Jeśli mężczyzna porwał kobietę, nie można mu pozwalać na jej poślubienie – twierdzili kościelni eksperci przez całe niemal wczesne średniowiecze. Sprawa leżała im na sercu, bo takie historie zdarzały się nagminnie.
W gorącej wodzie kąpany, ale pozbawiony funduszy i odpowiedniego statusu feudał zasadzał się na upragnioną damę, uprowadzał ją i zaciągał przed ołtarz. Niekiedy jeszcze przed przymusowym ślubem dopuszczał się na brance gwałtu, by tym samym pozbawić dziewczynę honoru, wartości w oczach rodziny i nadziei na to, że zdoła powrócić do domu i poślubić innego kandydata.
Reklama
Trzy formy małżeństwa
Germańska tradycja mówiła wręcz, że gwałt stanowi jedną z trzech form ślubu. Małżeństwo można było zawrzeć zgodnie z obyczajem, a więc uzyskać zgodę rodziny, dostarczyć wiano i dochować wszystkich ceremonii.
Można też jednak było skłonić wybrankę do ucieczki albo – porwać ją siłą i posiąść, tym samym pozbawiając tak kobietę, jak i jej bliskich jakiejkolwiek możliwości zapobieżenia związkowi.
Oswojony problem
O porwaniach rozpisywali się rozliczni juryści. Fakt, że do sprawy wracano przez całe stulecia, potwierdza tylko, że zjawisko nie zniknęło, a może nawet – przybrało na sile.
Ślubu przez gwałt nie dopuszczali się przecież wyłącznie sadystyczni desperaci, ale też wyrachowane cwaniaczki marzące o majątku posiadanym przez wdowę po zamożnym właścicielu ziemskim albo o tytułach dziedziczonych przez wypatrzoną pannę młodą. Jeśli coś uległo zmianie, to skala protestu.
Reklama
Eksperci od prawa kościelnego oswajali się z problemem. I stopniowo coraz mniej zgłaszali obiekcji. Iwo z Chartres, wybitny francuski kanonista tworzący na przełomie stuleci XI i XII, wykonał wreszcie woltę o 180 stopni.
Doszedł do wniosku, że w przypadku porwania nie tylko nie należy odmawiać ślubu, ale wręcz… trzeba przymusić obie strony do sformalizowania już skonsumowanego związku!
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Trzeba tylko zmusić ją do zgody
Kolejne mądre głowy nie posuwały się może aż tak daleko, ale też – nie broniły dłużej prawa kobiet (albo chociaż ich rodzin) do decydowania o swojej przyszłości.
Gracjan z Bolonii, nazywany często ojcem prawa kanonicznego, stwierdził w XII stuleciu, że o ile tylko od zgwałconej i ubezwłasnowolnionej damy uda się wyciągnąć zgodę, a porywacz odprawi wyznaczoną pokutę, to nie ma potrzeby blokować ożenku.
Tworzący w tym samym czasie Stefan z Tournai zastrzegał tylko, że wypada przeanalizować podłoże dokonanego gwałtu. Jeśli mężczyzna użył siły, by zapewnić sobie chwilową przyjemność seksualną, uchodził za zwykłego zwyrodnialca i grzesznika, a tym samym nie zasługiwał na rękę uprowadzonej.
Jeśli jednak od początku kierował się pragnieniem wzięcia z kobietą ślubu, to należało potraktować go z daleko posuniętą wyrozumiałością.
Reklama
To kobieta musi udowodnić, że stawiła opór
W podobnym tonie utrzymane były przepisy prawa małżeńskiego wprowadzone na początku XIII wieku przez papieża Innocentego III. Jego paragrafy wcale jednak nie zamknęły dyskusji.
W XIV stuleciu wciąż rozprawiano o uprowadzeniach, często wymagając od kobiety, by ta udowodniła, iż stawiała zaciekły opór podczas gwałtu, a tym samym – sygnalizowała, że jest niechętna potencjalnemu małżeństwu z porywaczem.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Jak trudno było spłodzić następcę tronu w średniowieczu?Porwania w prawie świeckim
Poza kościelnymi autorytetami zjawiskiem zajmowali się także świeccy juryści. Porwanie pojawia się w rozlicznych zwodach prawa, zwykle zresztą jako ciężkie przestępstwo. Zarazem jednak nie jest to czyn zagrożony śmiercią, banicją czy okaleczeniem.
Co do zasady prawodawcy zadowalali się wysokimi grzywnami, po części przekazywanymi rodzinie pokrzywdzonej. Tym samym proceder zyskał cichą akceptację, pod warunkiem że parali się nim ludzie wystarczająco zamożni.
Czy w Polsce wolno było uprowadzić sobie żonę?
Problem znany był także Polakom. O porwaniach traktowały chociażby statuty wprowadzone przez Kazimierza Wielkiego. Nie było to jednak prawo szczególnie restrykcyjne.
Władca przyjął, że uprowadzenie córki rodu wymagało prywatnej zemsty, i upraszał tylko, by w miarę możliwości ograniczać ją do samego sprawcy i nie wszczynać wojen domowych z powodu drobnego incydentu.
Reklama
Metoda zdobywania żony przymusem znana była i na Mazowszu. Tam zresztą praktykowano ten sposób szczególnie często, co prowadziło do krwawych utarczek między rodami. Miejscowi książęta usiłowali ukrócić zjawisko. Choć nie wszyscy.
Hrabina, możnowładczyni… i kandydatka na królową
Europa schyłku XIV stulecia znała przypadki porywania kobiet nawet bardzo wysoko urodzonych i dobrze ustosunkowanych.
W Anglii zdarzyło się chociażby, że grupa rzezimieszków kierowana przez niejakiego Jacka Irisha uprowadziła zamożną wdowę i posiadaczkę ziemską, lady Maud de Clifford. Wzięto ją do niewoli, gdy podróżowała ze świtą przez hrabstwo Yorkshire. I nie ma wątpliwości, że herszt bandy pragnął ją poślubić, a dzięki temu ekspresowo wspiąć się po szczeblach drabiny społecznej.
Najbardziej niezwykłe historie dotyczą jednak kobiet związanych z Polską. Ofiarą porwania i przymusowego ślubu padła Elżbieta z Pilczy, uważana za najbogatszą pannę nad Wisłą. Dziewczyna została później odbita, a po ćwierćwieczu… wyszła za mąż za samego króla Władysława Jagiełłę.
Podobny los szykowano także małej Jadwidze Andegaweńskiej. Obie te historie zasługują jednak na osobne potraktowanie.
Bibliografia
- Brundage J.A., Law, Sex, and Christian Society in Medieval Europe, The University of Chicago Press, Chicago–London 1990.
- Krawiec A., Seksualność w średniowiecznej Polsce, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2000.
- Women and Gender in Medieval Europe. An Encyclopedia, red. M. Schaus, Routledge, New York–London 2006.
1 komentarz