Reklamy prasowe pierwszych preparatów do czyszczenia zębów zapewniały czytelników, że te czynią prawdziwe cuda. Miały powstrzymywać próchnicę, usuwać nalot i kamień nazębny oraz przywracać dziąsła do zdrowia. W rzeczywistości często wystarczyło umyć nimi zęby kilka razy, by… zupełnie zniszczyć sobie szkliwo.
Pierwsze mieszanki przeznaczone do czyszczenia zębów miały formę proszku (nie pasty) i były doprawdy skuteczne. Zawarte w nich szorstkie ziarno, pozyskiwane najczęściej z pokruszonego koralu lub pumeksu, usuwało z zębów nie tylko odbarwiające je zanieczyszczenia, ale i szkliwo.
Reklama
„Istny cud w dziejach artykułów toaletowych”
Wystarczy sobie przypomnieć rezultaty eksperymentów brytyjskiego dentysty Thomasa Berdmore’a z typowym dla tamtych czasów specyfikiem, za pomocą którego z łatwością zdarł zdrową, białą powierzchnię zęba.
Producenci proszków zapewniali, że ich wyroby powstrzymują próchnicę, usuwają nalot i kamień nazębny oraz przywracają dziąsła do zdrowia. Klientów wabili reklamami, w których aż kipiało od przesady, a zawarte w nich informacje wcale nie były poparte faktami.
Na przykład reklama produktu o nazwie Sozodont głosiła:
Dzienne zapotrzebowanie na SOZODONT to istny cud w dziejach artykułów toaletowych, przekracza bowiem popyt na wszystkie inne środki do czyszczenia zębów razem wzięte. Ten słynny preparat odznacza się najwyższą jakością i ci, którzy raz go użyją, już zawsze będą chcieli z niego korzystać – stąd tak wysoki wskaźnik sprzedaży.
Dostępny jest we wszystkich aptekach i perfumeriach; można go także nabyć bezpośrednio od sprzedawcy hurtowego.
Reklama
Szatański humbug
W 1866 roku podczas spotkania komisji ds. środków do czyszczenia zębów działającej pod auspicjami Amerykańskiego Towarzystwa Stomatologicznego ten sam produkt został określony mianem „najbardziej szatańskiego humbugu”, gdyż „wżerał się w zęby niczym kwas”.
Po upływie półwiecza problem nadal nie zniknął. Na początku xx wieku z reklamy pepsodentu można się było dowiedzieć, że zawarta w nim pepsyna, od której zaczerpnął swoją nazwę, usuwa warstwę wierzchnią z zębów, „tym samym zapobiegając odczynowi kwaśnemu jamy ustnej, próchnicy oraz ropotokowi”.
Nic bardziej mylnego, jak przekonywał William J. Giles, wykładowca chemii na Uniwersytecie Columbia, który zbadał skład rzeczonej pasty do zębów. Odkrył, że zawiera ona środek ścierny „na tyle twardy i ostry, by przeciąć szkło”.
„Pepsodent – konkludował Giles – trafił na rynek albo w wyniku całkowitej ignorancji co do jego składu chemicznego oraz prawideł rządzących reakcjami biochemicznymi w stomatologii, albo z wyrachowania producentów pragnących wprowadzić w błąd całe rzesze nabywców, których zazwyczaj łatwo omamić za pomocą pozornie wiarygodnej reklamy”.
Jedno mycie niszczyło 3% szkliwa
W 1909 roku Giles rozpoczął badania nad składem proszków i past do zębów oraz płynów do płukania jamy ustnej. To, co odkrył, nazwał „pełnym napuszonych sloganów naciąganiem ludzi”, które głośno potępił.
W latach dwudziestych skierował swój gniew na Amerykańskie Towarzystwo Dentystyczne, krytykując organizację za obojętność wobec tych prymitywnych i niebezpiecznych specyfików.
Reklama
Mimo to stowarzyszenie nabrało wody w usta, a groźne dla zębów środki do ich czyszczenia nadal pojawiały się na rynku. W połowie lat trzydziestych na rynek trafił środek wybielający o nazwie Tartaroff zawierający 1,2 procent kwasu chlorowodorowego. Podczas jednego mycia był w stanie zniszczyć do 3 procent szkliwa nazębnego
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Jamesa Wynbrandta pt. Bolesna historia stomatologii. Ukazała się ona w Polsce nakładem wydawnictwa Marginesy.
Po przeczytaniu docenisz, że leczysz zęby w XXI wieku
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.