Manuskrypt Wojnicza od przeszło stulecia spędza sen z powiek mediewistom i kryptologom. Księgę spisano nieznanym alfabetem w nieidentyfikowanym języku. Losy kodeksu też są pełne sekretów. Kluczową rolę odegrał w nich Polak.
„Średniowieczny manuskrypt Wojnicza określany jest jako najbardziej tajemnicza księga świata” – piszą autorzy wydanej niedawno książki Tajemnice dzieł sztuki.
Reklama
Sześćset lat po powstaniu manuskryptu nadal nie wiemy o nim nic. Udało się tylko ustalić, że pergamin, na którym spisano i nakreślono najdziwniejsze na świecie wyrazy i rysunki, powstał na początku XV wieku.
Wszystko wskazuje na to, że atrament, którym wykaligrafowano tekst i ryciny manuskryptu, naniesiony został na welinowe karty niewiele później. Nikt nie potrafi udowodnić, że manuskrypt jest falsyfikatem.
„Tu nasza wiedza się kończy” – podkreślają Joanna Łenyk-Barszcz i Przemysław Barszcz. Czy też raczej prawie kończy. Da się jeszcze powiedzieć całkiem sporo o drodze, jaką przebył fascynujący kodeks.
Księga za 600 złotych monet
Pochylano się nad nim z atencją już setki lat temu. Według badań radiowęglowych pergamin musiał powstać między 1404 a 1438 rokiem. Ale pierwszy znany właściciel 116-kartkowego rękopisu to dopiero król Czech i Węgier oraz cesarz Rudolf II Habsburg, panujący na przełomie XVI i XVII wieku.
Rozmiłowany w tajemnych artefaktach władca miał zapłacić za manuskrypt zawrotną kwotę 600 złotych dukatów. Gdy zmarł, księgę oddano jednemu z jego lekarzy i… wierzycieli. Potem w bliżej nieokreślony sposób trafiła w ręce praskiego alchemika Georga Barescha.
Reklama
Pomimo długich starań Baresch nie był zdolny odkodować księgi, o pomoc poprosił więc rzymskiego jezuitę Athanasiusa Kirchera. Człowieka niesłusznie chełpiącego się umiejętnością odczytywania egipskich hieroglifów.
Jeśli zakonnik wiedział jakie tajemne znaczenia kryją się w symbolach z najodleglejszej starożytności, to wydawał się też najlepszym kandydatem do wyjawienia sekretów księgi zapisanej nikomu nieznanymi literami…
List Barescha z 1638 stanowi najstarszy zachowany dokument naświetlający losy rękopisu. Nie wiadomo czy nadeszła na niego odpowiedź. Po tym, gdy Beresch zmarł, kodeks przeszedł w ręce jego przyjaciela. Dopiero on w 1665 lub 1666 roku przesłał księgę wspomnianemu Kircherowi. I na kilka kolejnych stuleci słuch po niej zaginął.
Sprzedaż cichcem i na boku
Wiele wskazuje na to, że zapomniane dzieło od XVII wieku spoczywało na półkach biblioteki Collegio Romano – jezuickiej szkoły w Rzymie, która przejęła księgozbiór Kirchera.
Reklama
Na początku XX wieku zbiedniałe Towarzystwo Jezusowe cichcem sprzedało część swojego majątku Bibliotece Watykańskiej. Transakcja objęła kolekcję „humanistycznych manuskryptów”. Sporządzono ich listę, ale… nie wszystkie dotarły do celu.
„[Dawny kodeks cesarza Rudolfa i alchemika Barescha został] kupiony na potajemnej wyprzedaży przez polskiego antykwariusza Michała Wojnicza, od którego pochodzi obecna nazwa, nadana rękopisowi: manuskrypt Wojnicza” – tłumaczą autorzy Tajemnic dzieł sztuki.
<strong>Przeczytaj też:</strong> W średniowieczu mnichom zabraniano się śmiać, bo w Biblii zabrakło kluczowej informacjiDzisiaj to potwierdzone fakty. Ale na początku XX stulecia sytuacja przedstawiała się o wiele bardziej mętnie.
Imię na pamiątkę walki z caratem
Kim był Michał Wojnicz? Polskim patriotą pochodzącym ze Żmudzi, działaczem Pierwszego Proletariatu, więźniem warszawskiej Cytadeli i zesłańcem na Syberię. W odległej skutej lodem Tunce miał nawet okazję poznać młodego Józefa Piłsudskiego.
Potem uciekł z Sybiru, przedarł się do Londynu i… zaczął robić karierę jako antykwariusz. Miał jedyny w swym rodzaju instynkt do rzadkich książek. Umiał je znajdować, wyceniać i odprzedawać z zyskiem. W swoim antykwariacie przy Soho Square obracał inkunabułami i rękopisami wartymi setki tysięcy funtów.
Od 1904 roku posiadał brytyjskie obywatelstwo. Wraz z nowym paszportem dostał też imię. Z Michała przemianował się na Wilfrida. Bo tak brzmiał w młodości jego konspiracyjny pseudonim.
Reklama
Drugie życie manuskryptu
Wojnicz umiał sprzedawać książki, ale przede wszystkim – mistrzowsko dorabiał do nich legendy przydające wartości. Tajemniczy rękopis, dzisiaj nazywany „manuskryptem Wojnicza”, też tak potraktował.
Przez całe życie mówił, że odnalazł go w skrzyniach u ludzi, którzy zupełnie nie zdawali sobie sprawy z tego, jak cenny posiadają skarb. Odmawiał jednak podania ich personaliów i zdradzenia szczegółów poszukiwań.
Michał Wojnicz – a teraz już Wilfrid Michael Voynich – od 1914 roku działał w Stanach Zjednoczonych. To tam uroczyście zaprezentował swoją zdobycz i zapewnił księdze rozgłos, który towarzyszy jej do dzisiaj.
Pośmiertne wyznanie
Antykwariusz umarł w 1930 roku. Dopiero szereg lat później, w liście pozostawionym na wypadek własnej śmierci, wdowa po nim wyjawiła prawdziwe okoliczności odnalezienia manuskryptu.
Reklama
Dzięki tej notatce wiadomo, że Wojnicz nie zlokalizował księgi, ale został zaproszony do jej kupienia przez innego znawcę rękopisów. Poza tym zaś zobowiązał się przed Jezuitami, że zachowa całą, dokonaną na boku transakcję w tajemnicy, by nie nadszarpnąć renomy zakonu.
Wywiązał się z warunków. Zresztą życie wśród manipulacji i sekretów w pełni mu odpowiadało.
„We włoskiej literaturze natknęłam się na jego inną tożsamość” – pisze Joanna Łenyk-Barszcz w Tajemnicach dzieł sztuki.
Swoim klientom Wojnicz przedstawiał się nie jako Polak czy Brytyjczyk, lecz – nowojorczyk. Czuł widocznie, że to przyda mu dodatkowego blichtru. I tylko nie mógł przewidzieć, że nawet 90 lat później jego napuszona i sfingowana wciąż biografia będzie mieszać w głowach specjalistom, o amatorach nawet nie wspominając…
Sekrety kryjące się za wielkimi dziełami kultury
Bibliografia
- Łenyk-Barszcz J., Barszcz P., Tajemnice dzieł sztuki, Wydawnictwo Fronda 2019.
- Schuster J., Haunting Museums, Macmillan 2009.
2 komentarze