„Kto nie ryzykuje, w Rawiczu nie siedzi” — brzmiało stare wielkopolskie przysłowie. Zakład karny w Rawiczu należał do największych i najbardziej znanych w Polsce. Zdaniem władz był też najnowocześniejszy i zapewniał więźniom wprost sielankowe warunki. Dlaczego więc tak często wybuchały w nim bunty, a osadzeni umierali w podejrzanych okolicznościach?
Więzienie w Rawiczu, położonym sto kilometrów na południe od Poznania, powstało już w początkach XIX wieku, w zabudowaniach dawnego klasztoru Reformatów. Za czasów pruskich zakład mieścił olbrzymią rzeszę przeszło 1300 skazańców.
Reklama
Liczba ta nieznacznie spadła po odzyskaniu niepodległości. Pod kuratelą polskich władz w Rawiczu przetrzymywano około 1200 osób i było to jedno z największych więzień w całym kraju.
Według „oficjalnej” historii zakładu, opublikowanej przez obecną Służbę Więzienną, Rawicz należał też do najcięższych więzień w międzywojennej Polsce. Nie jest to do końca prawdą.
Katownia czy wzorcowy zakład?
Dużo ściślejszy rygor panował na przykład we Wronkach, mających służyć izolacji niebezpiecznych i zatwardziałych przestępców.
Rawicz nie był w opinii społeczeństwa katownią. Nie budził też przerażenia samych przestępców, gdy informowano ich, że właśnie tam zostaną skierowani. Co innego chociażby Ciężkie Więzienie na Świętym Krzyżu, o którym nawet jeden z ministrów sprawiedliwości mówił, że to zakład w „typie dawnej katorgi rosyjskiej”. I w którym rokrocznie umierało z powodu chorób i potwornych warunków nawet powyżej jednej czwartej wszystkich osadzonych (28% w 1921 roku, 27% w 1923, „tylko” 10% w 1925).
Reklama
Na temat Rawicza kolportowano zupełnie inne historie. Władze starały się wykazać, że jest to więzienie nowoczesne, świetnie zorganizowane, wyzyskujące najświeższe trendy w pedagogice penitencjarnej.
„Więzienia w byłej Dzielnicy Pruskiej służyć mogą pod każdym względem za wzór dla wszelkich innych zakładów karnych w Państwie” — zachwalała „Rzeczpospolita” w 1924 roku nie tyle w materiale dziennikarskim, co raczej w propagandowej agitce, przygotowanej pod dyktat ministerstwa. Pisano, że specjalna wizyta gospodarska Dyrektora Departamentu Więziennictwa wszędzie wykazała „wzorową czystość i porządek”.
Osadzonych doskonale karmiono, zapewniano im rozrywkę i poprawę poprzez pracę. Według „Rzeczpospolitej” perłą w koronie polskiego więziennictwa był zwłaszcza zakład w Rawiczu. Podobną śpiewkę powtarzano także dekadę później, pod zupełnie inną władzą.
„Mur jest wesoło pomalowany na biało”
W 1934 roku szerokim echem w kraju odbił się reportaż prasowy z Rawicza. Za mury więzienia nie tylko wpuszczono dziennikarza, ale nawet pozwolono mu zabrać aparat fotograficzny. Inne gazety ekscytowały się, że w efekcie powstał materiał sensacyjny, wprost demaskatorski… W rzeczywistości był prędzej służalczy.
Reklama
Przed ekipą „Jlustracji Polskiej” odsłonięto najtajniejsze zakamarki, ale w zamian redaktor zobowiązał się spisać relację pełną zachwytów i pochwał. W reportażu zapewnił, że więzień Rawicza to prawdziwy szczęściarz:
Może chodzić, stać, leżeć, wolno mu używać spaceru w ogrodach, [jego] własną pracą przyozdobionych, może wreszcie wyglądać oknem, gdzie wprawdzie zobaczy wysoki, kilkumetrowy mur, otaczający teren całego więzienia, ale i tak nic mu z tego powodu nie będzie, gdyż mur jest wesoło pomalowany na biało i pozwala zapomnieć, że oddziela go od tak zwanej wolności.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Dopiero dalej, już po wzmiance o budzącym euforię pobielanym murze, dziennikarz podjął próbę zbudowania atmosfery grozy.
„Wrażenie zupełnego odcięcia od świata”
„Za naciśnięciem guziczka elektrycznego rozsuwają się olbrzymie wrota żelazne posuwające się z głuchym łoskotem po stalowych szynach. Wchodzę i drzwi momentalnie zasuwają się za mną” — relacjonował pierwsze chwile w miejscu, gdzie miało (jednak?) panować wprost porażające „wrażenie zupełnego odcięcia od świata”.
Poważni strażnicy chodzą, podzwaniając olbrzymimi kluczami. Broni ze zrozumiałych względów zupełnie nie noszą. W budynkach o niezwykłej konstrukcji budowlanej, przeźroczystych jakby ze szkła, widać wszystkie niezliczone drzwi i ważniejsze partie klatek schodowych aż do czwartego i ostatniego piętra. Pozwala to momentalnie zauważyć strażnikowi choćby najmniejszy ruch.
[Oglądam] długie korytarze i niezliczone szeregi drzwi, na których prócz „judasza” wiszą jeszcze kartki z numerem, nazwiskiem i imieniem więźnia, oraz kartka z treścią wyroku skazanego.
Oka mu nie wybiją
Redaktor zachwycał się całym ciągiem „ciekawych urządzeń, dowodzących przemyślanej do najdrobniejszego szczegółu ostrożności”. Najbardziej zaś… wizjerami w drzwiach cel.
Reklama
„Są tak przedziwnie umiejscowione” — przekonywał czytelników — „że strażnik nie patrzy bezpośrednio do celi, co chroni go przed ewentualnością wybicia mu oka przez więźnia, który ze swego zamknięcia jest nie bardzo zadowolony”.
Zaraz zresztą autor wprowadził korektę. Wizjery były na dobrą sprawę tylko dekoracją. „W ogóle niesłychanie trudno byłoby dopatrzyć się u więźniów rawickich jakiegoś przygnębienia, chęci buntu, niezadowolenia czy tego wszystkiego, czego uczą nas filmy amerykańskie” — podkreślał.
Osadzeni nosili jasne i czyste ubrania wykonane ze lnu. I to, rzecz jasna, „lnu polskiego”. Nie mieli za to numerów na plecach i „nie włóczyli za sobą ciężkich kajdan i ponuro dzwoniących łańcuchów”.
Z perspektywy „Jlustracji Polskiej” sprawa była oczywista. Lokatorzy Rawicza cieszyli się dobrym humorem i optymizmem, bowiem w więzieniu zaprowadzono „wydający nadzwyczajne rezultaty” system „progresywny”.
Reklama
Więźniowie dzielą się na trzy klasy. Za przykładne sprawowanie się więźnia oblicza mu się i dodaje codziennie punkty dodatnie, których pewna określona ilość wyzwala go kolejno z najcięższej kategorii więzienia do lżejszych, aż wreszcie dostaje się do klas uprzywilejowanych, gdzie może już zajmować się pracą w ogrodach, na terenie gospodarskich urządzeń, w stolarniach, dostarczających pięknych mebli, może pracować przy hodowli zwierząt futerkowych (największą sensacją jest jedyna w Polsce hodowla bobrów).
Może także być zatrudnionym w olbrzymiej drukarni, gdzie drukuje się dla wszystkich komorników w Polsce urzędowe formularze, których miliony egzemplarzy, ku nieszczęściu ludzkości wydostaje się swobodnie poza mury więzienia.
Profity i kary
Skazańcom posiadającym odpowiednią liczbę punktów wolno było ponoć swobodnie czytać gazety (nie tylko lokalne, ale „z całej Polski”), słuchać radia, „grać w orkiestrze więziennej”, uprawiać „sporty i gry” (skądinąd wiadomo, że w Rawiczu działało kilka drużyn koszykówki). Organizowano też dla nich spektakle teatralne i seanse filmów.
„Słowem życie jak poza murami więzienia, z tą tylko różnicą, że upływa ono po tamtej stronie” — zachwycał się dziennikarz. Zaraz zastrzegł jednak, że nie każdemu było dane beztrosko się bawić. Ci, którzy źle się sprawowali, tracili punkty. A gdy nie było już czego odejmować, więzień szedł na trzy dni do „ciemnicy”, izolatki.
Zdaniem redaktora nie to jednak stanowiło podstawową sankcję. W reportażu z pełną powagą stwierdzono, że najdotkliwszy był… zakaz gry w orkiestrze. I brak wstępu do więziennego kina.
„Są to kary wprost straszne, dla nich tam są równe wyrokowi, jaki raz już w życiu przeżyli” — zarzekał się autor relacji. A każdy, kto ją czytał, mógł wyszeptać pod nosem: więźniom w Rawiczu to dobrze! Ale czy naprawdę tak było?
Reklama
Druga strona Rawicza
Nie jest dziełem przypadku, że władze tak usilnie promowały obraz wielkopolskiego zakładu jako miejsca mlekiem i miodem płynącego. Kampania miała na celu zakrycie drugiej, o wiele mniej chwalebnej prawdy o Rawiczu.
Więźniowie ponoć wprost nie posiadali się ze szczęścia. A jednak ci radośni amatorzy filmu i gry na trąbce raz po raz organizowali bunty. W 1930 roku grupa osadzonych „zamierzała rzucić się na dozorców, obezwładnić ich a sprawiających opór nawet zamordować, po czym mieli wypuścić jak największą ilość więźniów i gremialnie rzucić się do ucieczki”. Próbę udaremniono w ostatnim momencie. Gdy zaś wieść o fiasku spisku rozeszła się po zakładzie, „więźniowie wszczęli wielkie awantury, w czasie których zdemolowali siedem sal”.
Parę lat wcześniej, w 1926 roku bunt istotnie wybuchł. „Dozorcy więzienni zlikwidowali go przy pomocy posterunków”, a więc wieżyczek strażniczych wyposażonych w karabiny.
„Długoletnia samotność uczyniła zeń zwyrodnialca”
Progresywny system Rawicza nie dla każdego był sielanką. Padały zarzuty, że organizacja zakładu (426 cel pojedynczych i tylko 26 wspólnych) sprawiała, że problematycznych więźniów izolowano od reszty i łamano psychicznie ciągłą samotnością.
Reklama
Zdarzył się przypadek, że jeden ze skazanych wyszedł na wolność, ponownie zabił, a przed sądem zeznał, że „jest niezupełnie normalny” za sprawą odsiadki.
„Więźniowie odbywają kary w pojedynczych celach. Nawet w czasie nabożeństw w kaplicy więźniowie nie mają ze sobą kontaktu” — tłumaczył albo on, albo raczej jego adwokat. „Długoletnia samotność uczyniła zeń zwyrodnialca moralnego” — brzmiała linia obrony.
Tajemnicze zgony
Ciągle powracały też historie więźniów, którzy za bielonym murem wyzionęli ducha, choć wcale nie skazano ich na karę śmierci. Były przypadki gruźlicy, ciężkich chorób zakaźnych czy wreszcie samobójstw (1930 rok — „Samobójstwo przez powieszenie się popełniła przebywająca w więzieniu w Rawiczu 17-letnia Zofia Skrzypkówna. Przyczyna nie została ustalona”).
O tym, że śmierć zbiera żniwo za murami zakładu, mówiono nawet na sali sejmowej. W 1930 roku jeden z posłów przypuścił atak na lekarzy więziennych, którzy mieli wyzywać pacjentów od symulantów i obojętnie patrzeć, jak ci konają. Zarzut padł z ust deputowanego białoruskiej partii o probolszewickich zapatrywaniach. Nie był to przypadek. Właśnie komuniści najgłośniej wołali, że Rawicz to katownia.
„Szpiclostwo, lizusostwo i służalczość”
5-ciu zwariowało, jeden popełnił samobójstwo — krzyczał nagłówek artykułu o wielkopolskim więzieniu, który wiosną 1935 roku wydrukowało nielegalne, leninowskie pismo „Czerwona Pomoc”. Pisano, że nowy bunt został zdławiony gazem. Że więźniów morzy się głodem i odmawia się im nawet dostępu do książek, jeśli nie mają wystarczająco wielu punktów. Że lekarze proszeni o pomoc tylko „wzruszają ramionami”.
Towarzysz B. przez długie dni, tygodnie i miesiące kręcił się sam bezczynnie po celi. Towarzysz B. zwariował. A więzienie w Rawiczu należy do tzw. „wzorowych”, „kulturalnych” więzień, gdzie się przeprowadza „nowoczesny” system progresywny.
Reklama
Autorzy podziemnego pisma twierdzili, że cały ten system miał na celu tylko rozbijanie jedności więźniów. „Drogą nędznych ochłapów w rodzaju śliwek w niedzielę” miał promować „szpiclostwo, lizusostwo i służalczość”. Poniekąd rzeczywiście tak było.
Rawicz dla politycznych
Prawda o Rawiczu leżała gdzieś pośrodku dwóch radykalnie sprzecznych wersji historii.
Materiały obecnej Służby Więziennej słusznie podkreślają, że dla więźniów politycznych — a więc zwłaszcza komunistów, ale też przedstawicieli opozycji czy działaczy mniejszości narodowych — był to najsurowszy, najstraszniejszy zakład w kraju.
Tutaj był więziony chociażby przyszły przywódca komunistycznej Polski, Bolesław Bierut. „Politycznych” siedziało w Rawiczu jednocześnie nawet kilkuset. Im nie okazywano zbyt wiele litości.
Przypadkowi przestępcy, którzy trafili przed sąd na skutek zbrodni popełnionej w gniewie albo z powodu długów, też mieli zza białego muru jak najgorsze wspomnienia. Ale zatwardziali kryminaliści i prawdziwi zbrodniarze potrafili się w Rawiczu ustawić.
Reklama
To oni robili użytek z systemu punktowego, oni zbierali profity „postępowych” rozwiązań, wreszcie zaś — właśnie oni wychodzili na wolności na długo przed czasem.
Najciemniejsze strony przedwojenne Polski w nowej książce Kamila Janickiego
Wybrana bibliografia
- 100 lat więziennictwa w niepodległej Polsce, „Służba Więzienna” (dostęp 28 X 2019)
- Bruder P., Historia Zakładu Karnego w Rawiczu, „Służba Więzienna”, (dostęp 28 X 2019)
- Jaxa-Maleszewski L., Rozwój więziennictwa polskiego,[w:] Księga jubileuszowa więziennictwa polskiego 1918–1928, red. Z. Bugajski, Warszawa 1929
- Materiały prasowe w: „Rzeczpospolita” (1924); „Jlustracja Polska” (1934); „Chwila” (1932); „Kurjer Poznański” (1930, 1931, 1937); „Dobry Wieczór! i Kurjer Czerwony” (1936); „Ilustrowany Kuryer Codzienny” (1930); „Ziemia Lubelska” (1926); „Dziennik Ilustrowany” (1936); „Robotnik” (1937); „Czerwona Pomoc” (1935).
- Sprawozdanie Stenograficzne z posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej z dnia 6 lutego 1930 roku, Okres 2, posiedzenie 74.