęły lizać drewnianą bramę i rozprzestrzeniać się wśród wysuszonych na wiór ubitych mas darni, gdzie znalazły znakomitą pożywkę. Brama zajęła się ogniem. Teraz dopiero zarówno arkończycy na wale, jak i cywile w głębi grodu dojrzeli wznoszące się nad nią kłęby gęstego dymu. Wybuchła panika.


Reklama


Zszokowani obrońcy początkowo wahali się pomiędzy gaszeniem pożaru a odpieraniem szturmu atakujących; lecz rozprzestrzeniający się ogień szybko pochłaniał drewniane elementy górnej części wału i na ten widok większość obrońców, nie zważając na wrogów, rzuciła się do gaszenia, ale bezskutecznie.

Płomienie przedarły się przez ścianę dębowej palisady i wżerały coraz głębiej w konstrukcję wału wypełnioną w większości wysuszonym torfem. Duńczycy, nie zaniechawszy natarcia, czynili wszystko, by przeszkodzić w gaszeniu i jednocześnie podsycali ogień. Wkrótce zabrakło wody. Zrozpaczeni obrońcy lali teraz mleko na płomienie, lecz, o dziwo, im więcej mleka wylewano, tym bardziej płomienie buchały w górę.

Tekst stanowi fragment książki Roberta F. Barkowskiego pt. Rugia 1168. To najnowsza pozycja w kultowej serii Historyczne Bitwy.

Oblężeni tłoczyli się teraz na chodniku korony wału, cierpiąc męczarnie z powodu dymu i temperatury od ognia i żarzącej się konstrukcji wału. Narastające wrzaski i harmider bitewny obudziły w końcu zainteresowanie Waldemara, który wypoczywał w przyjemnym chłodzie namiotu.

Gdy zaintrygowany wyszedł na zewnątrz i dojrzał kłęby dymu na wale, pożar i masy walczących, zażądał od Absalona, by się dowiedział, na ile zaistniała sytuacja zezwala na podjęcie szturmu generalnego.

Gotowi do szturmu

Biskup rycerz natychmiast chwycił tarczę, włożył hełm i pognał w kierunku wału. (…) Dotarł w pobliże bramy, gdy wojownicy szykowali się do natarcia. Powstrzymał ich przed atakiem, rozkazując, by najpierw postarali się zwiększyć zasięg pożaru. Niebawem języki płomieni lizały już słupy i podpory baszty.

Podłoga w dolnej kondygnacji się przepaliła, płomienie dosięgły szybko szczytu, cała baszta zamieniła się w gigantyczny słup strzelającego pod niebiosa ognia. Spłonęły wszystkie zatknięte na szczycie sztandary, łącznie ze stanicą. Rozżarzona do czerwoności konstrukcja baszty zawaliła się w końcu z przerażającym hukiem, rozrzucając wokół tysiące iskier. Dzień jeszcze nie osiągnął południa, a los Arkony już się dopełniał.


Reklama


Absalon pospieszył zameldować Waldemarowi o sytuacji. Zwołano pierwszą tego dnia naradę wojenną. Licząc na powstałe wśród obrońców zamieszanie i zapewne upadek ducha spowodowany utratą stanicy, postanowiono przeprowadzić szturm generalny. (…)

Decydujące natarcie

Po naradzie król ponownie zajął wygodne miejsce przed namiotem, obserwując szturm na wał. (…) Pomorzanie i Duńczycy natarli z niezwykłym męstwem. Nie zważając na śmiertelne niebezpieczeństwo, wspinali się na wał pod gradem pocisków, byle dopaść korony palisady.

Niejeden z atakujących przypłacił odwagę życiem, niektórzy ginęli w walce wręcz na koronie wału, inni spadali z wysokości prawie 30 metrów, roztrzaskując się u jego podnóża.

Król Waldemar i biskup Absalon w zdobytej Rugii. Obraz XIX-wieczny.
Król Waldemar i biskup Absalon w zdobytej Rugii. Obraz XIX-wieczny.

Szczególnie zaciekle walczyli Pomorzanie, „którzy mając za zaszczyt walczyć w obecności króla [Waldemara], okazali pod dowództwem [swoich książą] Kazimierza i Bogusława niecodzienną odwagę, dzielnie atakując miasto, a król [siedząc na stołku przed namiotem – R.F.B.] przyglądał im się z olbrzymim podziwem i zadowoleniem, patrząc, jak wspaniale walczyli”.

Ale i obrońcy odpowiedzieli z nie mniejszym zaangażowaniem i determinacją. Nie zważając na buchające wokół płomienie, bronili się mężnie, mimo zagrożenia, które czyhało od śmiercionośnych strzał, włóczni lub mieczy napastników albo niebezpieczeństwa wpadnięcia w rozżarzoną czeluść wału. Nieważne, jaka śmierć, lepiej zginąć, niż dożyć upadku Arkony.


Reklama


Zapowiedź upadku

Ostatecznie jednak sytuacja przybierała dla nich beznadziejny obrót. Wtedy, mniej więcej w południe, któryś z obrońców, wychylając się nad przedpiersie wału, krzyknął donośnie do Absalona (walczącego na pierwszej linii), że żąda rozmowy. Absalon zaproponował, by się spotkali w spokojniejszym miejscu, z dala od pola walki, przelewu krwi i wrzawy, i dopiero wtedy zapytał, czego sobie życzy.

Obrońca przy użyciu gestykulacji i mimiki poprosił biskupa, by powstrzymał swych ludzi przed kontynuowaniem natarcia do czasu, aż arkończycy przygotują się do podjęcia rokowań. Stało się, słowa zostały wypowiedziane, Arkona zamierzała się poddać.

Źródło

Powyższy tekst stanowi fragment książki Roberta F. Barkowskiego pt. Rugia 1168. Ukazała się ona nakładem Bellony w 2021 roku.

Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.

Autor
Robert F. Barkowski
Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.