Czteroletnia królowa w łóżku ze spanikowanym narzeczonym. Seksualny szantaż księżnej, który na zawsze zmienił losy kraju. I naprawdę osobliwe rytuały, które nie mogłyby towarzyszyć żadnemu innemu wydarzeniu w życiu dworu.
Ludzie Kościoła przez całe średniowiecze spierali się o to, co naprawdę stanowi podstawę małżeństwa. Czy ślub dochodził do skutku już z chwilą wyrażenia zgody przez obie strony? A może dopiero na skutek skonsumowania związku? Teologiczna dysputa nie miała końca. Ale na książęcych i królewskich dworach nie zaprzątano sobie nią głów. Tam już u zarania epoki w grę wchodziła tylko opcja druga.
Każde monarsze małżeństwo wymagało nocy poślubnej. Niemalże publicznej i jawnie potwierdzającej, że związek zyskał przypieczętowany.
Reklama
Niechętna panna młoda
W Polsce panujący obyczaj wykorzystała już księżna Dobrawa. Pierwsza historyczna władczyni. Według relacji kronikarza nie zgodziła się na skonsumowanie związku, żądając by maż przyjął wiarę chrześcijańską. Dla Mieszka Pierwszego była to kompromitująca sytuacja. A dla jego otoczenia oznaka, że zarówno małżeństwo, jak i związany z nim sojusz zbrojny wiszą na włosku.
Równie wielką wagę do nocy poślubnych przywiązywano w pełnym i późnym średniowieczu. Zmieniło się tyle, że przestano wymagać, by uczestnicy ceremonii byli dorosłymi ludźmi. W przypadku zaręczyn między członkami rodów panujących, symboliczne pokładziny organizowano nawet dla małych dzieci. Tak właśnie było w przypadku czteroletniej Jadwigi Andegaweńskiej i ośmioletniego Wilhelma Habsburga.
Dzieci położono w monarszym łożu, a pewnie też kazano im się skromnie pocałować. Jeśli wierzyć pewnej plotkarskiej kronice, austriacki książę nie wytrzymał wówczas presji i – cytując – „w odrażający sposób pościel Jadwigi kałem zapaskudził”.
Barbarzyńca w sypialni
Taka ceremonia stanowiła symbol małżeństwa, ale dla jego dopełnienia konieczna była jeszcze defloracja. A więc faktyczna noc poślubna, zorganizowana gdy panna młoda przekroczy dwunasty rok życia. Stąd właśnie wzięła się sensacyjna opowieść Jana Długosza o tym jak to nastoletni Wilhelm zakradł się do Krakowa. A Jadwiga chwyciła za siekierę i chciała rozbić bramy Wawelu, by wpuścić go do swojej sypialni. A tym samym: uniknąć związku z litewskim barbarzyńcą Jagiełłą.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Wraz z upływem stuleci noce poślubne obrastały w nowe rytuały, by swoją najbardziej ostentacyjną formę uzyskać w czasach renesansu. O weselu Zygmunta Jagiellończyka, nam lepiej znanego jak Zygmunt Stary, i włoskiej księżniczki Bony Sforzy wiadomo, że towarzyszył mu nawet konkurs poezji erotycznej, mający wprawić małżonków w zmysłowy nastrój.
Ceremonia została rozciągnięta na dwa dni. Pierwszy minął pod znakiem procesji, przemówień, wielogodzinnego nabożeństwa i właściwego rytuału zaślubin. Na koniec była jeszcze uczta. Względnie krótka i skromna, bo ten dzień miał być poświęcony przede wszystkim modlitwie. Później świeżo upieczeni małżonkowie szli spać – w osobnych komnatach. Zgodnie z obyczajem epoki nie do pomyślenia było, by nowa królowa tego samego dnia przyjmowała komunię świętą
Odbywała się tylko symboliczna noc poślubna – i to już podczas mszy w katedrze. Przed ołtarzem rozkładano baldachim okrywający dwa purpurowe trony. Miejsce to, zgodnie z zachowanym ceremoniałem, nosiło (zdecydowanie na wyrost) nazwę „komnaty ślubnej”.
Reklama
Dopiero kolejnego wieczora – po dniu spędzonym na tańcach, zabawach i biesiadowaniu – małżonkowie ruszali do prawdziwej sypialni. I to w licznym towarzystwie.
Łożnica pełna gości
Noc poślubną razem z nimi rozpoczynał orszak złożony z najważniejszych zagranicznych gości i najwyżej postawionych dostojników. Biskup krakowski odmawiał specjalną modlitwę i pokrapiał łożnicę wodą święconą. Następnie goście rozsiadali się na krzesłach ustawionych wokół łoża małżeńskiego. Młoda para siadała naprzeciwko nich, na posłaniu – królowa po jednej stronie, król po drugiej.
W wąskim gronie zabawa toczyła się nadal. Służący wnosili do sypialni tace z łakociami i karafki z winem. A zgromadzeni dostojnicy od modlitwy szybko przechodzili do rubasznych i niewybrednych komentarzy. To był absolutnie jedyny moment w życiu dworu, kiedy wolno im było otwarcie żartować. Na przykład z pożądliwej natury króla lub ze wstydliwości królowej.
Wreszcie goście wstawali z miejsc i opuszczali sypialnię, zostawiając małżonków samym sobie.
Reklama
Na tym jeszcze nie koniec. Nazajutrz król wysyłał jednego ze swoich dworzan ze specjalnym darem dla żony. W myśl tradycji prezent ten miał pokazywać skalę jego satysfakcji z pierwszego zbliżenia. Ale tak wcale nie było. Już od całych stuleci wartość Morgengabe,, a więc „daru porannego”, ustalano z wyprzedzeniem, zwykle jeszcze w toku negocjacji ślubnych.
Królowa przyjmowała z góry ustalone skarby, wyrażała wdzięczność, po czym maszerowała prosto do katedry. Tam już czekano, by poddać ją „rytowi oczyszczenia oblubienicy”. I zmyć z niej ślady duchowego zbrukania, którego doświadczyła w mężowskim łożu.
Przeczytaj również o najbardziej brutalnych i nieskutecznych zabiegach dawnych chirurgów
***
O nocach poślubnych poszczególnych polskich władczyń pisałem w kilku swoich książkach. Jeśli tekst Cię zaciekawił, to polecam na przykład Damy polskiego imperium, poświęcone między innym Jadwidze Andegaweńskiej. A także wszystkim żonom Kazimierza Wielkiego.