Ludożercy i barbarzyńcy? Potwory bez głów? Pół-zwierzęta nie zasługujące by żyć? A może… „łagodni, prości i nieszkodliwi” ludzie, tylko czekający by ich należycie „uformować”? Co naprawdę hiszpańscy odkrywcy i konkwistadorzy myśleli o rdzennej ludności Ameryki?
Jedna z miejscowych grup ludności na północnym wybrzeżu Ameryki Południowej zwała się, wedle słów szesnastowiecznego angielskiego odkrywcy sir Waltera Ralegha, Ewaipanoma:
Mówi się, że oczy mają na ramionach, zaś usta pośrodku piersi, a spomiędzy ich ramion wyrastają w tył długie strąki włosów.
Reklama
Ralegh podchodzi do tych doniesień sceptycznie, przyznając: „Sam ich nie widziałem”. Nieskory jest zarazem w pełni odrzucić myśl, jakoby acefalowie, czyli ludzie bez głowy, istnieli w Amerykach, przytacza bowiem źródła europejskie i miejscowe, jak również słowa pewnego Hiszpana, który przekazał mu, że widział taką istotę.
Szerszy kontekst dla jego nieuchwytnych acefalów stanowi bogaty zbiór wzmianek o tych i innych istotach ludzkich lub na wpół ludzkich, wśród których wymienić też należy Amazonki („plemiona” złożone wyłącznie z kobiet) oraz kanibali.
Kolumb o kanibalach i Amazonkach
Opowieści o tak osobliwych ludach krążyły zarówno pośród Europejczyków, jak i rdzennych Amerykanów na wieki przed ich wzajemnym kontaktem, toteż epoka konkwisty okazała się żyznym czasem dla gromadzenia się, rozprzestrzeniania i roztrząsania pogłosek o tychże „potworach”. Kiedy zaś Europejczycy nie widzieli ich na własne oczy, wzmiankowali o ich nieobecności, tak jak Ralegh.
W 1493 roku Kolumb w liście do Królów Katolickich informował, że jedną z wysp na Karaibach zamieszkują Amazonki, inną kanibale, kolejną ludzie z ogonami, a na jeszcze innej mieszkają łysi. Były to jednak wyspy, których nie zdążył jeszcze zbadać, niebawem też przyznał, że z wyjątkiem kanibali „potworów […] żadnych nie widziałem ani o nich nie słyszałem”.
Reklama
W miarę jak Europejczycy lepiej poznawali rdzennych Amerykanów, co bardziej fantastyczne opowieści stawały się rzadsze. Lecz kontakt i konkwista pobudzały żywe w średniowiecznej Europie wyobrażenia o istnieniu stworzeń mieszczących się w kategorii między zwierzętami a pełnoprawnymi istotami ludzkimi.
Nie w pełni ludzie
Rdzenni Amerykanie nie okazali się bezgłowi, mimo to dopatrywano się w nich wielu innych cech, mniej więcej sytuujących ich w tej pośredniej kategorii. W ramach jednego z takich przeświadczeń uznawano miejscowych za nie w pełni ludzi ze względu na brak atrybutów typowych dla ludzkich kultur i społeczności.
Często przytaczanym przykładem takiego podejścia jest pierwotna reakcja Kolumba po spotkaniu przedstawicieli ludu Guanahaní, których napotkał podczas pierwszej wyprawy:
Wydaje mi się, że bardzo łatwo byłoby uczynić z nich chrześcijan, odniosłem bowiem wrażenie, że nie wyznają oni żadnej religii. Jeśli Bóg pozwoli, szóstkę z nich zabiorę dla Waszych Wysokości, odpływając, aby mogli nauczyć się mówić.
Reklama
Kolumb nie chciał przez to powiedzieć, by miejscowi byli niemi, lecz że ich mowa była na tyle prymitywna, że nie wznosiła się na poziom języka z prawdziwego zdarzenia. Podobnie informował o organizacji politycznej Arawaków, których opisuje jako żyjących „bez ładu ni rządu”.
Mieszkańcy Karaibów niezdolni byli korzystać z prawdziwej broni, są bowiem „ jednak niesłychanie trwożliwi” i pod każdym względem „działają jak dzieci”. Rdzenni Amerykanie stanowią zatem tabula rasa, na której łatwo powinno się zapisać „cywilizację”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„Nie posiadają własności i władzy”
W pierwszych dekadach po kontakcie Europejczycy napotykali jedynie półosiadłe ludy basenu Morza Karaibskiego i jego okolic. Dla społeczności tych łowiectwo stanowiło równie istotny fundament co uprawa roli. Były one mniej liczne i mniej złożone aniżeli osiadłe ludy Mezoameryki i regionu andyjskiego.
Stąd też twierdzenie, że miejscowe społeczności praktycznie społecznościami nie były, najpowszechniej pojawiało się właśnie w tym pierwszym okresie.
Na przykład w 1503 roku [włoski podróżnik Amerigo] Vespucci pisał, że tubylcy „nie posiadają własności, a przeciwnie, ze wszystkich rzeczy korzystają wspólnie […] Żyją bez króla, ani jakiejkolwiek formy władzy, i każdy jest sobie panem”.
Niewinni jak Adam i Ewa
Początkowo w takiej pierwotnej anarchii dopatrywano się raczej utopijnej niewinności. Niczym Adam i Ewa w ogrodach Edenu, „Indianie” żyli „w zgodzie z naturą”, stwierdzał Vespucci.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Zaraza zabiła 90% ludności kontynentu. To była jedna z największych katastrof w dziejach ludzkości„Niewinność samego Adama – pisał pierwszy kronikarz Brazylii, Pedro Vaz de Caminha, w liście do króla Portugalii w 1500 roku – nie była większa od niewinności tych ludów”.
Takie opisy tubylców podkreślały zatem „ich dobroć i łagodność” (w słowach [dominikanina Bartolomé de] las Casasa), uwydatniając wynikającą z tego podatność na atak. Jak w podsumowaniu dziennika Kolumba ujął to Las Casas:
Reklama
Należy tu zaznaczyć, że wrodzona łagodność, proste, nieszkodliwe i skromne usposobienie Indian, a także ich brak uzbrojenia w połączeniu z nagością, dodawały Hiszpanom śmiałości, by mieć ich w niskim poważaniu i zapędzać do pracy tak ciężkiej, do jakiej ich zmuszali, i by nie ustawać w ich gnębieniu i niszczeniu.
„Cisi i spokojni”
Taki pogląd dominikanin Antonio de Montesinos przepowiedział już w 1511 roku, kiedy w swoim słynnym kazaniu do kolonistów na Hispanioli zapytał:
Z czyjego władztwa wydaliście tak wstrętną wojnę ludziom tym, co cicho i spokojnie mieszkali na swej własnej ziemi?… Czyżby nie byli ludźmi?
Połączenie poglądu o tubylcach jako niewinnych z natury tabulae rasae z powszechnym przekonaniem, że brutalność kolonizatorów spowodowała dramatyczny spadek liczebności rdzennych ludów karaibskich, zainspirowało rozliczne próby stworzenia utopijnych społeczności chrześcijańskich opartych na naturalnym fundamencie rdzennej prostaczkowatości.
Franciszkański mistyk Gerónimo de Mendieta zaproponował, by wszystkimi miejscowymi ludami zarządzali mnisi poprzez zmodyfikowaną wersję reguły monastycznej.
Reklama
„Nadają się nie na nauczycieli, ale na uczniów”
Zamysły Mendiety stanowiły wyzwanie dla władzy Kościoła świeckiego i zdawały się nie do pogodzenia z pozyskiwaniem od miejscowych przez Koronę i osadników trybutu i nakładów pracy, dlatego też król położył im kres.
Niemniej jednak Vasco de Quiroga, kolonialny sędzia, pomimo braku królewskiej zgody wykazał się własną inicjatywą i w latach trzydziestych XVI wieku stworzył dwie utopijne „republiki szpitalne”.
Takie eksperymenty, świadomie inspirowane fikcyjną społecznością z Utopii sir Thomasa More’a, mogły się zdarzyć wyłącznie w paternalistycznych uwarunkowaniach kolonialnych początków hiszpańskiej Ameryki, a to ze względu na stopień przekonania o podatności rdzennych Amerykanów na formowanie.
„Indianie nadają się nie na nauczycieli, ale na uczniów – oznajmił Mendieta – nie na głoszących kazania, ale na poddanych, pod tym bowiem względem są najlepsi na świecie”.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Jak garstka Hiszpanów zdołała podbić wielomilionowe imperium Inków?„Nie wynika to z jakiejkolwiek krzywdy…”
Rzecz jasna, miejscowi nie byli z natury bardziej podatni na formowanie niż Hiszpanie. Hiszpańska machina kolonialna funkcjonowała względnie dobrze, gdy jej interesy współgrały z nawykami, praktykami i strukturami miejscowej ludności, kiedy indziej jednak napotykała taki sam pełen determinacji opór, jaki wszelkie ludy zwykły stawiać obcym radykalnie ingerującym w ich życie.
Przejawy tego oporu przyczyniły się do wykształcenia u Europejczyków obrazu tubylców jako już nie z gruntu niewinnych, ale do szpiku kości fałszywych. Na jednym krańcu spektrum znajdowało się to, że winę za zderzenie kultur Europejczycy składali na karb niedostatków tubylców.
Reklama
Na przykład Kolumb, rozdrażniony częstym pierzchaniem przez Tainów, zauważył, że „nie wynika to z jakiejkolwiek krzywdy, jaką mogliśmy im wyrządzić, gdyż wręcz przeciwnie, wszędzie tam, gdzie byłem i gdzie mogłem z miejscowymi się rozmówić, dawałem im wszystko, co miałem… nie otrzymując nic w zamian”.
„Użycie prochu przeciwko poganom to tyle, co ofiarowanie kadzidła Panu”
Na drugim krańcu spektrum znajdziemy pogląd wprost wrogi i często jadowicie rasistowski.
Pewien dominikanin w liście do urzędników kolonialnych w Hiszpanii opisywał rdzennych Amerykanów jako głupich, niepoważnych, nieszanujących prawdy, niestałych, niezdolnych do przewidywania, niewdzięcznych, zmiennych, brutalnych, nieposłusznych i niezdolnych do nauki.
Taki osąd mógł posłużyć za usprawiedliwienie wszelkich posunięć w ramach konkwisty. W rzeczy samej – konkwistador i kronikarz Oviedo, daleki od opłakiwania wytępionych tubylców na Hispanioli, pytał: „Któż zaprzeczy, że użycie prochu przeciwko poganom to tyle, co ofiarowanie kadzidła Panu Naszemu?”.
Reklama
Vargas Machuca wnioskował, iż „Indianie… to ludzie pozbawieni wszelkich cnót, gdy się nie boją, lecz gdy ogarnia ich strach, stają się całkowicie potulni”.
Sodomia, kanibalizm i opętanie przez diabła
Inni Hiszpanie być może nie uważali samego pogaństwa za dostateczne uzasadnienie, by sięgać po proch czy też terror, lecz zarazem istniało na temat pogan mnóstwo stereotypów mogących stanowić dodatkowe usprawiedliwienie – tubylcy na przykład mieli ponoć wykazywać skłonność do sodomii, z zapamiętaniem oddawali się kanibalizmowi czy też byli opętani przez diabła.
Nawet Bernal Díaz, zazwyczaj sprawiedliwszy od większości hiszpańskich kronikarzy, raz po raz wspomina o ciągotach miejscowych do oddawania się sodomii, składania ofiar z ludzi, kanibalizmu tudzież kradzieży.
Barbarzyńcy i człowiek cywilizowany
Wszystkie trzy stereotypowe sposoby postrzegania tubylców (jako pozbawionych kultury, jako niewinnych oraz jako występnych) znajdziemy na rycinie Jana van der Straeta z około 1575 roku.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Krzysztof Kolumb handlował niewolnikami. Jak uzasadniał ten ohydny proceder?Równoczesna szczegółowość i niejednoznaczność obrazka sprawiła, że doczekał się on licznych i wielorakich interpretacji, przy czym jedne kładły nacisk na jego ładunek erotyczny, inne na przedstawienie kontaktu w sposób otwarcie zgenderyzowany, wreszcie kolejne skupiały się na ilustracji „wynalezienia” Ameryki przez Europejczyków.
Na rycinie van der Straeta koncepcja, wedle której rdzennym ludom brakło kultury czy struktur społecznych, znajduje odzwierciedlenie w braku tubylczego przyodziewku czy też śladów stałych osad ludzkich. Możemy się dopatrzeć paru przedmiotów wykonanych przez tubylców – takich jak hamak, maczuga, nakrycie głowy u kobiety czy też rożen.
Reklama
Poza tym jednak miejscowi przypominają bardziej zwierzęta, z którymi dzielą ziemię, aniżeli człowieka cywilizowanego, którego reprezentuje Amerigo Vespucci w wyszukanych szatach, z astrolabium i krzyżem oraz z proporcem w dłoni, a także wspaniały okręt, z którego dopiero co zszedł na ląd.
Miejscowa kobieta przedstawiona jest w pozycji zdającej się wyrażać niewinność i naiwność jednocześnie, niepewnej i zapraszającej, dziecinnej i naładowanej erotycznie; zdaje się prosić Vespucciego, by zarazem chronił ją i posiadł.
Dziecięca niewinność i kobieca seksualność
Powodzenie, jakim rycina ta cieszyła się w XVI i XVII wieku, wynika z faktu, że trafiała w wyobrażenia odbiorców co do właściwej natury relacji męsko-damskich i europejsko-tubylczych.
Zawierało to w sobie wątek rdzennej „łagodności” (termin wzięty od Las Casasa), wyrażonej tu wizualnie zarówno poprzez kobiecą seksualność, jak i dziecięcą niewinność.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Rdzenni Amerykanie jako pierwsi użyli broni biologicznej. Jeszcze zanim Europejczycy celowo zarazili ich ospąScena w tle przedstawia ów emblematyczny, potworny proceder, jakim był kanibalizm, dając wyraz wyobrażeniu o tubylcach jako istotach niegodziwych i nieludzkich. Można by ją niemal podpisać następującym cytatem wziętym z dzieła szesnastowiecznego jurysty Ginésa de Sepulvedy:
A oto dowody ich dzikiego życia, przypominającego życie zwierząt: ich obrzydliwe i niesamowite ofiary składane z ludzi demonom; fakt żywienia się ludzkim mięsem […] i inne podobne zbrodnie.
Reklama
Hiszpanie przypisywali miejscowym kanibalizm, ponieważ był to klasyczny wyznacznik barbarzyństwa. Sepúlveda i van der Straet czynią tak samo, następnie biorą to za dowód owego „dzikiego” barbarzyństwa.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Matthew Restalla pt. Siedem mitów podboju Ameryki. Ukazała się ona w 2020 roku nakładem wydawnictwa Bellona.
Rzetelne i wnikliwe spojrzenie na podbój Ameryki
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
1 komentarz