Wyprawa kijowska 1920 roku. Dlaczego wielki triumf Piłsudskiego szybko zamienił się w odwrót?

Strona główna » Międzywojnie » Wyprawa kijowska 1920 roku. Dlaczego wielki triumf Piłsudskiego szybko zamienił się w odwrót?

Planując uderzenie na Kijów Józef Piłsudski spodziewał się twardego oporu ze strony Armii Czerwonej. Zawczasu podjęto więc negocjacje z przywódcą Ukraińskiej Republiki Ludowej Symonem Petlurą. Po podpisaniu 21 kwietnia umowy politycznej i wojskowej nic już nie stało na przeszkodzie, aby rozpocząć atak. Łatwe zdobycie miasta ogłoszono wielkim sukcesem Piłsudskiego. Szybko okazało się jednak, że to tylko pozory.

Wojsko Polskie ruszyło do ofensywy 25 kwietnia 1920 roku. Brały w niej udział trzy polskie armie: na północy atakowała grupa uderzeniowa (późniejsza 3 Armia) dowodzona przez „Śmigłego”, w centrum generał Antoni Listowski stał na czele 2 Armii, a na południu walczyła 6 Armia generała Wacława Iwaszkiewicza.


Reklama


Bolszewicy oddawali teren bez walki

Rosjanie bronili się dwiema armiami: XII na północy oraz XIV na południu, w skład których wchodziły po cztery dywizje strzeleckie i po dywizji jazdy. Armie Wojska Polskiego z reguły składały się z trzech dywizji piechoty oraz brygady jazdy. Zatem siły były wyrównane.

Wśród żołnierzy Armii Czerwonej panowało niskie morale, oddawali teren praktycznie bez walki, zatem Polacy odnieśli błyskawiczny sukces. Rosyjskiego odwrotu nie zatrzymały nawet zagony wykonywane przez polską kawalerię oraz – po raz pierwszy w tej wojnie – formacje zmechanizowane.

Polskie jednostki w czasie ofensywy na Kijów (domena publoczna).
Polskie jednostki w czasie ofensywy na Kijów (domena publiczna).

Pierwszy cel kampanii, czyli zniszczenie armii rosyjskich, nie został zrealizowany, a skoro w nocy z 26 na 27 kwietnia osiągnięto zamierzone cele terenowe, polskie siły zatrzymały się. Nie skorzystano w ten sposób z okazji, by wkroczyć do Kijowa za uciekającymi czerwonoarmistami.

Dopiero 28 kwietnia Józef Piłsudski wydał „Śmigłemu” rozkaz przygotowań do marszu na Kijów. Polskie dowództwo spodziewało się, że Rosjanie zechcą bronić ukraińskiej stolicy i skupią tam swoje siły, dzięki czemu będzie okazja do ich zniszczenia. Zatem bez pośpiechu koncentrowano wojska – 1 Dywizji Piechoty Legionów, 15 Dywizji Piechoty i 7 Brygady Jazdy – oraz amunicję dla ciężkiej artylerii. Akcja miała się rozpocząć po 3 maja, gdy w Kijowie pojawią się większe siły rosyjskie.

Co z tym tramwajem?

Czekano jednak bezowocnie i dopiero 6 maja Polacy ruszyli do przodu. Dużo było w tym jednak przypadku – pododdziały rozpoznawcze nie stwierdziły bowiem obecności nieprzyjaciela i wyruszyły na jego poszukiwania. Za nimi podążyły macierzyste pułki, a wyżsi dowódcy zaakceptowali sytuację.

Podobno pierwsi żołnierze wjechali do Kijowa… tramwajem. W jaki sposób odbywała się ta podróż, nie wiadomo. Być może zachowali się jak na prawdziwych „polskich panów” przystało i wykupili u konduktora bilety? Niewykluczone jednak, że obsługę zmuszono do jazdy, a sam tramwaj miał zostać uzbrojony w karabin maszynowy. W ten sposób dojechali ponoć do Chreszczatyka, głównej ulicy śródmieścia Kijowa.


Reklama


Jak to z legendami bywa, najtrudniej ustalić prawdziwy przebieg wypadków. Nie wiadomo nawet, kto dowodził tą tramwajową eskapadą. Według jednych relacji miał to być podporucznik Olszewski z 1 Pułku Szwoleżerów im. Józefa Piłsudskiego, a według innych – porucznik Olszewski z I Brygady Piechoty Legionów.

Niektórzy twierdzili, że pierwszy Olszewski wjechał do ukraińskiej stolicy wieczorem, natomiast drugi powtórzył jego wyczyn rankiem. Być może zresztą nie był to żaden z nich, tym bardziej że nigdzie nie padło imię „zdobywcy” Kijowa. Zaś późniejsze roczniki oficerskie wymieniają aż kilkudziesięciu Olszewskich…

Artykuł powstał głównie w oparciu o książkę Sławomira Kopra i Tomasza Stańczyka pt. Najdalsze Kresy. Ostatnie polskie lata (Wydawnictwo Fronda 2021).
Artykuł stanowi fragment książki Sławomira Kopra i Tomasza Stańczyka pt. Najdalsze Kresy. Ostatnie polskie lata (Wydawnictwo Fronda 2021).

Minimalne straty

Inna sprawa, że bezproblemowe wkroczenie Wojska Polskiego do miasta zaskoczyło wszystkich – nie tylko Piłsudskiego i „Śmigłego”, lecz także mieszkańców i służby porządkowe. Na zachowanych fotografiach widać bowiem zwarte oddziały wojskowe przeciskające się między wiwatującymi mieszkańcami i unieruchomionymi na środku ulic tramwajami.

W Polsce wybuchła euforia. Piłsudskiego porównywano do Bolesława Chrobrego, a „Śmigłego” – do Janusza Radziwiłła, bohatera Potopu. Pamiętano bowiem, że właśnie ten hetman był ostatnim wodzem Rzeczypospolitej, który zajął Kijów. Miało to miejsce na początku sierpnia 1651 roku podczas powstania Chmielnickiego…


Reklama


Tydzień, który Polacy spędzili na przedpolach Kijowa, Rosjanie wykorzystali na wycofanie się za Dniepr. Ich straty są trudne do oszacowania, gdyż w tym okresie więcej żołnierzy zdezerterowało, niż zginęło w efekcie bezpośrednich walk. Natomiast straty polskie to zaledwie 150 poległych.

Chłopskie poparcie dla bolszewików?

Gorzej, że na opanowanych terenach chłopi masowo występowali przeciw naszym wojskom, uważając, że wraz z nimi wrócą polscy właściciele ziemscy. Bolszewicy rozpoczęli już bowiem reformę rolną i nowym właścicielom groziła teraz rewindykacja majątków. Chłopi popierali zatem władzę radziecką, nie przypuszczając, jak straszny los zgotują im za kilka lat politycy z Kremla. Ale czy ktoś mógł przewidzieć sprowokowaną przez Sowietów potworną klęskę głodu i kilka milionów ofiar na Ukrainie?

Defilada Wojska Polskiego w Kijowie. 9 maja 1920 roku (domena publiczna).
Defilada Wojska Polskiego w Kijowie. 9 maja 1920 roku (domena publiczna).

Na domiar złego administracja Petlury nie miała szans na odbudowanie struktur państwowych. Wprawdzie ogłoszono pobór do wojska, lecz brakowało urzędników do jego przeprowadzenia – wojsko ukraińskie zostało zasilone jedynie nielicznymi ochotnikami. Do tego na ziemiach wyzwolonych spod rosyjskiej okupacji władzę przejmowali lokalni watażkowie, którzy ignorowali polecenia władz centralnych i nie chcieli się dzielić posiadanymi zasobami.

Front polsko-bolszewicki składał się z dwóch części rozdzielonych bagnami Polesia. Z północy, z terenów litewsko-białoruskich, nadchodziły informacje o olbrzymiej koncentracji sił rosyjskich przygotowujących się do potężnej ofensywy.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Bolszewicka kontrofensywa

W Warszawie zadecydowano o skierowaniu tam wszystkich możliwych wzmocnień, także z Ukrainy. Na południu miały pozostać znacznie skromniejsze siły obronne, gdyż uważano, że „Śmigły” poradzi sobie ze stacjonującymi tam wojskami sowieckimi. Było ich jednak coraz więcej, a wśród nich pojawiła się również Armia Konna Siemiona Budionnego.

Ofensywa rosyjska na Ukrainie rozpoczęła się 26 maja 1920 roku, a jej głównym celem było zniszczenie 3 Armii stacjonującej wokół Kijowa oraz odepchnięcie 6 Armii zajmującej pozycje na południe od miasta. Sowietami dowodził Aleksandr Jegorow, którego komisarzem politycznym był Józef Stalin.


Reklama


Planowano, że część sił rosyjskich zaatakuje Kijów i zwiąże „Śmigłego” walką, a w tym czasie reszta bolszewickich oddziałów otoczy miasto. Natomiast Konarmia Budionnego miała za zadanie powstrzymać wszelkie próby odsieczy dla Kijowa.

Siły rosyjskie były trzykrotnie liczniejsze. Wprawdzie ich przewagę ilościową Polacy częściowo niwelowali lepszym wyszkoleniem i dobrą artylerią, jednak praktycznie każde z czterech bolszewickich ugrupowań atakujących Kijów powinno samodzielnie poradzić sobie z wojskami „Śmigłego”. Na szczęście generał po raz kolejny pokazał swoją prawdziwą wartość na froncie.

Edward Śmigły-Rydz i Józef Piłsudski na zdjęciu wykonanym w 1920 roku (domena publiczna).
Edward Śmigły-Rydz i Józef Piłsudski na zdjęciu wykonanym w 1920 roku (domena publiczna).

Problemy z łącznością

Przez pierwsze 10 dni postępy Sowietów były minimalne, gdyż „Śmigły” umiejętnie manewrował odwodami, wspierając zagrożone odcinki. Z tego powodu Naczelne Dowództwo w Warszawie zrezygnowało nawet z przysłania pod Kijów dodatkowych dwóch dywizji, kierując je na front białoruski. Były to jednak tylko przejściowe sukcesy, bo niebawem „Śmigły” znalazł się w bardzo trudnej sytuacji.

Podstawowy problem stanowił bowiem kompletny brak łączności ‒ „Śmigły” nie miał kontaktu z dowodzącym frontem ukraińskim generałem Antonim Listowskim ani także z Piłsudskim w Warszawie. Używane wówczas telefony polowe nie pozwalały na rozmowy dalekodystansowe, telegraf drutowy nie działał, radiostacja nie miała zasięgu, a samoloty nie mogły wystartować z błotnistych lotnisk.


Reklama


Do „Śmigłego” docierały zaledwie strzępki informacji, zatem uznał, że aktualne są rozkazy z końca maja, czyli obrona Kijowa za wszelką cenę i oczekiwanie na posiłki. O tym, że wysłano je na Białoruś, nie wiedział. Tymczasem Armia Konna przerwała polski front na styku między 3 a 6 Armią, a informacja o tym dotarła do Kijowa dopiero po 48 godzinach. Oznaczało to, że miasto mogło zostać odcięte.

Na domiar złego nadeszła też wiadomość, że dowództwo frontu opuściło już swoją kwaterę w Żytomierzu. Była to tragedia dla oddziałów „Śmigłego”, gdyż przez Żytomierz położony o 130 kilometrów na zachód od Kijowa biegło bezpośrednie połączenie drogowe z Polską.

Żołnierze osławionej Armii Konnej Budionnego (domena publiczna).
Żołnierze osławionej Armii Konnej Budionnego (domena publiczna).

W tej sytuacji pozostawał wyłącznie drugi szlak ewakuacyjny ‒ droga i linia kolejowa prowadzące przez Korosteń leżący bardziej na północ. „Śmigły” przywykł jednak do wykonywania rozkazów. Wiedział też, że zapasy wystarczą mu na dwa tygodnie. Dostał polecenie bronić miasta – i zamierzał to respektować, tym bardziej że do 15 czerwca miało przybyć obiecane wzmocnienie. Drogą kolejową przez Korosteń rozpoczął ewakuację rannych, chorych i cywilów. Wówczas otrzymał od Listowskiego rozkaz opuszczenia Kijowa i uderzenia na Żytomierz.

Rozkaz odwrotu

Generał uznał to polecenie za niewykonalne i pamiętając o rozkazach od Naczelnego Wodza, zażądał jego powtórzenia przez dowództwo w Warszawie. Specjalnie w tym celu wysłano samolot, dowodząc, że szanse powodzenia ataku na Żytomierz są minimalne, a poza tym przez miasto nie prowadziła linia kolejowa.

W tej sytuacji musiałby porzucić tabory, rannych i cywilów, a odwrót zamieniłby się w ucieczkę. Twierdził także, że w Kijowie utrzyma się wystarczająco długo, by zdążyła nadejść odsiecz.

Kolejny rozkaz dotarł do Kijowa (samolotem) po południu 9 czerwca, podpisał go szef Sztabu Generalnego, generał Stanisław Haller. Nakazywano przeprowadzić odwrót w kierunku na Korosteń, co było możliwe do wykonania. „Śmigły” zrozumiał, że nie dostanie żadnych wzmocnień, i zarządził wysadzenie mostów na Dnieprze. Ta decyzja potwierdza, że zdawał sobie sprawę, iż ewakuacja Kijowa ma charakter ostateczny.

Odwrót 3 Armii spod Kijowa. Zdjęcie z czerwca 1920 roku (domena publiczna).
Odwrót 3 Armii spod Kijowa. Zdjęcie z czerwca 1920 roku (domena publiczna).

Przez ostatnie sześć lat miasto przechodziło kilkanaście razy z rąk do rąk, ale nikt nigdy nie zniszczył przepraw mostowych. Wszyscy okupanci mieli bowiem nadzieję, że wrócą do ukraińskiej stolicy, i nie chcieli utrudniać sobie życia.

Edward Śmigły-Rydz opuścił Kijów następnego dnia po południu. Jechał odkrytym samochodem, kierowca prowadził pojazd bardzo wolno, by nie wzbudzać w mieście niepotrzebnej paniki. Przez kilka kolejnych godzin generał zajmował się organizacją szyku i kolumn marszowych, w efekcie – jeszcze przed zapadnięciem zmroku – wojsko zaczęło wychodzić z miasta.

Przeczytaj również o tym jak Śmigły-Rysz w mistrzowski sposób poprowadził odwrót spod Kijowa. Po latach chwalił go nawet Stalin

Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Sławomira Kopra i Tomasza Stańczyka pt. Najdalsze Kresy. Ostatnie polskie lata. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Fronda.

Kontynuacja bestsellerowej serii

Autor
Sławomir Koper

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Kamil Janicki

Historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, Wawel. Biografia, Warcholstwo czy Cywilizacja Słowian. Jego najnowsza książka toŚredniowiecze w liczbach (2024).

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.