Latem 1462 roku do Polski przybyło poselstwo z Kaffy. W obliczu osmańskiego zagrożenia mieszkańcy położonego na południowo-wschodnim wybrzeżu Półwyspu Krymskiego miasta pragnęli oddać się we władanie króla Kazimierza Jagiellończyka. Monarcha łaskawie przyjął ich prośbę. Niespełna rok później na południe ruszyło 500 polskich ochotników mających wzmocnić tamtejszy garnizon. Nigdy jednak nie dotarli do celu. Zostali wyrżnięci niemal do nogi przez… królewskiego namiestnika Bracławia, księcia Michała Wasylewicza Czartoryskiego. Oto jak do tego doszło.
Dzisiejsza Teodozja ma niezwykle długą i burzliwą historię. Założona w VI wiek p.n.e. przez greckich kolonistów wielokrotnie przechodziła z rąk do rąk. W latach 60. XIII wieku została przemianowana na Kaffę przez Genueńczyków, którzy – za przyzwoleniem chana – utworzyli tam swoją pierwszą placówkę handlową na Krymie. Miasto posłużyło później Włochom, jako baza wypadowa do dalszej ekspansji handlowej w basenie Morza Czarnego.
Reklama
Z delegacją do polskiego króla
Korzystając z wewnętrznego rozbicia Tatarów oraz osłabienia Bizancjum Kaffa w kolejnych dziesięcioleciach błyskawicznie się rozwijała. Niespełna dwa wieki później liczyła od 70 do 80 tysięcy mieszkańców i jak podkreśla Witold Banach w książce Czartoryscy, czyli wieczna pogoń na jej obszarze:
(…) w ekumenicznej harmonii funkcjonowało: 40 kościołów łacińskich, kilkanaście cerkwi prawosławnych i ormiańskich oraz meczet. Kaffę zabezpieczała linia murów obronnych z 34 wieżami, 24 barbakanami i pięcioma bramami. Dopóki funkcjonowanie miasta uzależnione było od zgody chanów tatarskich, handel swobodnie się rozwijał i rosło bogactwo mieszkańców czarnomorskiej metropolii.
Kiedy jednak w 1453 roku upadł Konstantynopol nad Kaffą zawisły czarne chmury. Już w lipcu następnego roku doszło do oblężenia miasta. Co prawda Turcy i Tatarzy po trzech dniach uznali, że nie uda im się go zdobyć, ale od tej pory mieszkańcy musieli płacić wysoki trybut chanowi.
Pomijając kwestie finansowe włodarze Kaffy doskonale zdawali sobie sprawę, że wcześniej czy później osmańskie wojska powrócą. Dlatego zaczęli rozglądać się za możnym protektorem, który zapewniłby im bezpieczeństwo. Ostatecznie wybór padł na króla Polski Kazimierza IV Jagiellończyka.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Wiosną 1462 roku nad Wisłę udała się delegacja kierowana przez konsula Raffaela Monterosso i biskupa Girolamo Panissaro. Efektem podróży na dystans przeszło dwóch tysięcy kilometrów był formalna zgoda monarchy na objęcie zwierzchności nad Kaffą. Odpowiedni dokument wydano 1 lipca. O ile – uwikłany w wojnę z Krzyżakami – syn Jagiełły raczej nie przywiązywał specjalnej wagi do wydarzenia, to Włosi pokładali w nim spore nadzieje.
Najemnicy wycięci niemal do nogi
Kilka miesięcy później na polskim dworze pojawili się kolejni wysłannicy z Kaffy. Tym razem chcieli przeprowadzić zaciąg ochotników, którzy mieliby wzmocnić liczącą niespełna 200 ludzi załogę miasta. Monarcha nie miał nic przeciwko i w krótkim czasie udało się zwerbować 500 najemników. Następnie oddział ruszył na południe. Jak czytamy w książce Witolda Banacha pt. Czartoryscy, czyli wieczna pogoń:
Reklama
Po opuszczeniu granic Królestwa Polskiego najprostsza droga – już w obrębie Wielkiego Księstwa Litewskiego – wiodła przez Bracław, w którym namiestnikował książę Michał Czartoryski. I doszło do incydentu, który w konsekwencji być może zmienił bieg historii nad Morzem Czarnym.
W trakcie pijackiej awantury najemnicy zabili jednego z miejscowych. Obawiając się zemsty rozwścieczonych mieszczan Polacy zdecydowali się salwować ucieczką. Zanim to jednak zrobili podpalili miasto. Liczyli najpewniej, że spowolnią tym pościg.
Efekt okazał się odwrotny od oczekiwanego. Czartoryski nie zamierzał bowiem puścić płazem dokonanych zbrodni. Jak zreferował w swojej kronice Marcin Bielski:
Gnał ich książę z bracławianami i cztery razy odparty z niemałą klęską; jednak, gdy mu ciągle na pomoc ludzi przybywało z okolicznych wsi, a do tego obytych z wojną, bo się nieraz ścierali z Tatarami, książę kłodami i chrustami kazał zawalić rzekę Boh, przez którą uciekający mieli się przeprawiać i tak zewsząd ich opasał; wycięto ich, co do nogi, z 500, pięciu zostało. Łupu zdobycznego na 30 000 szacowanego zostawili, który się dostał zwycięzcom.
Reklama
Czy sprawa miała drugie dno?
Autor książki Czartoryscy, czyli wieczna pogoń zastanawia się czy determinacja księcia była podyktowana tylko wściekłością. Być może wycięcie najemników stanowiło reakcję na „ekspansję polityczną Korony na kierunku »zastrzeżonym« dotąd dla Wielkiego Księstwa Litewskiego”. Z kolei Stefan Kuczyński w haśle poświęconym Czartoryskiemu w Polskim Słowniku Biograficznym twierdził, że książę:
W pewnej mierze przyczynił się dzięki temu do późniejszego upadku Kaffy, podbitej [w 1475 roku] przez Turcję, i do zmiany polityki tatarskiej wobec państw jagiellońskich, która inaczej by wyglądała, gdyby w Kaffie na Krymie stała polska załoga.
Oczywiście to tylko gdybanie. Pewnym za to jest, że akcja Czartoryskiego odbiła się głośnym echem w samej Koronie. Obawiano się bowiem, że Litwini upomną się zbrojnie o Podole, które po śmierci Witolda i stłumieniu kolejnego z licznych buntów księcia Świdrygiełły znalazło się w 1432 roku w granicach Królestwa Polskiego.
Ostatecznie do niczego takiego nie doszło, a książę aż do śmierci pozostał namiestnikiem Bracławia. Najwidoczniej król Kazimierz Jagiellończyk uznał jego działania za uzasadnione.
Znacznie gorsze zdanie o nim mieli kronikarze. Jak czytamy w książce Czartoryscy, czyli wieczna pogoń:
Długosz zarzucał mu niedołęstwo, brak współpracy z polskimi wojskami, a może nawet zmowę z Tatarami podczas najazdu chana Ajdara w 1474 roku. Z równie ostrą krytyką wystąpił w swojej Kronice Marcin Bielski.
Reklama
Historia jednego z najpotężniejszych rodów Rzeczpospolitej
Bibliografia
- Witold Banach, Czartoryscy czyli wieczna pogoń, Wydawnictwo Poznańskie 2022.
- Michael Morys-Twarowski, Polskie imperium, Znak Horyzont 2016.