Dźwięk dzwonów rozlegał się z wież kościoła katedralnego na Wawelu już od XI stulecia, wzywając wiernych na modlitwy i uświetniając uroczystości kościelne lub państwowe. Stołeczne wzgórze znało przeróżne dzwony. Ten najważniejszy – nazywany Zygmuntem, ale często określany kolokwialnie mianem dzwonu Zygmunta – zawisł jednak blisko szczytu jednej z wież katedry dopiero w czasach renesansu.
Gotycka katedra na Wawelu, wzniesiona w stuleciu XIV, za panowania Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego, dysponowała pierwotnie dwiema wieżami, flankującymi drzwi frontowe.
Reklama
Za główną dzwonnicę służyła ta południowa, obecnie niższa i nazywana wieżą Srebrnych Dzwonów. Po drugiej stronie znajduje się z kolei wieża Zegarowa. W XVI wieku określano ją inaczej: wieżą Salomonową. W 1519 roku na jej szczycie umieszczono jednak zegar mechaniczny, który stopniowo zrodził nową nazwę budowli.
„Nowa” wieża katedry na Wawelu
Trzecia, boczna wieża katedralna była zarazem najmłodsza. Na początku XV wieku w obręb kościoła włączono basztę, umieszczoną w linii murów zamkowych i wcześniej pełniącą zapewne funkcje obronne.
Gmach miał dość lichą konstrukcję, nie miał nawet fundamentów i na pewno nie nadawał się na dzwonnicę. Mimo to zawieszono w nim aż cztery ciężkie dzwony. Ich częste używanie doprowadziło wreszcie do katastrofy.
W 1514 roku wieża częściowo się zawaliła. Odbudowano ją, umocniono i podwyższono, poza tym nakryto charakterystycznym, baniastym dachem. Wszystkie te prace były prowadzone staraniem włodarzy katedry. A i tak do budowli wkrótce przylgnęła nazwa wieży Zygmuntowskiej, w nawiązaniu do imienia króla Zygmunta Starego. Stało się tak ze względu na nowy dzwon, który zawieszono na jej szczycie.
Reklama
Dzwon Zygmunt w liczbach. Jedyny taki w Polsce
Król Zygmunt zamawiał już różne dzwony. Podobnie czynili jego poprzednicy. Przedsięwzięcie podjęte w roku 1520 miało jednak charakter wyjątkowy.
W środku kosztownej wojny z zakonem krzyżackim władca wydał aż 3000 florenów, a więc odpowiednik blisko trzech milionów dzisiejszych złotych, na odlanie dzwonu, który z czasem nazwano „Zygmuntem” – na cześć zleceniodawcy, jak i ku chwale monarszego patrona, Świętego Zygmunta.
Jak podkreśla Mieczysław Rokosz, „Zygmunt swoimi rozmiarami i masą przewyższa wszystkie historyczne dzwony w Polsce i należy do nielicznej rodziny największych tego typu instrumentów odlanych w XV i XVI wieku w Europie”.
Łącznie z koroną, czyli zawieszeniem, ma wysokość około 258 centymetrów. Maksymalna średnica wynosi 242 centymetry, a obwód u podstawy liczy osiem metrów. Najnowsze pomiary, wykonane w roku 2001, wykazały, że dzwon waży fenomenalne trzynaście ton.
Pochód olbrzyma
Instrument odlano w krakowskiej pracowni Hansa Behema przybyłego z Norymbergi. Król osobiście dopilnował przekazania koniecznych środków. Przesłał również – ze swojej kwatery wojennej – tekst łacińskiej inskrypcji, jaka miała znaleźć się na ścianie dzwonu. W przekładzie brzmi ona następująco:
Bogu najlepszemu, najwyższemu, jak również Dziewicy Bogarodzicy i świętym patronom swoim, boski Zygmunt król polski dzwon ten, godzien umysłu i czynów swoich, wykonać polecił.
Reklama
Dzieło było gotowe już w drugiej połowie 1520 roku. Z jego transportem i zawieszeniem czekano jednak na powrót monarchy. Niesamowity pochód wielotonowego olbrzyma odbył się 28 czerwca 1521 roku. Dzwon należało przemieścić z odlewni, ulokowanej blisko północnych murów Krakowa, przez całe miasto, na oddalone o ponad kilometr w linii prostej wzgórze wawelskie.
Przez wiele godzin Zygmunt był pchany na dwóch specjalnych walcach, pod które podkładano kłody, tworząc jak gdyby szyny. Był to wyczyn, który można porównać niemalże ze zwożeniem materiału pod sławne Stonehenge na Wyspach Brytyjskich.
Jak dzwon Zygmunta trafił na Wawel?
Najniebezpieczniejszy, a z perspektywy gawiedzi też najbardziej imponujący, był ostatni etap. Popularna legenda mówi, że dzwon dotarł na szczyt skały całożercy na stu wołach. W rzeczywistości posłużono się inżynierią.
Do instrumentu przymocowano przeciwwagę w postaci skrzyni wypełnionej kamieniami. Z jej wykorzystaniem, jak donosił autor Rocznika świętokrzyskiego, zaledwie w godzinę udało się wciągnąć dzwon na wieżę.
Reklama
Dźwięk Zygmunta – bardzo charakterystyczny, jakby potrójny, z racji chropowatego wnętrza klosza – rozległ się po raz pierwszy 13 lipca 1521 roku. Niełatwo było wprawić kolosa w ruch. Z późniejszych dokumentów wiadomo, że potrzeba było do tego aż dwunastu „tęgich chłopów”.
Aby zapewnić właściwe używanie dzwonu, król zawarł kontrakt z krakowskimi cechami ciesielskimi. Na jego mocy dzwonnicy otrzymywali w przeliczeniu 24 grosze na miesiąc, czyli równowartość 720 dzisiejszych złotych. W zamian mieli dbać o to, żeby instrument rozbrzmiewał około 120 razy w roku.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.