Rozpoczęta 17 września 1944 roku operacja „Market Garden” była największą akcją powietrzno-desantową II wojny światowej. Jej sukces mógł zapewnić aliantom zwycięstwo nad Niemcami już w 1944 roku. Tak się jednak nie stało. Dowodzący 1. Samodzielną Brygadą Spadochronową generał Stanisław Sosabowski nie miał wątpliwości co zawiodło.
Śmiała koncepcja opracowana przez marszałka Bernarda Law Montgomery’ego zakładała kombinowane uderzenie wojsk spadochronowych („Market”) oraz lądowych („Gaden”).
Reklama
Bardzo niedoskonały plan
Jak pisze Antony Beevor w książce Druga wojna światowa celem aliantów było opanowanie „ciągu mostów na dwóch kanałach, na Mozie, rzece Waal i na Renie” w rejonie holenderskich miast Nijmegen oraz Arnhem. Pozwoliłoby to wyjść na niemieckie tyły i zadać decydujący cios Wehrmachtowi.
Zajęcie przepraw przypadło w udziale jednostkom I Korpusu Powietrznodesantowego generała Fredericka Browninga. W skład korpusu wchodziła również polska 1. Samodzielna Brygada Spadochronowa, dowodzona przez generała Stanisława Sosabowskiego.
Planowano, że po uchwyceniu mostów spadochroniarze utrzymają się przez 48 godzin. Właśnie tyle czasu miał potrzebować atakujący z terenu Belgii XXX Korpus generała Briana Horrocksa, aby dobrzeć na miejsce.
Po rozpoczęciu operacji 17 września 1944 roku szybko okazało się, że przygotowany przez brytyjskiego marszałka plan kompletnie się nie sprawdził. Niemieckie siły były znacznie liczniejsze niż przewidywano.
Reklama
Co gorsza stawiały twardy opór, znacznie opóźniając natarcie Horrocksa Mimo wszystko otoczeni spadochroniarze walczyli bohatersko przez ponad tydzień, a ich niedobitki wycofały się dopiero w nocy z 25 na 26 września.
Złe planowanie
We wspomnieniach zatytułowanych Droga wiodła ugorem generał Sosabowski opisał, co jego zdaniem zdecydowało o sromotnej klęsce aliantów pod Arnhem.
W pierwszej kolejności wskazywał na złą ocenę sił nieprzyjaciela przez sztab Montgomery’ego, która:
(…) była jednym z głównych powodów niepowodzenia. 30 Korpus Brytyjski potrzebował nie – jak kalkulowano – 48 godzin, ale prawie tydzień, by dostać się w rejon 1 Brytyjskiej Dywizji Powietrznej i Polskiej Brygady Spadochronowej.
Jako kolejny powód klęski wymieniał „zły wybór zrzutowisk i lądowisk dla 1 Dywizji, z dala od obiektów, które trzeba było uchwycić przez zaskoczenie”. Co więcej „błędem były całodniowe przerwy w poszczególnych przelotach elementów Dywizji. Pozwalało to Niemcom na niszczenie Dywizji częściami”.
Pośpiech był czynnikiem decydującym
Jednocześnie Sosabowski podkreślał, że „szybkość działania 30 Korpusu Brytyjskiego w osiągnięciu rejonu Arnhem była podstawowym warunkiem udania się operacji”. I właśnie tej szybkości zabrakło.
Generał wyraził też opinię, iż „nie było ze strony brytyjskiej dostatecznego zrozumienia, że pośpiech jest tu czynnikiem decydującym”. W tej sytuacji nawet gdyby:
(…) 1 Brytyjska Dywizja Powietrzna zrzucona była i lądowała nie w odstępach (każdego dnia po jednym przelocie), na właściwych zrzutowiskach i lądowiskach, gdyby nawet uchwyciła oba mosty – drogowy i pontonowy, a nawet kolejowy, jest – moim zdaniem – nader wątpliwe, czy przy całym bohaterskim zachowaniu żołnierzy tej Dywizji, jak to miało miejsce podczas bitwy, potrafiłaby utrzymać nakazane im punkty przez 7 dni.
Reklama
Porażka pod Arnhem drogo kosztowała aliantów. Jak podaje w swojej książce Antony Beevor „Niemcy wzięli do niewoli prawie sześć tysięcy jeńców, z których połowa była ranna. Łączne straty sprzymierzonych w tej operacji wynosiły prawie piętnaście tysięcy ludzi”.
Bibliografia
- Antony Beevor, Druga wojna światowa, SIW Znak 2013.
- Stanisław Sosabowski, Droga wiodła ugorem, Wydawnictwo Literackie 2014.
- Wielkie wojny XX wieku (1914-1945), pod red. Mariana Zgórniaka. Świat Książki 2009.
7 komentarzy