Martin Bormann był jednym z najbliższych współpracowników Adolfa Hitlera. Wódz Trzeciej Rzeszy twierdził, że potrzebuje go „żeby wygrać tę wojnę”. Jego pozycja sprawiała, że budził strach nawet wśród najwyższych nazistowskich dygnitarzy. Po wojnie przez całe dziesięciolecia zastanawiano się czy naprawdę zginął w oblężonym Berlinie. Badania DNA nie pozostawiają jednak wątpliwości.
Martin Bormann urodził się dokładnie na przełomie wieków – w roku 1900. Jego ojciec Theodor, pracownik poczty i podoficer armii pruskiej, był bardzo pobożnym protestantem. Imię jego syna to zresztą hołd złożony Martinowi Lutrowi, założycielowi kościoła protestanckiego. Może właśnie tu należy szukać zarzewia nienawiści, jaką Martin przez całe życie pałał do religii.
Reklama
Służba frontowa i Freikorps
Bormann szybko rzucił szkołę, by pracować w gospodarstwie rolnym w Meklemburgii. Tam zastała go wojna – został zmobilizowany i trafił do regimentu artylerii. Na froncie był krótko i niczym się nie wyróżnił. Koniec konfliktu i nowa Republika Weimarska stały się dla niego impulsem do wstąpienia do wolnych strzelców, a dokładnie – do Rossbach Freikorps 2 w Meklemburgii.
Gerhard Rossbach nie cieszył się najlepszą reputacją, nic więc dziwnego, że nazwisko Martina Bormanna zaczęło się pojawiać w kontekście spraw o zabójstwa popełnione za czasów jego służby w tej formacji. W marcu 1924 roku został skazany na rok więzienia jako wspólnik Rudolfa Hössa (z którym się przyjaźnił, a który potem był komendantem obozu Auschwitz).
Chodziło o brutalny mord dokonany na Waltherze Kadowie, byłym nauczycielu szkoły podstawowej, który zapewne wydał Leo Schlagetera podczas francuskiej okupacji Ruhry. Po wyjściu z więzienia wstąpił do NSDAP i został regionalnym przedstawicielem prasowym w Turyngii, a w 1928 roku dyrektorem służby prasowej.
Człowiek Rudolfa Hessa
Od 1928 do 1930 roku był rzecznikiem prasowym przy dowództwie naczelnym SA, a w październiku 1933 roku został Reichsleiterem NSDAP. Po miesiącu wybrano go do Reichstagu. Tę błyskawiczną karierę zawdzięczał biurokratycznej sprawności. Wydaje się, że był wręcz stworzony do tego typu pracy. Gorliwy, umiejący się dostosować, skuteczny, brutalny, wolny od skrupułów i rozterek duchowych, był uosobieniem doskonałego nazistowskiego urzędnika.
Żeby dopełnić ten portret, dodamy, że miał w sobie nieprzebrane pokłady zawiści i z ogromną skutecznością szykował haki na potencjalnych konkurentów. Jego dyskretnemu pięciu się po szczeblach wiodących na norymberskie podium sprzyjał najbliższy z bliskich Adolfa Hitlera – Rudolf Hess.
A pozycja Hessa była silna, ponieważ w pierwszych latach ruchu nazistowskiego ściśle współpracował z Hitlerem, który w roku 1933 publicznie wskazał go jako swego następcę. Jako „sumienie Partii” miał też ogromne wpływy ze względu na przyjaźń z Hitlerem.
Reklama
Od lipca 1933 do 1941 roku Bormann był szefem gabinetu Hessa, osobistym sekretarzem i prawą ręką. Dzięki temu mógł nie tylko upajać się władzą, ale też z bliska przypatrywać się Adolfowi Hitlerowi w jego życiu prywatnym, a także w tym publicznym. Znalazł się w samym sercu machiny, jaką była partia nazistowska.
„Kto zwraca się przeciwko Bormannowi…”
„Wzorowy sekretarz” cierpliwie i zręcznie plótł sieć, by zostać niezastąpionym wezyrem, szarą eminencją z nieograniczonym dostępem do wszystkich dokumentów. Jego awans ułatwiły trzy ważne elementy. Przede wszystkim Hitler nie lubił ślęczeć nad dokumentami. Wytyczał kierunki, wydawał dyrektywy, ale to podwładnym pozostawiał troskę o realizację planów.
Zachował odrobinę artystycznej natury z lat młodości wiedeńskiego malarza i znacznie chętniej skupiał się na ideach i na teorii niż na administracji. Właśnie dlatego Martin Bormann stał się dla niego niezastąpiony i dlatego pozwolił mu władać instytucjonalnym biurokratycznym systemem i obdarzył go zaufaniem. Wiele mówi o tym wspomnienie zachowane przez Baldura von Schiracha, który przytoczył to, co powiedział mu Hitler:
Niech pan sobie wbije do głowy, że potrzebuję Bormanna, żeby wygrać tę wojnę. Oczywiście, że jest brutalny i pozbawiony skrupułów. To byk. Ale niech wszyscy zapamiętają, że kto zwraca się przeciwko Bormannowi, zwraca się przeciwko mnie, i że każę rozstrzelać każdego, kto przeciwstawi się temu człowiekowi.
Reklama
Upadek Rudolfa Hessa
Po wtóre, jego awans ułatwiła osobowość tego, któremu podlegał: Rudolfa Hessa. Chociaż miał wielkie wpływy, za cel obrał sobie przede wszystkim służyć Hitlerowi. Chętnie rezygnował z własnych ambicji. Z biegiem lat Hess coraz bardziej się wycofywał, trzymał się na dystans od intryg wyższych kręgów rządowych. Taka postawa sprawiła, że był osamotniony, a więc ograniczyła się też jego rola polityczna.
Poprzestawał na wygłaszaniu kilku przemówień rocznie, w tym w Boże Narodzenie, na przyjmowaniu delegacji Niemieckich Stowarzyszeń poza granicami kraju, podejmowaniu kawą matek wielodzietnych rodzin i zajmowaniu się dobroczynnością czy patronowaniu podrzędnym kongresom. Zachował też pewien przywilej – podczas uroczystych ceremonii obwieszczał z trybuny przybycie Führera.
Ta marginalizacja jego roli politycznej stawała się coraz wyraźniejsza w pierwszych latach drugiej wojny światowej, gdy uwaga skupiała się na strategiach wojskowych, a nie na polityce. Został jednak powołany do Rady Obrony Rzeszy w roku 1939 i asystował Hitlerowi 21 czerwca 1940 roku, podczas przygotowań do kapitulacji Francji w Rethondes.
Lot do Anglii 10 maja 1941 roku definitywnie usunął go z politycznej szachownicy tamtych lat. Im bardziej słabły wpływy Rudolfa Hessa, tym wyraźniej wzmacniał się Bormann. W końcu zastąpił go i zajął się administracją partii, która powinna przecież podlegać Hessowi. I wreszcie kolejna funkcja jeszcze bardziej zbliżyła Bormanna do Hitlera.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„Pan na Obersalzbergu”
Mowa o jego stanowisku administratora wszystkich budynków i działek w Obersalzbergu w Berchtesgaden, a także domu Hitlera w Berghof. Führer szczególnie upodobał sobie tę alpejską perłę i niezwykłą panoramę, jaka się stamtąd roztaczała. To tam czuł się jak w domu i w latach 1933‒1945 spędzał tam połowę czasu.
Można powiedzieć, że była to druga, nieoficjalna stolica Rzeszy, toteż rola organizatora i zarządcy z natury rzeczy pozwalała na bliższe relacje z Adolfem Hitlerem i wymagała jego zaufania. Bormann mocno zaangażował się w tę pracę i wykonywał ją bardzo skutecznie. Znienawidzony zarówno przez miejscowych, jak i przez liczną administrację, którą zarządzał, zyskał przydomek „Pana na Obersalzbergu”.
Reklama
Bogacił się przy każdej okazji, także w Berchtesgaden, gdzie kupił 2/3 wywłaszczonych działek i najładniejsze domy. Także zarządzając rozwijanym przez siebie funduszem przemysłu niemieckiego na rzecz Adolfa Hitlera – gigantycznymi pieniędzmi z „dobrowolnych” kontrybucji od zysków, jakie wnosili przemysłowcy, Bormann znacznie się wzbogacił.
Zwolennik bigamii
Ożenił się z Gerdą Buch (1909‒1946), zagorzałą nazistką, córką sędziego sądu najwyższego partii, Waltera Bucha, i miał z nią dziesięcioro dzieci, w tym Martina Bormanna juniora (1930‒2013).
Tworzyli dobre, ale mało konwencjonalne małżeństwo – Gerda Bormann cieszyła się z jego miłosnych podbojów, a w styczniu 1944 roku miała nawet nadzieję, że jedna z kochanek, aktorka Manja Behrens, urodzi mu kolejne dziecko. Bormann przygotował wraz z żoną (w roku 1944) projekt prawa dopuszczającego bigamię w Rzeszy.
Zaciekły antychrześcijanin i antyklerykał, przy każdej okazji przypominał o nieprzystawalności nazizmu i chrześcijaństwa, i sprzyjał prześladowaniu Kościołów katolickiego i protestanckiego. Napisał: „Koncepcje narodowosocjalistyczna i chrześcijańska są nieprzystawalne. Kościoły chrześcijańskie budują swe dzieło na ignorancji istoty ludzkiej, podczas gdy narodowy socjalizm opiera się na podstawach naukowych”.
Reklama
To on decydował kto zobaczy Hitlera
Jak to często bywa z drugoplanowymi postaciami jego pokroju, zdobywającymi władzę dzięki podłym intrygom i wysuwającymi się na pierwszy plan w dramatycznych okolicznościach, które sprzyjają takim zwrotom,
Martin Bormann przeżył wielkie chwile w ostatnich dniach wojny. To wtedy, w betonowym zamknięciu od kwietnia 1945 roku, stał się tym jedynym, który decydował, kto spotka się z jego Führerem.
Starał się do końca manipulować wątłymi sznurkami ostatnich marionetek, nawet na zgliszczach miasta. Już po śmierci Hitlera ludzie ukrywający się w Bunkrze Führera postanowili uciec przed zbliżającymi się wojskami radzieckimi. Wieczorem 1 maja [jak pisze Antony Beevor]:
Bormann i Mohnke próbowali zorganizować grupy personelu do ewakuacji. Grupy te ruszyły w drogę około dwudziestej trzeciej, dwie godziny później, niż planowano. […] Przez jakiś czas Bormann, Stumpfegger, Schwägermann i Axmann trzymali się razem. Szli wzdłuż torów kolejowych do dworca Lerther Strasse. Potem się rozdzielili.
Bormann i Stumpfegger poszli na północny wschód, w kierunku dworca Stettin. Axmann ruszył w przeciwną stronę, ale natrafił na radziecki patrol. Zawrócił i podążył drogą wybraną przez Bormanna. Wkrótce zobaczył dwa ciała. Rozpoznał Bormanna i Stumpfeggera, nie miał jednak czasu ustalić, jak zginęli.
Testy DNA nie pozostawiają wątpliwości
W chaosie upadku Berlina ciał nie odnaleziono, co wywołało szereg domysłów i spekulacji o ewentualnej ucieczce. Z powodu niepewności co do jego losu trybunał norymberski zaocznie skazał Bormanna na śmierć za zbrodnie wojenne przeciwko ludzkości.
To był początek długiej serii rojeń i fantazji historycznych – ludzie opowiadali, że widzieli Bormanna przechadzającego się po tym czy innym kraju Ameryki Południowej. Miał tam dotrzeć łodzią podwodną, ostatnim statkiem widmem reżimu.
Dopiero 7 grudnia 1972 roku znów zaczęła się polemika wokół tych dwóch ciał. Znaleziono je, prowadząc roboty kanalizacyjne w rejonie Dworca Lehrter, czyli w miejscu, o którym mówił Artur Axmann. Na podstawie uzębienia szybko zidentyfikowano zwłoki, ustalając, że to Bormann i Stumpfegger. Protetyk Fritz Echtmann rozpoznał trzy części mostka, który sam zrobił dla Bormanna w 1942 roku.
Reklama
Szkło znalezione między jego zębami wskazuje, że zażył cyjanek. 4 kwietnia 1973 roku prokurator z Frankfurtu oficjalnie uznał Bormanna za zmarłego, opierając się na ekspertyzie dentystycznej Reidara Sognnaesa. W 1998 roku test DNA (analiza mitochondrialna) przeprowadzony przez dr. W. Eisenmengera z instytutu medycyny sądowej w Monachium potwierdził tożsamość zmarłego.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Paula Villatouxa i Xaviera Aiolfiego pt. Ostatnie archiwa z bunkra. Jej polska edycja ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona.
Świadectwo ostatnich dni dogorywającej Trzeciej Rzeszy
Tytuł, lead, tekst w nawiasie kwadratowym i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
4 komentarze