Najstarsza znana wersja legendy o smoku wawelskim została spisana na początku XII wieku przez biskupa Krakowa i pierwszego rodzimego, polskiego kronikarza Wincentego Kadłubka. Od dawna szukano szukano jej inspiracji. Nie tylko literackich, ale też zupełnie namacalnych.
Zdaniem różnych badaczy Wincenty Kadłubek, człowiek oczytany i świetnie wykształcony, posiłkował się tradycją biblijną, szukał wskazówek w popularnych za jego czasów bestiariuszach albo też czerpał natchnienie z paryskiej legendy o pokonaniu smoka, żywej w mieście, w którym kronikarz być może odbył studia zagraniczne.
Reklama
Wysuwano pogląd, że zręczny erudyta połączył różne wzmianki i motywy w nową całość. Nie jest to jednak najpopularniejsze rozwiązanie zagadki.
„Uderzające podobieństwa”. Antyczne źródła krakowskiej legendy?
Według wiodącej teorii autor Kroniki polskiej nie był aż tak oryginalny. Miał sięgnąć po jedno konkretne, antyczne dzieło: tak zwany Romans o Aleksandrze, którego najstarszą wersję spisano w III wieku n.e.
Był to szalenie popularny zbiór fantastycznych opowieści o wielkim Macedończyku, tłumaczony i przerabiany aż do epoki nowożytnej. Oryginał powstał po grecku, ale różne warianty funkcjonowały między innymi w językach koptyjskim, armeńskim, syryjskim, perskim i arabskim. Krążyły też, a jakże, odpisy łacińskie. Poszczególne redakcje różniły się od siebie. W kilku wschodnich wersjach namierzono zaś historię łudząco podobną do pierwotnej formy legendy o smoku wawelskim.
W Romansie o Aleksandrze również występuje smok, zamieszkały w jaskini nad rzeką i domagający się codziennego haraczu w sztukach bydła. Bestia ta pożera ofiary w całości, jednym haustem, zupełnie jak Kadłubkowy, nazwany przecież z grecka, całożerca, holophagus.
Reklama
Także upadek potwora jest niemal zbieżny z losem krakowskiej poczwary. Aleksander Wielki nakazuje zabić dwa wielkie woły, „ściągnąć z nich skóry i usunąć mięso, a skóry ich wypełnić gipsem, smołą, ołowiem i siarką i podłożyć je na tym samym miejscu” co zwyczajowe ofiary.
Znacząco różni się tylko finał opowieści. Smok nie umiera od samego posiłku, choć zostaje otumaniony. Aleksander wykorzystuje sytuację: poleca rozpalić miech kowalski i rzucać do paszczy zwierza gorące, spiżowe kule. Dopiero to sprawia, że bestia wydaje ostatnie tchnienie.
„Podobieństwo obydwu wątków jest uderzające i nie może ulegać wątpliwości” – podkreślał profesor Marian Plezia, który najszerzej zajął się tematem. Nie znaczy to jednak, że teoria pozbawiona jest jakichkolwiek wad.
Zaginiona księga. Jak biskup Kadłubek poznał legendę o Aleksandrze i smoku?
Smoczy epizod występuje w wersjach syryjskiej i koptyjskiej Romansu, brakuje go natomiast w redakcjach łacińskich z wczesnego średniowiecza, a więc w wersjach, które znano w Europie za życia biskupa Wincentego.
Reklama
Profesor Plezia twierdził jednak, że Kadłubek mógł zetknąć się podczas studiów z jakimś innym wariantem Romansu, który nie zachował się do naszych czasów. Kronikarz przyznawał zresztą, że była mu znana „księga listów Aleksandra, zawierająca blisko dwieście epistoł”. Dzieło takie można ostrożnie identyfikować właśnie z zaginioną wersją Romansu.
Nie da się też wykluczyć, że dziejopis usłyszał ustną opowieść, przekazaną na przykład przez któregoś z uczestników wypraw krzyżowych do Ziemi Świętej. Potem zaś wplótł legendę w bajeczne dzieje Polski.
Historyczne inspiracje. Czy opowieść o smoku wawelskim istniała już wcześniej?
W opinii największych sceptyków tak wyraźna inspiracja Romansem zamyka cały temat źródeł krakowskiego mitu. Nie brakuje specjalistów, którzy sądzą, że wątek całożercy został sztucznie przeszczepiony na lokalny grunt. I był tak samo obcy polskiej tradycji jak inne Kadłubkowe opowiastki: o wojnach Lechitów z macedońską falangą i z legionami Cezara.
Przeważają jednak głosy bardziej stonowane. Uważa się, że narracja o jakiejś bestii, którą należało pokonać, aby mógł powstać Kraków, była znacznie starsza; że funkcjonowała ona ustnie przed Kadłubkiem, choć w wersji prostszej, a pewnie i bardzo różnej od znanej fabuły.
Biskup, jak komentował Marian Plezia, „zastał ją i tylko literacko opracował”. To by po części tłumaczyło, dlaczego legenda o smoku na stałe wrosła w polską świadomość, podczas gdy inne Kadłubkowe baśnie skreślono jako czysty wymysł.
Pierwotne oblicze smoka wawelskiego
Pierwotnej treści mitu trudno się nawet domyślać. A jednak badacze od stuleci podejmują takie próby. Wielokrotnie sugerowano, że za fasadą walki ze smokiem kryła się jakaś historyczna rywalizacja zbrojna, toczona nad górną Wisłą. Bądź co bądź, całożerca z Kroniki polskiej zachowuje się jak wrogi władca lub okupant, oczekujący haraczu.
Reklama
Adam Naruszewicz u schyłku XVIII stulecia pisał, że smokiem byli tak naprawdę koczowniczy Awarowie, żerujący na ludności słowiańskiej. Inni autorzy wiązali legendę z walkami międzyplemiennymi albo chociażby z pokonaniem rozbójników, którzy założyli bazę wypadową w załomach skały, na której potem powstało miasto.
Jest jeszcze całkiem świeża teoria Normana Daviesa – tak buńczuczna, że wypada wątpić, czy sam autor traktował ją poważnie. W zbiorze esejów Smok wawelski nad Tamizą znany walijski historyk ogłosił, że legenda o krakowskim smoku ma celtyckie korzenie. I że jest to historia o „czarnym charakterze, wojowniczym uzurpatorze Kraku, który knuje, aby pozbawić smoka-księcia na Wawelu jego rodowych praw”.
Całożerca to bowiem, w myśl wywodów profesora Daviesa, władca pierwotnie celtyckiego Krakowa, którego usunęli z tronu słowiańscy najeźdźcy. I tylko nie ma na rzecz takiej wersji zdarzeń żadnych przekonujących argumentów.
Dawniej popularny był jeszcze pogląd, że smok symbolizował pogaństwo, a jego zgładzenie oznaczało chrystianizację. W nowszej nauce zwraca się jednak raczej uwagę na mocno świecki charakter Kadłubkowej legendy.
Reklama
Polacy zwyciężają w niej nie za sprawą wiary czy wsparcia Boskiego, ale dzięki sprytnemu fortelowi. Autorka polskiego przekładu kroniki, profesor Brygida Kürbis, widziała w tym dowód bardzo starej, niechrześcijańskiej genezy mitu.
„Przedpotopowa” bestia z Wawelu. Czy smok wawelskim był dinozaurem?
Wreszcie funkcjonują interpretacje przyziemne, można by wręcz powiedzieć – praktyczne. Przed wejściem do katedry wawelskiej wciąż wiszą „smocze” kości, zidentyfikowane jako szczątki nosorożca, wieloryba i mamuta. Te konkretne obiekty trafiły na wzgórze zapewne dopiero u schyłku średniowiecza, długo po tym, jako Kadłubek spopularyzował legendę o Kraku. Ale przecież nie były raczej pierwszym takim znaleziskiem w okolicy Krakowa.
Jeśli w jaskiniach znaczących bryłę wzgórza w czasach przedhistorycznych wygrzebano potężne, trudne do zidentyfikowania kości, mogły one dać początek nawet najbardziej niestworzonym opowieściom.
We współczesnej paleontologii przewija się zresztą pogląd, w myśl którego za wielką popularnością smoków w kulturze dawnych wieków stały między innymi znaleziska szczątków dinozaurów.
Reklama
Akurat obszary nad Wisłą nie obfitują w kości tych prehistorycznych stworów. W erze mezozoicznej większość obszaru naszego kraju pokrywało morze, badacze trafiają więc głównie na odciski stóp potężnych gadów.
W 2006 roku w Lisowicach na Śląsku – w odległości nieco ponad stu kilometrów od Wawelu – odkopano jednak skamieniały szkielet dużego, dwunożnego drapieżnika z nieznanego wcześniej gatunku.
W opinii paleontologów bestia grasowała na ziemiach południowej Polski dwieście milionów lat temu. Miała ważyć około tony i mierzyć do pięciu metrów długości. Odkrywcy nadali jej, a jakże, oficjalne, naukowe miano Smoka wawelskiego.
Może taki lub inny „smok” faktycznie zamieszkiwał kiedyś w krakowskich grotach. A może raczej u podnóży wzgórza znaleziono kości wielkiego bawołu, mamuta lub innego tajemniczego stworzenia. W każdym razie coś tak wielkiego i dziwnego, że skutecznie pobudziło wyobraźnię mieszkańców Wawelu i okolicy.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.