W toczonych od wiosny 2014 roku walkach na wschodzi Ukrainy między – wspieranymi przez Kreml – prorosyjskimi separatystami, a siłami ukraińskimi zginęło już około 14 tysięcy ludzi. Finału konfliktu jednak nadal nie widać. Oto jak rozpoczęła się wojna w Donbasie.
W styczniu i lutym 2014 roku [podobnie jak w Kijowie] demonstracje odbywały się również w Charkowie oraz w miastach w południowo-wschodnich obwodach Ukrainy. Większość organizowano na centralnych placach i przed gmachami administracji obwodowej.
Reklama
Protesty na wschodzie Ukrainy
Ścierali się na nich zwolennicy dwóch opcji – stronnicy Euromajdanu oraz grupy lojalnych wobec prezydenta Janukowycza, coraz częściej marzące o związkach federacyjnych z Rosją lub wejściu ich małych ojczyzn w granice tego państwa. Tych ostatnich chętnie nazywano Antymajdanem.
Budynków rządowych, najczęściej z sukcesem, bronili milicjanci i berkutowcy, niekiedy wspomagani przez tituszki. W Zaporożu, Odessie i Dniepropietrowsku obok pobitych manifestantów, przeważnie sympatyków kijowskiego Euromajdanu, w punktach opatrunkowych i szpitalach znaleźli się dziennikarze oraz przypadkowi obserwatorzy i przechodnie.
Przeciwnicy kijowskiej rewolucji podobnie jak na Krymie uważali rząd Arsenija Jacyniuka za reprezentantów nacjonalistów, faszystów i antysemitów oraz że szykuje się do brutalnej pacyfikacji rosyjskojęzycznych mieszkańców Ukrainy. Jednocześnie twierdzili, że prezydent Janukowycz został obalony w wyniku antykonstytucyjnego puczu, wobec czego ich sprzeciw wobec kijowskich uzurpatorów jest uprawniony i moralnie zasadny.
Poparcie Kremla
Aktywizowały ich informacje z Krymu, sukcesy separatystów likwidujących ukraińską obecność na półwyspie i przede wszystkim poparcie Rosji. Władimir Putin wyrastał na obrońcę ich bezpieczeństwa oraz demokracji i praw człowieka. Rosyjskie media podtrzymywały opinię o swoim prezydencie jako polityku zatroskanym o przyszłość Ukrainy pogrążającej się w chaosie, poddanej nieudolnemu, ale jednocześnie awanturniczemu rządowi stworzonemu przez skrajnych nacjonalistów.
Przypominały, że w 1945 roku to rosyjscy żołnierze zdusili „faszystowskiego gada w jego legowisku”. Mówiono o niezgodzie rosyjskiego społeczeństwa na odradzanie się faszyzmu przy granicy ich państwa, wiosną 2014 roku szykującego się do zdławienia na południowym wschodzie Ukrainy demokratycznych instytucji i ciemiężenia zamieszkujących te ziemie Ukraińców i Rosjan. Pojawiło się nawet oskarżenie, wsparte filmami zamieszczonymi w mediach społecznościowych, o wykorzystaniu przez rząd przeciwko swoim obywatelom amerykańskich najemników.
Działania rosyjskich służb i propagandzistów na południowo-wschodnich terenach Ukrainy toczyły się równie energicznie jak na Krymie. Ale prowadzono je bardziej skrycie i w odmiennych celach. Kreml nie zamierzał anektować kolejnych obszarów Ukrainy. Wystarczało mu, że podsycając jej wewnętrzne problemy, wspierając przeciwników Euromajdanu, a następnie nowego rządu, destabilizuje to państwo.
Reklama
Rozdzierane przez separatyzmy i wewnętrzne konflikty, zrujnowane gospodarczo, pozbawione stabilnej centralnej władzy wykonawczej i lokalnej administracji traciło pełną podmiotowość w międzynarodowym środowisku. To nie Kijów, ale Moskwa miała się stać rzeczywistym ośrodkiem decydującym o przyszłości i sposobie wyjścia Ukrainy z kryzysu. Unia Europejska powinna być zainteresowana pomyślnością tego procesu, wspieranego przez Rosję, jak cynicznie sugerował Kreml.
Rosyjskie plany wobec wschodniej Ukrainy
W najbardziej interesującym dla Moskwy wariancie rozwoju sytuacji majaczyła perspektywa wprowadzenia do południowo-wschodnich obwodów Ukrainy wojsk Wspólnoty Niepodległych Państw („mirotworców”) z przewagą żołnierzy rosyjskich, a w przyszłości przekształcenia jej w państwo federacyjne, w którym każdy z jego członów, w tym znajdujących się przy granicy z Federacją Rosyjską, dysponowałby dużą samodzielnością nie tylko w zakresie polityki gospodarczej, ale także w pewnym obszarze polityki zagranicznej.
W ocenie Kremla „mirotworcy” odegrali pożyteczną rolę w Tadżykistanie, mocno wiążąc go z Rosją, a także w Naddniestrzu, Gruzji i Górskim Karabachu, wzmacniając pozycję Moskwy w tych regionach. Teraz nadchodziła kolej na Ukrainę.
Kreml mógł rozpatrywać jeszcze jeden wariant rozwoju sytuacji na południowym wschodzie Ukrainy. Ceną za wycofanie rosyjskiego poparcia dla rebeliantów mogło być przygaszenie w środowisku międzynarodowym protestów Kijowa związanych z utratą Krymu.
Reklama
W ocenie Kremla takie zachowanie rządu ukraińskiego stwarzało perspektywę dla uznania przez Ukraińców wejścia półwyspu w granice Federacji Rosyjskiej, najpierw de facto, później również de iure.
Putin i jego minister spraw zagranicznych Ławrow spodziewali się, że ustępliwość Ukrainy wpłynie na to, że z inkorporacją Krymu przez Rosję pogodzą się: Unia Europejska, Stany Zjednoczone i Kanada, w której żyła liczna i wpływowa diaspora ukraińska.
Pierwsze ofiary śmiertelne
Pod koniec lutego i w marcu 2014 roku w: Charkowie, Dniepropietrowsku, Doniecku, Ługańsku, Chersoniu, Odessie, Mikołajewie i wielu innych miejscowościach na ulice i place wychodzili przeciwnicy pełniącego obowiązki prezydenta Turczynowa i premiera Jacyniuka, uważający wydarzenia z końca lutego w Kijowie za przewrót antykonstytucyjny.
W kolejnych dniach zanikały głosy wspierające Janukowycza, a pojawiały się odwołujące do wspólnej przeszłości z Rosją i wspierające separatystyczne działania na Krymie. Domagano się referendum, mającego na nowo określić status południowo-wschodnich obwodów państwa.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Szturmowano siedziby administracji, SBU [Służby Bezpieczeństwa Ukrainy] i posterunki milicji. Wiele tych budynków zajmowali rebelianci. Jeśli potrafiono ich zmusić do porzucenia zdobyczy, to po krótkim okresie z sukcesem przejmowali je ponownie. Zastępowano flagi ukraińskie rosyjskimi. Formowały się różnego rodzaju oddziały (milicje obywatelskie), w tym przede wszystkim rebeliantów, uzbrojone w broń palną, przejmowaną m.in. od rozbrajanych milicjantów oraz dostarczaną z Rosji.
Wstępowali do nich: byli wojskowi, ultrasi klubów sportowych, awanturnicy i kryminaliści oraz wielu przeciętnych mieszkańców, którzy uznawali przynależność do milicji za obywatelski i patriotyczny obowiązek. Pojawili się przybysze z Rosji – uważano, że z porządnym doświadczeniem wojskowym oraz umiejętnościami organizacyjnymi i szkoleniowymi.
Reklama
Dochodziło do kolejnych starć między stronnikami a przeciwnikami rządu, teraz kończącymi się przelewem krwi; 13 i 14 marca w Doniecku zginęły co najmniej trzy osoby (dwie zostały zastrzelone z broni palnej, jedna pchnięta nożem). Kilkunastu uczestników walk zostało rannych. Rebelianci stopniowo przejmowali ulice i place miast, wystawiali patrole i posterunki. Coraz śmielej i z coraz większym rozmachem organizowali wystąpienia antyrządowe.
Antypolskie nastroje
W połowie marca prorosyjska manifestacja odbyła się przed siedzibą polskiego konsulatu generalnego w Charkowie. Jej uczestnicy uważali Polskę za narzędzie Unii Europejskiej i zachodniego wielkiego biznesu dążącego do kolonizacji ich ojczyzny. Zarzucali naszym władzom i społeczeństwu, że sympatyzując z Euromajdanem, i następnie uznając rząd Arsenija Jaceniuka w Kijowie, mieszają się w wewnętrzne problemy Ukrainy. Wznoszono okrzyki: „Polska won!” i „Europa nie przejdzie!”.
Powtarzano pogłoski o organizowaniu w Polsce obozów, na których szkoli się ukraińskich bojówkarzy nacjonalistycznych, także o polskich planach zajęcia Lwowa i innych zachodnich miast Ukrainy. Oskarżenie polityków zachodniego sąsiada o snucie planów imperialnych wzmacniało przekaz o cynicznym i perfidnym stanowisku Polski wobec Ukrainy oraz o tym, jak bardzo nieudolny, nacjonalistyczny ukraiński rząd był podporządkowany interesom zachodnich państw i korporacji.
Milicja i funkcjonariusze SBU nie radziły sobie z dynamicznie rozwijającą się rebelią antypaństwową. Wielu milicjantów sympatyzowało z Antymajdanem, odmawiało występowania przeciwko jego członkom. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych szacowało, że nie może liczyć na lojalność ok. połowy milicjantów z Donbasu.
Reklama
Ten osąd potwierdzały liczne przypadki otwartego poparcia dla uczestników protestów antyrządowych, chronienia ich wystąpień i brutalnego rozpędzania manifestacji przeciwników. W odpowiedzi do miast wschodniej i południowej Ukrainy przybywały grupy (bojówki) zamierzające chronić wystąpienia prorządowe.
Postawa ukraińskiej milicji i SBU
Podczas jednej z takich manifestacji, 13 marca w Doniecku, członkowie Prawego Sektora, w części z Kijowa, zaatakowali milicjantów, rzucając kostką brukową i pokruszonymi płytami chodnikowymi. Takie starcia i podobne wydarzenia, przede wszystkim formowanie się separatystycznej administracji, wymuszały na milicjantach jednoznaczne opowiedzenie się po którejś ze stron konfliktu.
Pod koniec maja MSW zakomunikowało o przejściu ok. 17 tys. milicjantów na stronę separatystów. Natomiast ci, którzy zachowywali lojalność wobec Kijowa, byli pod silną presją otoczenia i opuszczali miejsca służby, o ile mieli taką możliwość. Wyjeżdżali z rodzinami do środkowych i zachodnich obwodów Ukrainy, gdzie podejmowali służbę.
Miejscowe struktury SBU również borykały się z coraz większymi problemami. Wprawdzie ich funkcjonariusze (z wyjątkami) starali się wypełniać swoje obowiązki, ale wobec powszechności postaw buntowniczych niewiele mogli zrobić. Udało się im jedynie aresztować kilkunastu, może kilkudziesięciu przywódców rebeliantów oraz osoby, które uznano za agentów rosyjskiego GRU. Część aresztowanych zwolniono, innych wymieniono na oficerów SBU zatrzymanych przez rebeliantów oraz podczas późniejszych walk na jeńców znajdujących się w obozach separatystów.
Reklama
Jednym z nich był ideolog Noworosji Pawieł Gubariew, aresztowany 6 marca i zwolniony 7 maja w zamian za wypuszczenie przetrzymywanych funkcjonariuszy bezpieczeństwa. W tej sytuacji także funkcjonariusze SBU, zagrożeni pojmaniem, torturami lub obawiający się o życie, pozbawieni ochrony, z czasem opuszczali miejsca służby. Rebelianci uważali ich, a także ich najbliższych, za swoich nieprzejednanych przeciwników, reprezentantów opresyjnej administracji ukraińskiej.
Rozterki ukraińskich żołnierzy
Dyscyplinę utrzymywano w ukraińskich jednostkach wojskowych, na wschodzie i południu mniej licznych niż w środkowych i zachodnich obwodach państwa. Korpus dowódczy, podoficerowie i ich podwładni z niepokojem obserwowali wydarzenia toczące się w miastach, w których służyli. Z oczywistych powodów sympatyzowali z którąś ze stron rozwijającego się konfliktu.
Wielu wojskowych obawiało się, że na rozkaz wyższego dowództwa albo Kijowa będą zmuszeni do siłowego przywrócenia porządku konstytucyjnego, w rzeczywistości otworzenia ognia na ulicach i placach znanych im z codziennego życia. Rozważali, jak powinni wtedy postąpić, czy mają moralne prawo do strzelania do członków organizacji występujących przeciwko rządowi w Kijowie.
Na postawy żołnierzy wszystkich stopni wpływało również pochodzenie narodowościowe, aspiracje i zachowanie członków ich rodzin, przyjaciół i sąsiadów. Nie bez znaczenia był brak zaufania do władz centralnych, prezydenta, premierów i ministrów obrony, dotychczas lekceważących najbardziej oczywiste potrzeby armii, podejmujących niezrozumiałe decyzje, które po części, jak uważało wielu wojskowych, sprzyjały rosyjskim interesom politycznym i gospodarczym.
Reklama
Powołanie Donieckiej Republiki Ludowej
W pierwszych dniach kwietnia rebelianci uzyskali przewagę na wschodnich terenach obwodów donieckiego i ługańskiego, także w Doniecku i Ługańsku; 6–7 kwietnia w Doniecku kolejny raz zajęli gmachy administracji obwodowej, rady miejskiej i SBU. Wśród atakujących, według ukraińskich obserwatorów, znajdowały się osoby uzbrojone w rosyjską broń, wcześniej niezauważaną wśród separatystów.
Ogłosili oni utworzenie Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) i wywiesili jej flagi, czarno-niebiesko-czerwone, obok flag Federacji Rosyjskiej. Przejęli budynki administracyjne także w innych miejscowościach. Sukcesy odnieśli m.in. w: Kramatorsku, Słowiańsku i położonym nad Morzem Azowskim Mariupolu, dziesiątym pod względem ludności miastem Ukrainy, liczącym ponad 400 tys. mieszkańców.
Według ukraińskich ustaleń w walkach w Słowiańsku wzięli udział żołnierze rosyjskiego specnazu. Przejęcie budynków administracji miejskiej i obwodowej nie oznaczało przejęcia pełnej kontroli nad miastami i mniejszymi ośrodkami. Poza zasięgiem separatystów często pozostawały koszary wojskowe i formowanej Gwardii Narodowej Ukrainy, budynki SBU i prokuratury (np. w Doniecku).
Walki o Mariupol
W Mariupolu oddział SBU „Alfa” 16 kwietnia, już w trakcie trwania operacji antyterrorystycznej (ATO), powstrzymał rebeliantów szturmujących koszary Gwardii Narodowej. Poległo wówczas trzech separatystów, 13 odniosło rany, a 63 zostało aresztowanych.
Powstańcy nadal kontrolowali budynek mariupolskiej Rady Miejskiej. Siły bezpieczeństwa odbiły go 24 kwietnia, ale nie zdołały usunąć z miasta dobrze już zorganizowanych i nieźle uzbrojonych oddziałów rebeliantów. Mariupol był ważny zarówno dla separatystów, jak i Ukraińców.
Był najważniejszym punktem na drodze prowadzącej z rosyjskiego terytorium na Krym, a jego opanowanie pozwalało na otworzenie kanału zaopatrzenia dla mieszkańców półwyspu. Most łączący Krym z rosyjskim Półwyspem Tamańskim poprzez Cieśninę Kerczeńską otwarto dopiero 15 maja 2018 roku.
Reklama
Majowe referendum
11 maja 2014 roku na ziemiach opanowanych przez separatystów przeprowadzono referendum – ok. 90% uczestniczących opowiedziało się za niepodległością. Dzień później oficjalnie ją proklamowano. Powołano rząd, podległą mu administrację oraz sądownictwo. Rada Najwyższa DRL powierzyła urząd premiera Aleksandrowi Borodajowi, rosyjskiemu generałowi FSB, wcześniej aktywnemu na Krymie. Stworzono system podatkowy, czyniąc lokalnych biznesmenów głównymi płatnikami.
Wyłączono stacje przekaźnikowe ukraińskiej telewizji i radia. Wzmożono aresztowania osób uznawanych za lojalnych wobec państwa – porywano ich na ulicach i wyprowadzano z domów, przesłuchiwano, torturowano, więziono, nielicznych zabijano.
Doszło do przypadków aresztowania zachodnich dziennikarzy i inspektorów Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), którym zarzucano brak obiektywizmu i szkalowanie mieszkańców ludowych republik oraz szpiegowanie na rzecz Ukrainy. Po kilku lub kilkunastu dniach inspektorów zwalniano, a więzienie określano mianem gościny. Gorszy los spotykał dziennikarzy. Przed zwolnieniem ich zastraszano, niekiedy bito.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Michała Klimeckiego pt. Krym, Donieck, Ługańsk, 2014-2015. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Bellona.
Przyczyny i przebieg konfliktu na wschodzie Ukrainy
Ilustracja tytułowa: Prorosyjscy rebelianci w Słowiańsku (Jewgienij Nasadiuk/CC BY-SA 3.0).
Tytuł, lead, teksty w nawiasach kwadratowych oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów i skrócony.