20 stycznia 1320 roku, po dwóch chybionych próbach i całych dekadach starań Polska na powrót stała się królestwem. W krakowskiej katedrze rozegrała się jedna z najbardziej niezwykłych uroczystości w dziejach tego miejsca. Jak dokładnie mogła wyglądać koronacja Władysława Łokietka?
W dniu koronacji Władysława Łokietka wawelska świątynia wcale nie pękała w szwach. Wyobrażenie o tysięcznych tłumach napierających niemal na monarchę, o chaosie, ścisku i zaduchu towarzyszących ceremoniom stanowienia władzy niewiele ma wspólnego z rzeczywistością XIV stulecia.
Reklama
Także entuzjastyczne okrzyki, łzy szczęścia, mdlejące damy i skandujące z radości tłumy wypada uznać za obraz bardziej pasujący do filmów kostiumowych niż do autentycznej historii.
Ceremonia tylko dla elit
Koronacja – nie tylko w Polsce, ale właściwie w każdym kraju chrześcijańskiej Europy – stanowiła zbyt ważny rytuał, by jej organizatorzy ryzykowali jakiekolwiek zgrzyty. Nie mogło być mowy o spontaniczności, nieprzewidzianych ekscesach czy nawet oklaskach w niewłaściwym momencie. Spektakl planowano z wyprzedzeniem i z dbałością o najdrobniejsze detale. A grono gości przesiewano tak, by nie znalazł się wśród nich żaden zgrywus, wariat, opozycjonista czy choćby gaduła.
We Francji tej samej epoki olbrzymia katedra w Reims przy okazji każdej koronacji była grodzona i przebudowywana. W jej wnętrzu wznoszono dekoracyjne ścianki, przy ich użyciu wyznaczając wąską i łatwą do kontrolowania przestrzeń.
Prawo wstępu do katedry podczas uroczystości miało tylko kilkuset najwyżej postawionych arystokratów i urzędników królestwa. A wrota świątyni zamykano na cztery spusty już z chwilą rozpoczęcia ceremonii. Tłum ciekawskich pozostawał na zewnątrz – tam, gdzie jego obecność nie groziła żadnym wizerunkowym czy organizacyjnym blamażem.
Reklama
Świątynia na wawelskim wzgórzu nie wymagała podobnych ingerencji. Jej bardzo skromne jak na stołeczny kościół, ale też ogółem jak na katedrę, rozmiary same w sobie narzuciły dobór publiczności, ograniczając ją wyłącznie do najdostojniejszych person.
Zaproszenie na ceremonię stanowiło niewątpliwy akt wywyższenia. W nawie zebrała się elita elit. Tylko ludzie, którzy naprawdę mieli coś do powiedzenia o losach kraju. Władca dołączył do nich jako ostatni.
Monarcha na kościelnej posadzce
Wkroczył przez główne wierzeje, poprzedzony uroczystą procesją. Duchowni, wyposażeni w święte księgi, krucyfiksy i kadzidła, postępowali przed monarchą, a w samych drzwiach uroczyście witał go arcybiskup gnieźnieński, Janisław.
Po wejściu w mury katedry Łokietek z namaszczeniem odłożył swą broń i zdjął płaszcz, a następnie – prowadzony przez biskupów – zbliżył się do ołtarza, by paść przed nim na twarz i w pozycji najwyższego oddania składać Bogu solenne hołdy. Z ziemi podniósł się dopiero, odmówiwszy pełną Litanię do wszystkich świętych.
Reklama
„Radzi, radzi, radzi!”
Na tym etapie otaczający władcę biskupi, którzy dopiero co leżeli krzyżem u jego boków, przystąpili do przedstawienia kandydata zwierzchnikowi polskiego Kościoła. Podkreślali, że ten, jak nikt inny, godzien jest przywdziać koronę i zyskać tytuł polskiego króla.
Wysłuchawszy ich, arcybiskup zwrócił się bezpośrednio do elekta. Zadał mu szereg pytań sformułowanych tak, jakby Łokietek dopiero w następstwie odbywającej się ceremonii miał objąć rządy i opiekę nad krajem.
Czy zamierzasz służyć wierze? Czy pragniesz otoczyć Kościół opieką? Czy chcesz królestwem swym rządzić sprawiedliwie i bronić go przed wrogami? Po trzykroć książę odpowiadał twierdząco. Wysłuchawszy jego deklaracji, arcybiskup skierował się bezpośrednio do zebranych, pytając ich, czy oni z kolei pragną służyć wiernie nowemu królowi. Z wszystkich gardeł odezwał się ustalony z góry okrzyk: „Radzi, radzi, radzi!”.
Nikt nie śmiał milczeć, nikt się nie zawahał. Po to przecież ustalano listę obecnych, by aklamacja, tylko udająca wolny wybór przez grono poddanych, przebiegła bez najmniejszego sprzeciwu.
Przedwieczna formuła
Poznawszy (i tak z góry wiadomą) wolę Boga wyrażoną ustami ludu, dwóch biskupów włożyło na głowy mitry, a następnie zwróciło się w stronę klęczącego kandydata do korony, by odebrać od niego przysięgi potwierdzające wcześniej złożone zobowiązania. Gdy te wybrzmiały już w murach świątyni, chór przystąpił do odśpiewywania litanii, a arcybiskup – pogrążył się w osobistej modlitwie.
Dopiero gdy na nowo zapadła cisza, Janisław zaczął wygłaszać uroczyste słowa błogosławieństwa. To była formuła niemal tak stara, jak państwo Piastów. Używano jej w Europie od X stulecia i niezliczona rzesza królów za jej sprawą dostąpiła uświęconej władzy.
Reklama
Arcybiskup odwołał się do starotestamentowych monarchów; do władców idealnych, dbających o prawo, sprawiedliwość i dobro poddanych. Same jego słowa nie mogły jednak jeszcze uczynić Łokietka pełnoprawnym królem. Dwóch dostojników kościelnych opuściło nawę, udając się do położonej przy zakrystii kaplicy świętej Katarzyny.
Kluczowy moment
Tam właśnie, w przykrytym jedwabiem, odlanym ze złota kielichu, przechowywano święte oleje. Nastąpiła krótka, ale pełna blichtru i namaszczenia procesja. Pod wspaniałym baldachimem oleje przeniesiono pod ołtarz, gdzie pocałunkiem powitał je arcybiskup. Hierarcha zasiadł następnie na zdobionym krześle, a wokół niego to samo uczynili biskupi.
Powstał okrąg, w którego środku nadal klęczał kandydat do korony. Księcia rozebrano, rozpinając kapę i dalmatykę, a tym samym obnażając górną część jego ciała. Janisław zwilżył kciuk prawej dłoni, zanurzając go w kielichu z olejem, i jednym, ciągłym ruchem namaścił kolejno piersi, plecy, a wreszcie ramiona elekta.
Zgodnie z obrzędem w kościele zapadła na dłuższą chwilę zupełna cisza. Zebrani trwali w milczeniu, podczas gdy jeden z biskupów powoli obcierał jedwabiem namaszczone miejsca, arcybiskup zaś – błogosławił odsunięte wcześniej szaty ceremonialne: kapę i dalmatykę, po czym na nowo nałożył je na ramiona władcy.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Wreszcie z jego ust rozległy się słowa otwierające mszę świętą: Adiutorium nostrum in nomine Domini… A więc: „Wspomożenie nasze w imieniu Pana”. Zebrani gromko odpowiedzieli: „Który stworzył niebo i ziemię”.
Wplecenie ceremonii wyniesienia kandydata na tron w ramy mszy stanowiło osobliwość niemal niespotykaną w chrześcijańskim świecie. Podobny ceremoniał obowiązywał w nielicznych krajach, ściśle przyjmujących wytyczne Stolicy Apostolskiej co do protokołów koronacji.
Reklama
Rozwiązanie takie pomagało podkreślić, że z chwilą namaszczenia władca przestawał być zwykłym śmiertelnikiem. Awansował do rzędu kapłanów, królów i proroków Narodu Wybranego. I to dlatego właśnie już podczas mszy, między czytaniem a Ewangelią, arcybiskup przystępował do wręczenia władcy insygniów koronacyjnych.
Nowy Szczerbiec
Najpierw Łokietek otrzymał miecz. I to miecz nieprzypadkowy, bo samą swoją obecnością podkreślający, że akt koronacji stanowił zasługę nie tylko księcia, ale też jego żony, Jadwigi Kaliskiej. Chodziło o klingę nazywaną dzisiaj Szczerbcem i za pośrednictwem legendy powiązaną z pierwszym polskim królem, Bolesławem Chrobrym.
W rzeczywistości ten Szczerbiec powstał jednak nie w latach narodzin królestwa, ale całkiem niedawno, bo w połowie XIII stulecia. Jego pierwszym właścicielem był książę wielkopolski Bolesław Pobożny. Po nim ceremonialną broń odziedziczyła córka Jadwiga, by następnie przekazać ją swojemu mężowi.
Takiego miecza nie powstydziłby się żaden chrześcijański władca. Szczerbiec stanowił przykład mistrzowskiego kunsztu, tak pod względem wykucia, jak i wykończenia. Na misternej rękojeści wykonanej ze złotych płytek umieszczono grawerunki wyobrażające Baranka Bożego i postaci ewangelistów.
Reklama
Tam też znalazły się inskrypcje nadające klindze nie tylko symboliczną, ale wręcz magiczną moc. Monogramowi złożonemu z liter Alfa i Omega towarzyszył łaciński napis: „Ten znak umacnia miłość królów i książąt, a gniew sędziów”.
Na jelcu umieszczono z kolei tekst hebrajski: „Żarliwą wiarę wzbudzają imiona Boga Sadalai i Ebrahel” oraz łaciński: „Ktokolwiek te imiona Boga ze sobą nosić będzie, temu żadne niebezpieczeństwo w ogóle nie zaszkodzi”.
„Twoja jest moc, chwała i panowanie”
Łokietek przyjął z rąk arcybiskupa długi na dziewięćdziesiąt osiem centymetrów i ważący niewiele ponad kilogram miecz, po czym wykonał nim kilka rytualnych cięć. Jednocześnie tłum śpiewał: „Twoja jest moc, chwała i panowanie…”. Miecz szybko umieszczono w pochwie podanej arcybiskupowi, tak by nie wadził w najważniejszym momencie ceremonii.
Janisław i dwóch asystujących mu biskupów wzięli do rąk szczerozłotą koronę przygotowaną specjalnie na tę okazję, wysadzaną rubinami, szmaragdami, szafirami i perłami. Wspaniałe insygnium, ozdobione łącznie niemal pięciuset klejnotami, wspólnie złożyli na skroniach władcy. Następnie podali mu berło i jabłko panowania. I w tej właśnie chwili Łokietek z księcia przemienił się w pełnoprawnego chrześcijańskiego króla.
Bibliografia
Dokładny przebieg koronacji jest znany tylko dzięki zachowanym „porządkom ceremonii”, a więc kościelnym księgom porządkującym zasady wynoszenia władców do godności królów. Historycy różnią się w ich interpretacjach, nie zawsze bowiem jest jasne, które z tak zwanych Ordo rzeczywiście wprowadzono w życie, które stanowiły tylko inspirację, a które – zagraniczną ciekawostkę.
W powyższej rekonstrukcji bazuję na obecnym stanie badań, zwłaszcza zaś na analizach autorstwa Zbigniewa Dalewskiego i Aleksandra Gieysztora. Przygotowując opis ceremonii oparłem się między innymi na:
- Z. Dalewski, Władza – przestrzeń – ceremoniał. Miejsce i uroczystość inauguracji władcy w Polsce średniowiecznej do końca XIV w., Neriton, Warszawa 1996.
- A. Gieysztor, Spektakl i liturgia polska koronacja królewska [w:] Kultura elitarna a kultura masowa późnego średniowiecza, red. B. Geremek, Ossolineum, Wrocław 1978.
- J. Lileyko, Regalia polskie, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1987.
- M. Biborski, J. Stępiński, J. Stępiński, Szczerbiec (the jagged sword) – the coronation sword of the kings of Poland, „Gladius”, t. 31 (2011).
***
O życiu Władysława Łokietka i jego żony Jadwigi przeczytasz w mojej książce pt. Damy polskiego imperium.