W 1567 roku Zygmunt August zgromadził kilkudziesięciotysięczną armię, która miała ruszyć na Moskwę. Przez kilka miesięcy czekała ona na rozkaz do ataku. Król jednak nigdy go nie wydał. Powodem było wykrycie spisku mającego doprowadzić do obalenia cara Iwana IV Groźnego. Dlaczego misterny plan polskiego monarchy spalił na panewce?
Król Zygmunt August ostatecznie zdecydował się na wielkie starcie pomimo trwania rozejmu. W roku 1558 rozejm zerwał Iwan IV; teraz miał to uczynić król, który na sejmie w Grodnie obiecał posłom, że osobiście będzie dowodził wyprawą. 5 października 1566 roku stanął przed carem goniec litewski Jerzy Bykowski z pismem polskiego monarchy wypowiadającym wojnę.
Reklama
Misja Iwana Kozłowa
Zygmunt August zebrał wielką armię: 47 tysięcy żołnierzy oraz, wedle łożniczego królewskiego Łukasza Łęckiego, „sto i kilkanaście armat”, w tym 95 dział królewskich, nie licząc tłumów czeladzi i pachołków, chętnych tak do łupiestwa, jak i ucieczki. Król chyba wreszcie liczył się z możliwością marszu na stolicę carów, gdyż przedtem rozpoczął grę o pozyskanie bojarów niechętnych Iwanowi IV.
Wysłał m.in. zbiega moskiewskiego Iwana (Iwaszkę) Kozłowa z listami wzywającymi bojarów do przejścia na stronę Litwy. Kozłow ożenił się ze szlachcianką litewską Korsakówną: „będąc posłem od króla do moskiewskiego, spraktykował był niemal wszystkie przedniejsze pany w Moskwie, że się królowi chcieli poddać, by tylko król się im ukazał z wojskiem, a kniazia związawszy, wydać”, dowodził polski kronikarz Marcin Bielski.
Ożenienie makiawelizmu z polityką siły miało wreszcie przynieść sukces królowi oskarżanemu o „niewojenność” i „dojutrkostwo”. Niemniej podejrzliwy Iwan IV „przeczuł” misję Kozłowa, a raczej miał dobrych szpiegów. Poseł został uwięziony.
Zapewne poddano go torturom, na których wszystko wyśpiewał. Car umocnił się w swych podejrzeniach wobec „podstępnej”, „zdradzieckiej” Litwy i Lachów. Kozłow zginął śmiercią okrutną, wbity na pal.
„Przestąpić to słuszniej jest niż pisać”
O ile król Zygmunt August nie wahał się wspierać tajnych zabiegów przeciw tyranowi, to niektórzy ówcześni publicyści wzdragali się przed knuciem spisków wobec obcych władców. Nawet przeciw tak okrutnemu jak Iwan IV. „Przestąpić to słuszniej jest niż pisać”, lepiej przemilczeć to, niż opowiadać – zauważył sekretarz królewski Łukasz Górnicki, świadom wielu rzeczy, które działy się na dworze Zygmunta Augusta.
Reklama
Niestety, nie opisał tych makiawelicznych zabiegów, podobnie jak nie pozostały ślady kreciej roboty Jagiellona. Bo też kto się lubi takimi rzeczami chlubić? Lepiej chadzać w koronie cnego króla panującego nad cnym narodem.
W sierpniu 1567 roku zjawiło się u Zygmunta Augusta przebywającego w Grodnie poselstwo moskiewskie na czele z namiestnikiem suzdalskim Fiodorem Iwanowiczem Umnyj-Kołyczewem. Dojrzeli oni swego niedawnego kolegę: bojarzyna Andrzeja Kurbskiego. Nie raczył on nawet wstać na powitanie. Podobnie jak i panowie litewscy.
Sprawa Włodzimierza Rurykowicza
Skąd taka butna postawa Litwinów? Wynikała z wiary, że gra króla doprowadzi niebawem do obalenia Iwana IV przez moskiewskich bojarów. To z inspiracji króla Litwini wysłali posłanie do nękanej, terroryzowanej starej szlachty, ziemszczyny, aby uwięziła i zdetronizowała tyrana Iwana IV. A na jego miejsce osadziła bratanka cara, Włodzimierza Andrzejewicza Rurykowicza, księcia na Staricy.
Sprawa ta ciągnęła się od choroby cara w 1553 roku i kandydatura Włodzimierza co pewien czas wracała w tajnych rozmowach. Jednak Iwan IV znów dochodził do zdrowia po symulowanych lub prawdziwych chorobach, po czym rozprawiał się krwawo z tymi, którzy ośmielili się opowiedzieć swego czasu za Włodzimierzem.
Reklama
Wpadał w takie odmęty schizofrenii, że w pewnym momencie oddał tytuł cara chanowi krymskiemu. Bardzo w tym przypominał króla Szwecji Eryka XIV, który w napadzie choroby pozabijał możnych, uciekł w lasy, potem sprowadził brata Jana, którego chciał zgładzić, po czym oddał mu na koniec tytuł królewski.
Na rozkaz cara kniaź Aleksander Gorbaty wraz z synem Piotrem i szwagrem okolniczym Piotrem Gołowinem zostali straceni. Podobnie jak wszyscy związani z dworem Włodzimierza Rurykowicza. Obawiając się rozlewu krwi dynastycznej i rozruchów z tym związanych, Iwan IV w 1566 roku powoli osaczał krewnego.
Zabrał Włodzimierzowi rodową Staricę, co podcięło siłę ekonomiczną Rurykowicza. Na dodatek książę Włodzimierz zmuszany był do ponawiania przysiąg na wierność i pełnej podległości – „w żadnych sprawach decydować nie będę” – oraz donoszenia na własną matkę Eufrozynę.
W oczekiwaniu na zamach stanu
Ubezwłasnowolniony Włodzimierz ratunku szukał w porozumieniu z polskim królem. Prawdopodobnie Litwinom, a może i samemu kniaziowi Włodzimierzowi udało się przemycić tajne listy. Jednakże jego plany ucieczki na Litwę zostały zdemaskowane. Jedyną nadzieją stała się więc wyprawa polsko-litewska na Moskwę 1567 roku, w której przewidywano wybuch powstania i przekazanie władzy Włodzimierzowi.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Taki był zapewne plan Zygmunta Augusta i cel jego sekretnych działań. Nic dziwnego, że Iwan IV czuł się osaczony przez „zdradzieckich Litwę i Lachów” i miotał się, rozdając ciosy na prawo i lewo. Tymczasem król nadal czekał na rozwój sytuacji, czyli na przeprowadzenie zamachu stanu w Moskwie. Z niepojętych przyczyn nie zdecydował się nawet na mały ruch swej potężnej armii w kierunku ziem utraconych niegdyś przez Litwę. Dlaczego? O przyczynach dowiadujemy się od kronikarza Andrzeja Lubienieckiego.
Pisał on, że Zygmunt August w rejonie koncentracji wojsk polsko-litewskich miał „niejakie porozumienie z Pany moskiewskimi w siewierskiej ziemi, którzy się poddać mieli, skoroby był król z wojskiem przyszedł. Ale tę zdradę ich moskiewski postrzegł i onę pokarał, a nasi się rozjechali nic nie zrobiwszy”, ubolewał kronikarz.
Reklama
Wynikałoby z tego przekazu, że Zygmunt August czekał na uwięzienie i detronizację „tyrana Iwana” i rozwój sytuacji w Moskwie, nadal nie decydując się na wyprawę na stolicę carów i udzielenie pomocy opozycji. A nawet na wyprawę na Siewierszczyznę, gdzie bojarzy powitaliby go czołobiciem.
Opłakane skutki „dojutrkostwa”
Król chciał mieć ciastko i zjeść ciastko. Chciał zachować dobre pozory chrześcijańskiego władcy, niechwytającego się niecnych sposobów, a z drugiej strony cichcem popierał Kurbskiego i jego stronników oraz opozycję w Moskwie.
Chciał być Makiawelem, a bywał anty-Makiawelem. A przecież nie był nieskazitelnym władcą, lecz bardzo przebiegłym, gdyż sztukę sekretnego działania, jak w przypadku małżeństwa z Barbarą Radziwiłłówną, i przewlekania spraw opanował do perfekcji. Dzięki temu zresztą zyskał miano „Dojutrka”.
Tymczasem skutki owego „dojutrkostwa” były dlań opłakane. Makiawelem na znacznie większą, bo brutalną skalę okazał się Iwan IV. „Czy, niemądry, przypuszczasz, że car zawsze powinien postępować jednakowo niezależnie od czasu i okoliczności?”, zapytywał listownie Kurbskiego.
Reklama
Czy nie należy karać śmiercią złoczyńców i złodziei? A przecież zamysły tych przestępców [członków Rady Wybranej, którą car zniósł – J.B.] są jeszcze bardziej niebezpieczne! Wskutek nieporządku i zamętu wewnętrznego rozpadają się wszystkie państwa […] Władcy zawsze powinni być przezorni, niekiedy łagodni, niekiedy okrutni.
Swoistej mądrości Iwanowi nie sposób odmówić, z tym wszakże zastrzeżeniem, że za jego tłumaczeniami stało okrucieństwo, a nie łagodność. Mimo zagrożenia zdołał wydobyć się z ogromnych opresji. A były one rzeczywiście wielkie, o czym świadczyły przechwycone listy króla Zygmunta Augusta.
Zdemaskowanie spisku
Pewnego dnia przed przebywającym w Połocku koniuszym carskim Iwanem Czeladninem stanął wysłaniec. Przedstawił się jako agent posiadający tajne listy od polskiego króla do bojarów.
Szpieg ten prawdopodobnie wystraszył się skutków gniewu bezlitosnego Iwana IV, a może liczył na nagrodę. Wydał królewskie listy koniuszemu, a Czeladnin odesłał je ze szpiegiem do gosudara. Iwan IV zyskał potwierdzenie, że król polski prowadzi brudną grę i jego krwawa rozprawa z bojarami jest słuszna.
Plan wykorzystania opozycji w Moskwie dla polskich celów obalenia Iwana IV spalił na panewce. Antycarski spisek został zduszony, o czym dowiedział się zapewne dowódca Birula operujący ze swymi Kozakami z Witebska w okolicach Wieliża wespół z rotą Aleksandra Gwagnina. Zapuścił się on aż pod Białą i od schwytanych jeńców dowiedział się o wykryciu przez cara i zlikwidowaniu spisku bojarów w Moskwie.
„Kanclerz” Iwana IV, diak dumny Iwan Wiskowaty, został przez cara oskarżony o konszachty z królem polskim w celu przekazania mu Nowogrodu i Pskowa i poniósł męczeńską śmierć na Plugawej Kałuży w Moskwie w lipcu 1570 roku (…). Historyk rosyjski Rusłan Skrynnikow rozgrzeszał jednak cara z krwawych rozpraw z Nowogrodem, Pskowem, niewygodnymi diakami i bojarami. Twierdził, że w Iwanie demona budziły działania „tajnych służb litewskich”.
Kolejna zmarnowana szansa
Sporo w tym racji, ale jak rozgrzeszyć cara z nieludzkiego okrucieństwa (…)? Rozczarowanie Litwinów i Polaków wobec króla było ogromne. Do „Moskwy miał ruszyć wszystką mocą, ale strawiwszy leniwie pod Radoszkowicami kilka niedziel, część wojska rozpuszczono, a sam król do Grodna się wrócił”, pisał rozgoryczony kronikarz Maciej Stryjkowski o wyprawie radoszkowickiej 1567 roku.
Zygmunt August z Kojdanowa i Grodna wyjechał do cichego Knyszyna, do którego dotarł w początkach lutego 1568 roku, „nic nie sprawiwszy”. Kolejny wielki wysiłek finansowy i militarny szlachty został zmarnowany przez króla i jego radę, nazbyt liczącą na tajne operacje agenturalne i korzystny dla Polski i Litwy rozwój sytuacji w Moskwie.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Jerzego Besali pt. Krwawiące sąsiedztwo. Polacy, Moskale i Kozacy. Ukazała się ona w 2022 roku nakładem wydawnictwa Bellona.