Procesja rdzennych Amerykanów na Półwyspie Labrador. Ilustracja z połowy XIX wieku.

Rdzenni Amerykanie o Europejczykach. Pierwsze opinie i wrażenia

Strona główna » Nowożytność » Rdzenni Amerykanie o Europejczykach. Pierwsze opinie i wrażenia

Wielkie bobry z ostrymi zębami? A może kanibale, pijący krew i zagryzający ją… drewnem? Na pewno ludzie biedni, zacofani, nie potrafiący właściwie zorganizować sobie życia. Tak właśnie rdzenni Amerykanie postrzegali „zacofanych” Europejczyków.

Historię piszą zwycięzcy. A często: przede wszystkim megalomani. Pierwsi podróżnicy, którzy w XV i XVI wieku docierali z Europy do Nowego Świata cierpieli na olbrzymi, nieuleczalny przerost ego. Swoje osiągnięcia przedstawiali zawsze w najlepszym możliwym świetle. Wykorzystywali do tego nawet opinie napotkanych tubylców.


Reklama


Zróbmy z siebie bogów

Oczywiście wielcy „odkrywcy” pokroju Krzysztofa Kolumba selekcjonowali i spisywali tylko najbardziej przychylne im sądy. Za ich sprawą upowszechniła się chociażby żywa po dziś dzień legenda o Indianach przyjmujących Europejczyków jako z dawna wyczekiwanych bogów.

Nie jest ona kompletnie pozbawiona podstaw. Chyba rzeczywiście niektóre plemiona próbowały wyjaśniać przybycie dziwnie wyglądających, obcych ludzi z wykorzystaniem starych podań i wierzeń. Nawet one jednak nie uznawały Europejczyków ściśle za bogów!

Takie przedsięwzięcia stanowiły zresztą raczej wyjątek od reguły. Nieliczne rzetelne relacje i wspomnienia dowodzą, że przynajmniej równie często rdzenni Amerykanie spoglądali na Europejczyków… z wyższością, wstrętem i niezrozumieniem.

Jezuita Jacques Marquette wśród rdzennych Amerykanów. Domena publiczna.
Jezuita Jacques Marquette wśród rdzennych Amerykanów. Domena publiczna.

Piją krew i jedzą drewno

W 1633 roku pewien młody Innuita opowiedział Jezuitom o tym, jak jego babka zapamiętała pierwszą wizytę Francuzów kilkadziesiąt lat wcześniej. Widząc gigantyczny okręt, w niczym nie przypominający ich własnych czółen, rdzenni Amerykanie uznali, że musi to być „wędrująca wyspa”.

Kiedy jednak innuickie kobiety dostrzegły na pokładzie mężczyzn, zaczęły – zgodnie z obyczajem – przygotowywać dla nich wigwamy. Jednocześnie ich mężowie w czterech kanoe wyruszyli na powitanie nieznajomych. Ich pierwsze wrażenie nie było najlepsze. James Axtell, autor wydanej w 1988 roku książki After Columbus. Essays in the Ethnohistory of Colonial North America, pisze:

Francuzi dali im beczkę okrętowych sucharów i chyba poczęstowali ich też winem. Tubylcy byli jednak przerażeni tymi ludźmi „pijącymi krew i jedzącymi drewno”.

Olbrzymie bobry i ich ostre zęby

Podobnie zareagowali Mikmakowie. Zaoferowane im suchary uznali za „drewno brzozowe”, ale prawdziwym wstrętem napawały ich niemalże ludożercze tendencje nieproszonych gości:

Kiedy zaproponowano im wino, tubylcy utwierdzili się w przekonaniu, że obcy są „brutalnymi i nieludzkimi istotami, jako że dla własnej uciechy (…) bez żadnych oporów piją krew”. (…) Dlatego też [Mikmakowie] przez pewien czas nie tylko nie przyjmowali poczęstunku, ale też nie chcieli w ogóle wchodzić w żadne kontakty czy spoufalać się z ludem, który w ich przekonaniu żył krwią i przemocą.

Mężczyzna i kobieta z plemienia Mikmaków na fotografii z XIX wieku.
Mężczyzna i kobieta z plemienia Mikmaków na fotografii z XIX wieku.

Czasem dochodziło też do zabawniejszych nieporozumień. Żyjący dalej na zachód Odżibwejowie najpierw napotkali na ślady bytności Europejczyków, a nie na nich samych. Widząc doszczętnie wykarczowaną połać lasu doszli do wniosku, że miejsce to musiały nawiedzić „gigantyczne bobry z wielkimi, ostrymi zębami”.

Także Potawatomi i Menomini zamieszkujący nad Jeziorem Michigan twierdzili, że Europejczycy nie są ludźmi, lecz przedstawicielami jakiegoś innego, nieznanego gatunku. Nie chodziło wcale o ubiór czy kolor skóry, ale fakt, że ciała przybyszy „były pokryte włosami”.

Ludzie głodni, biedni, niesprawiedliwi

Oczywiście pierwsze wrażenia bywają złudne. Kiedy dla Francuzów stało się jasne, że zostaną w Ameryce na stałe, postanowili należycie zaimponować rdzennych mieszkańcom tych ziem: tak, by ci potulnie im się podporządkowali, przejmując „lepsze” obyczaje i „prawdziwą” religię.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Gnijąca szczęka Ludwika XIV. Ten król udowodnił, że NAPRAWDĘ warto myć zęby

W tym celu wysłali kilku tubylców do Europy, którzy po specjalnie zaaranżowanym objeździe mieli wrócić do swych plemion i opowiedzieć pobratymcom o napotykanych wspaniałościach. Cóż, znowu sprawy nie potoczyły się do końca tak, jak planowano.

W 1562 roku trzej członkowie plemienia Tupinambá zabrani na dwór francuskiego króla Karola IX zwrócili uwagę przede wszystkim na… panującą we Francji nierówność społeczną. Jak pisze Axtell: „zauważyli oni, że są wśród nich [tj. Francuzów] ludzie dogadzający sobie wszelkimi rzeczami, podczas gdy druga połowa ludu żebra u ich drzwi, borykając się z głodem i biedą”. Taki podział dóbr wydawał się „dzikim” z Ameryki nad wyraz niesprawiedliwy.

Obóz Huronów. Rycina z początku XIX wieku.
Obóz Huronów. Rycina z początku XIX wieku.

Równie negatywne wrażenia odniósł pół wieku później niejaki Savignon – osiemnastoletni Huron wysłany do Francji na podobną eskapadę. Jego wstręt budziły „tchórzliwe i iście kobiece”sprzeczki mężczyzn oraz „wielka liczba potrzebujących i żebraków”wynikająca – jego zdaniem – z niechęci Francuzów do wspierania bliźnich w potrzebie.

Najbardziej oburzyło go jednak, że wśród Francuzów ludzie są „chłostani, wieszani i uśmiercani”niezależnie od tego czy ponoszą za coś winę czy też nie. Słysząc o takich okrucieństwach współplemieńcy Savignona odmówili wysyłania jakichkolwiek dzieci do francuskich szkół w Quebeku.

Ściągnęła ich do nas nędza

Rdzenni Amerykanie nie tylko pogardzali obyczajami (a raczej brakiem obyczajności) Europejczyków, ale też byli święcie przekonani o własnej wyższości cywilizacyjnej: i to niezależnie od wielu zamorskich wynalazków i broni, które budziły ich podziw.


Reklama


Cytowany wyżej Savignon nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że Francuzi zostali przygnani do jego ojczyzny przez biedę i niedobór podstawowych surowców. Nie był w takich poglądach odosobniony. James Axtell wyjaśnia, że „Indianie – ci rzekomo dzicy, biedni i żyjący w analfabetyzmie ludzie – mieli potężny kompleks wyższości”.

Przykładowo kiedy Mikmakowie po raz pierwszy napotkali Francuzów, stwierdzili, że są od nich lepsi, dzielniejsi a nawet bogatsi. Przez kolejne 80 lat wcale nie zmienili swoich poglądów. XVII-wieczny wódz tego plemienia ujął sprawę krótko: Nie ma żadnego Indianina, który nie uważałby się za szczęśliwszego i potężniejszego od Francuzów.

Przeczytaj też o pierwszym przypadku zastosowania broni biologicznej w Ameryce Północnej. Sięgnęła po nią rdzenna ludność, a nie przybysze ze starego świata!

Bibliografia

  • James Axtell, After Columbus: Essays in the Ethnohistory of Colonial North America, Oxford University Press, 1988.
Autor
Kamil Janicki
Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.