Nie było pełnego zwrotów akcji pościgu, morza wątpliwości ani trzymającej w napięciu gry w kotka i myszkę między przebiegłym zbrodniarzem a najsprawniejszymi z detektywów. Co więc było? Tylko zamknięta stodoła, z której dobiegało głośne chrapanie. I ojciec, zaniepokojony, że mała córeczka nie wróciła na noc do domu.
Rzecz działa się 17 października 1938 roku w małej wiosce Kościuszków, położonej zaraz pod Kutnem. Zachodziło już słońce, gdy do osady wmaszerował obdarty mężczyzna w średnim wieku. Zgłosił się do miejscowego sołtysa i okazał sfatygowaną książeczkę wojskową. Ferdynand Grüning, lat 53 — wynikało z dokumentu.
Reklama
„Sprawiał wrażenie człowieka spokojnego”
Włóczęga powiedział, że jest wędrownym blacharzem. Wyglądał ubogo, był brudny, zapuszczony, ale jednak „sprawiał wrażenie człowieka spokojnego”. Miał też przy sobie narzędzia, zwłaszcza zaś nożyce blacharskie. Chyba więc nie kłamał co do wykonywanego zawodu.
Dobroduszny sołtys zgodził się, by nieznajomy pozostał na noc we wsi. Przydzielił mu nawet miejsce w zagrodzie jednego z gospodarzy — Antoniego Bębenisty. Akurat wypisywał kartę noclegową, gdy do chaty weszła mała dziewczynka, z bańką na mleko w ręku. Była to 9-letnia Władysława Bagrowska.
Moment nie mógłby być lepszy. Dziecko miało zaraz wracać z mlekiem do domu, w stronę Kutna. Akurat tą samą drogą, która prowadziła do obejścia Bębenisty.
„Chętnie podjęła się starszego pana odprowadzić”
Towarzyska, otwarta Władysława „chętnie podjęła się starszego pana odprowadzić, gdzie należy”. Potem jeszcze widziano, jak wdzięczny blacharz częstował dziewczynkę cukierkami, jak mówił coś do niej i jak razem zniknęli za zakrętem. Tylko tyle widział sołtys. I tylko tyle mógł powiedzieć, gdy w środku nocy do jego drzwi zaczął się dobijać ojciec dziecka.
Reklama
„Wróciłem wieczorem do domu i pytam, gdzie jest Władzia” — relacjonował później „drżącym głosem” Szczepan Bagrowski. Staruszek, jak twierdziła prasa, ojciec sześciorga. — „Kochałem ją bardzo i zaniepokoiło mnie, że jest już późno, a takie maleństwo jest poza domem. Udałem się do [sołtysa] Jabłońskiego. Tam oświadczono mi, że córka moja wyszła z «dziadem»”.
Obaj mężczyźni, pełni złych przeczuć, ruszyli niemal biegiem do zagrody Bębenisty. Byli pewni, że nie zastaną włóczęgi; że ten dawno wsiąkł jak kamień w wodę i że razem z sobą zabrał 9-letnią Władzię. A jednak, tak się wcale nie stało.
Obudzony Bębenista oświadczył zaspanym głosem, że blacharz rzeczywiście do niego zaszedł. A że miał kartkę, to gospodarz zaprowadził go do stodoły i pozwolił spać na sianie. Widział też, jak gość myje ręce z krwi, ale bez zastanowienia przyjął tłumaczenie, że blacharz się skaleczył.
„Cóż to ja jestem stróżem cudzego dziecka?!”
Podróżny przebywał nadal na prowizorycznym barłogu. I był wściekły, gdy go obudzono.
Reklama
„Spać nie dają!” — warczał. — „Cóż to ja jestem stróżem cudzego dziecka?! Spodróżowałem się, a sołtys spać nie daje!” Nie chciał odpowiadać na pytania, nic go nie obchodził los dziewczynki, żądał, by dano mu spokój. On był jednak tylko jeden, a ich było trzech. Chłopi pod przymusem odprowadzili blacharza do chaty, zapalili światło.
„Wówczas zauważyliśmy, że ma pokrwawione ubranie” — wspominał Bagrowski. Dostrzegł też, że mężczyzna nagle wyciągnął nożyce i… szybko je przetarł. — „Nie przyznawał się do niczego, więc sołtys powiadomił policję. Zaprowadzono go na posterunek. Tam słyszałem przez drzwi, że przyznał się”.
„Z ziemi wystawała jedna rączka”
Grüning, wciąż zły, ale już pogodzony z tym, że nie dadzą mu się wyspać, oznajmił (bez tortur, a nawet bez nacisku), że rzeczywiście nawiązał z małą Bagrowską znajomość. A następnie zaciągnął ją między zboże i zabił.
„Włożyłem nożyczki w serce i już nie żyła…” — stwierdził. W rzeczywistości zrobił jednak znacznie więcej.
„Zaprowadził nas później na miejsce, gdzie zakopał trupa” — opowiadał zrozpaczony ojciec. — „Ziemia była świeżo ubita i z ziemi wystawała jedna rączka. Gdy wydobyto zwłoki, dziecko było zupełnie rozebrane i strasznie pokaleczone. Miała 13 ran, wnętrzności jej wypłynęły”.
Później funkcjonariusze znaleźli jeszcze części ciała dziewczynki. Ustalono, że Grüning zabił dziecko, po czym udał się do Bębenisty na umówiony nocleg. Gdy potwierdzono mu, że dostanie miejsce w stodole, oznajmił, że musi jeszcze wyjść na moment, „aby sobie coś kupić do jedzenia”.
Reklama
Zamiast po zakupy poszedł na miejsce zbrodni. Wykorzystał seksualnie stygnące zwłoki dziecka, po czym nożycami blacharskimi wyciął martwej Władzi narządy rodne. Część chyba zakopał osobno, część zabrał ze sobą do Bębenisty. A następnie zapadł w głęboki, spokojny sen.
Najlepsze alibi
Dla śledczych było absolutnie jasne, że mężczyzna jest winny. Musiał być. Przecież miał krew na rękach, dowiedziono jego kontaktu z ofiarą, wskazał miejsce mordu. I po początkowym oporze wcale nie wypierał się czynu. A jednak każdy dzień przynosił nowe pytania i nowe wątpliwości.
Wyszło na jaw, że niemal identyczna zbrodnia zdarzyła się już wcześniej, niespełna pięćdziesiąt kilometrów dalej. Wędrowny blacharz poprosił dziecko o wskazanie drogi, zjednał sobie jego sympatię, po czym w polu odnaleziono zmasakrowane, niezdarnie ukryte ciało, noszące ślady wielokrotnych uderzeń ostrym narzędziem.
Także tam musiał działać Grüning. A jednocześnie… zwyczajnie nie mógł. Okazało się, że mężczyzna ma żelazne alibi. Najlepsze, jakie dałoby się wyobrazić: podczas zdarzenia siedział w więzieniu.
Reklama
Szlak zbrodni
Policjanci ustalili, że mężczyzna był już skazywany zarówno za gwałt, jak i za zamordowanie dziecka w niemal identycznych okolicznościach, jak te, w których zginęła Władysława Bagrowska. W 1926 roku dostał dożywocie.
W 1934 roku wciąż formalnie przebywał w więzieniu… dano mu jednak przepustkę zdrowotną, podczas której dokonał nowego mordu. Następnie spokojnie wrócił do celi, a po paru miesiącach został zwolniony w ramach amnestii – i to bez jakiegokolwiek nadzoru. Niezwłocznie wrócił do swej występnej działalności.
Ile miał łącznie ofiar na sumieniu? 7-letnia Irenka Erentz w 1926 roku, 11-letni Józio Chudobiński w 1934, 8-letnia Lucynka Góra w lipcu 1938 (której cudem udało się przeżyć) i wreszcie 9-letnia Władzia Bagrowska w październiku.
Trzy trupy, cztery zbrodnie. A przynajmniej do tylu się przyznał. Policjanci przypuszczali, że zabitych było w rzeczywistości znacznie więcej.
***
Całą historię życia i zbrodniczej działalności Ferdynanda Grüninga opisałem w mojej nowej książce: Seryjni Mordercy II RP. Do kupienia na przykład w Empiku.
Najgorsi mordercy przedwojennej Polski. Kryminalne tajemnice i niewyjaśnione zbrodnie
Bibliografia
Przebieg ostatniej zbrodni i aresztowania zrekonstruowałem głównie na podstawie zeznań na procesie: Zbrodniarz nie okazał skruchy słuchając wstrząsających zeznań rodziców swych nieletnich ofiar, „Głos Poranny” 1939, nr 60 z 1 III; Wampir-Grüning skazany na śmierć, „Ilustrowana Republika” 1939, nr 60 z 1 III.
Pierwsze relacje prasy po zatrzymaniu: Straszna zbrodnia pod Kutnem, „Ilustrowana Republika” 1938, nr 288 z 20 X; Aresztowanie potwornego mordercy dzieci, „Kurjer Warszawski” 1938, nr 297 z 29 X (wyd. poranne).
Pełna bibliografia znajduje się w książce.
1 komentarz