Zwyczajny dzień w Berezie Kartuskiej. Szczera relacja polityka zesłanego do sanacyjnego obozu

Strona główna » Międzywojnie » Zwyczajny dzień w Berezie Kartuskiej. Szczera relacja polityka zesłanego do sanacyjnego obozu

Na blisko 3000 więźniów, którzy od lipca 1934 do września 1939 roku przewinęli się przez Berezę Kartuską czekały warunki urągające ludzkiej godności. Bicie, wyzwiska i praca ponad siły były standardem. O tym, jak wyglądał przeciętny dzień w sanacyjnym obozie możemy się przekonać sięgając po wspomnienia Władysława Ryncarza, numer obozowy 702.

Władysław Ryncarz w latach 30. był jednym z najaktywniejszych działaczy Stronnictwa Ludowego na terenie województwa krakowskiego. Szczyt jego kariery stanowiła ranga sekretarza Zarządu Powiatowego SL w Bochni.


Reklama


Za organizowanie strajku do Berezy

W sierpniu 1936 roku Ryncarz został zatrzymany za organizację i udział w strajkach, jakie wybuchły w związku z obchodami „święta czynu chłopskiego” (15 sierpnia). Upamiętniało ono wkład chłopów w obronę kraju przed nawałą bolszewicką w 1920 roku.

Działacz nie został postawiony przed sądem. Podobnie jak kilku innych ludowców z Krakowskiego trafił na mocy decyzji administracyjnej prosto do obozu w Berezie Kartuskiej.

Po latach dokładnie opisał, jak wyglądał zwyczajny dzień w miejscu odosobnienia. Wspominał, że oficjalnie „praca trwała 8 godzin, ale tych wszystkich czynności było na 15 godzin, bo i ćwiczenia, bieganina, mycie ustępów, szorowanie, tak że bite 15 godzin to trwało”.

Ruiny budynku obozowej administracji, a na pierwszym planie pomnik poświęcony więźniom Berezy (Christian Ganzer/CC BY-SA 3.0).
Ruiny budynku obozowej administracji, a na pierwszym planie pomnik poświęcony więźniom Berezy (Christian Ganzer/CC BY-SA 3.0).

Dzień rozpoczynał się pobudką o „godzinie 5. Następnie ubieranie się na korytarzu, potem na salę stać na baczność wpatrzony przed siebie w ścianę”. Wreszcie:

Na sygnał gwizdka cała sala dwójkami z menażkami i ręcznikami do mycia biegiem dookoła bloku, po drugiej stronie którego stały beczki z wodą na wózkach dwukołowych, przyciągniętych poprzedniego dnia przez więźniów od pompy kieratowej, a oddalonej od bloku o paręset metrów.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Z tyłu beczek były otwory zatkane korkami. Po wyciągnięciu tych szpuntów woda ciekła strumieniem, zaś więźniowie podstawiali menażki nabierając wodę i biegiem pod druty kolczaste. Myli się z menażki bardzo szybko, bo czas był wyliczony na minuty.

Ci osadzeni mieli najgorzej

Po zakończeniu porannej toalety więźniowie musieli ponownie uformować dwuszereg i biegiem wrócić na salę, gdzie ustawiali się przy swoich pryczach. Potem:


Reklama


Następne dwa gwizdki, biegiem do suteren. Śniadanie. Zupa przeważanie kminkowa, kawałek chleba, czarny jak ziemia (…). O godzinie 12 przerwa. Trwała godzinę. Obiad, Jedno danie, zupa ziemniaczana (…). Tak samo na kolację, tylko zupa.

W czasie, gdy Ryncarz przebywał w obozie osadzeni zajmowali pięć sal. W każdej z nich przytrzymywano około 40 osób. Do ostatniego pomieszczenia (tak zwanej „karnej” sali) trafiali zwykle „młodzi studiujący na wyższych uczelniach”.

Dyrekcja i administracja Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej (domena publiczna).
Dyrekcja i administracja Miejsca Odosobnienia w Berezie Kartuskiej (domena publiczna).

Załoga obozu zapewniała im „specjalne traktowanie”:

Więźniowie z tej sali zawsze pierwsi wybiegali na zbiórkę i zawsze ostatni do jedzenia. Można więc sobie wyobrazić jak szybko musiano jeść tę gorącą zupę, żeby coś zjeść. Bo przecież zaraz gwizdek, a więc baczność, nie wolno się ruszyć, następnie biegiem dwójkami poza blok do mycia menażek i tam resztki zupy nie zjedzonej z żalem wylewano do ścieku.

Załatwiano się „gdzie kto mógł”

Po posiłku i umyciu menażek osadzeni mieli czas na załatwienie potrzeb fizjologicznych. Na każdą z cel przypadało jednak zaledwie kilkanaście minut.


Reklama


Co gorsza, jedna z dwóch dostępnych latryn z reguły była nieczynna. Dlatego, jak wspominał Ryncarz, załatwiano się „gdzie kto mógł”. W efekcie:

(…) czyszczenie ustępów, do czego dawano tylko jedno wiadro wody, kawałek szmaty i starą miotłę, było niesłychanie ciężki i przykre. Bo czystość trzeba było utrzymać, a na to jednego wiaderka wody nie starczało, więc trzeba było gołymi rękami.

Bereza Kartuska. Pocztówka z początku XX wieku
Bereza Kartuska. Pocztówka z początku XX wieku (domena publiczna).

Praca ponad siły i bicie

Poza czyszczeniem latryn były więzień sanacyjnego obozu wymieniał również inne przykłady zajęć wykonywanych przez osadzonych. Wszystko rzecz jasna musiało się odbywać w biegu. I tak bereziaków zmuszano do:

(…) mieszania kupy kompostowej rękami, albo równania terenu, które odbywało się w ten sposób, że więźniowie nosili na łopatach ziemię na tereny niższe w odległości nawet 200 metrów. Gdy więzień niósł na łopacie ziemię, szedł wolno, a z powrotem po ziemię biegiem. Przy czym stale komendanci mówili, że bieg ma być jak na olimpiadzie.


Reklama


Często zdarzały się wypadki, że komendant upatrzył sobie ofiarę i wywołując ją mówił: „Dlaczego to aresztowany wykonuje pracę niechętnie?” Zaraz 25 pał i znowu biegiem do parkanu i z powrotem tak długo, aż więzień całkowicie wyczerpany nie mógł już nogami powłóczyć. Wtenczas ręce z łopatą do góry, przysiad, czołganie się, potem znowu do pracy.

W czasie przekopywania terenu przebierano gruz, cegłę, kamienie, więźniowie ładowali na wozy (…). Pomimo wielkiego wysiłku trudno było taki załadowany wóz uciągnąć. Wtedy to przybiegali policjanci i gumowymi pałami bili więźniów, gdzie się dało. „Do polityki wy, skurwysyny, toście siłę mieli, a do roboty to jej wam brakuje? Pchać prędzej!” Więźniowie chowają głowy w ramiona i próbują wóz ruszyć. Nie zawsze się to jednak udawało.

Wydana przez Międzynarodową Organizację Pomocy Rewolucjonistom we Francji pocztówka przeciwko założeniu obozu w Berezie Kartuskiej (domena publiczna).
Wydana przez Międzynarodową Organizację Pomocy Rewolucjonistom we Francji pocztówka przeciwko założeniu obozu w Berezie Kartuskiej (domena publiczna).

Nocne inspekcje

Regulaminowo dzień kończył się o 19.00, gdy więźniowie mieli kłaść się spać. Jednak rzadko kiedy tak się działo. Jak tłumaczył Ryncarz: „bieg do spania zwykle się nie udawał, więc z powrotem i znów pod koc, i znów z powrotem, wedle woli »komendanta«”. Były więzień doskonale pamiętał, że:

W nocy sala była oświetlona. Na korytarzu wartowała policja, zaglądając przez szybkę, czy więźniowie nie rozmawiają. (…) Często w czasie nocy odbywały się rewizje na salach.

Na gwizdek zrywano się z pryczy i każdy biegł na swoje stanowisko przy ułożonych w kostkę ubraniach czekając na rewizję. Czego szukano w siennikach, słomie, trudno było odgadnąć. Dały się jednak te rewizje we znaki. No, bo stój tu człowieku na zimnej posadzce boso, w bieliźnie, szczególnie zimą.

Efekty odwrotne od zamierzonych

Autor relacji miał „szczęście”. Przebywał w Berezie jedynie kilka miesięcy i z początkiem listopada został zwolniony. Jako ludowiec był również nieco łagodniej traktowany niż na przykład komuniści czy nacjonaliści ukraińscy.

Karykatura z lat 30. przedstawiająca więźniów Berezy (domena publiczna).
Karykatura z lat 30. przedstawiająca więźniów Berezy (domena publiczna).

Co warte podkreślenia po powrocie w rodzinne strony Ryncarz w żadnym razie nie zaniechał działalności politycznej. Już 19 listopada przemawiał na zjeździe powiatowym SL, poruszając sprawy organizacyjne i zachęcając do wytężonej pracy na rzecz stronnictwa.

Jak widać metody stosowane wobec przetrzymywanych w Berezie nie przynosiły zamierzonych efektów. Zamiast zamknąć usta niepokornym, w wielu przypadkach prowadziły wręcz do radykalizacji poglądów.

Przeczytaj również o wyżywieniu w Berezie Kartuskiej. Co jedli więźniowie sanacyjnego obozu?

Bibliografia

  1. Władysław Ryncarz, Z zapisków ludowca [w:] Bereziacy, pod red. Leona Pasternaka, Warszawa 1965,
  2. Sprawozdania sytuacyjne wojewody krakowskiego za 1936 r., APKr, UWKr-287.
  3. Słownik biograficzny działaczy ruchu ludowego, pod red. J. Dancygiera, Warszawa 1989.
  4. Wojciech Śleszyński, Obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej 1934-1939, Białystok 2001.

Autor
Rafał Kuzak
1 komentarz

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.