Karczmy upowszechniły się na polskich wsiach na długo przed tym, jak rzeczą zwyczajną stało się wśród pospólstwa picie alkoholu. W średniowieczu chłopi znali oczywiście miód czy piwo, nie mieli jednak do nich stałego dostępu. Jeszcze w początkach epoki nowożytnej krążyła maksyma: „chłopska rzecz jeść nad miarę, a szlachecka nad miarę pić”.
Pierwszy jej człon nie miał oczywiście żadnego osadzenia w rzeczywistości. Jeśli chłopi robili coś nad miarę, to głodowali. Nawet w latach najlepszej koniunktury i najstabilniejszego klimatu dostęp do zapasów żywności nie był przecież pewny. Drugi komentarz uderza jednak w punkt.
Reklama
Wielogodzinne, suto zakrapiane uczty z ciągłymi toastami i przepijaniem do siebie stanowiły nieodłączny aspekt kultury szlacheckiej. Pan mógł sobie pozwolić na picie, miał na to czas i środki. Chłopu zostawało marzyć o takiej beztrosce i piciu aż do czasu, gdy zapomni o codziennych bolączkach.
Wielu szlachciców długo rezerwowało prawo do pijaństwa dla swojego stanu. Wielu innych dostrzegło jednak okazję do dodatkowego zarobku. Najpierw przez spełnienie marzeń chłopa, a następnie – wymuszenie na nim ich realizacji.
Dopiero działania panów folwarcznych – uporczywie szukających nowych źródeł zarobku kosztem poddanych – sprawiły, że piwo stało się w Polsce prawdziwie powszechne. Wyszło poza zamki, dworki i miasta, by trafić do setek tysięcy chat chłopskich.
Po pierwsze Kościół
W XVI wieku zdarzało się, że kmiecie warzyli nieco piwa we własnych zagrodach. Dwór rościł sobie za to opłaty, ale zwykle wyrażał zgodę. Sytuacja zaczęła się zmieniać pod koniec stulecia. Prekursorem znowu – jak w przypadku pańszczyzny tygodniowej – był najprawdopodobniej Kościół.
Reklama
Przy folwarkach należących do władz duchownych na coraz większą skalę stawiano dworskie browary. Potem to samo zaczęto robić w majątkach prywatnych. Kolejnego kroku łatwo się domyślić. Gdy tylko pierwsze partie trunku rozlano do beczek, posypały się nakazy i obostrzenia.
Panowie zachęcali poddanych do picia w podporządkowanej sobie karczmie, a zarazem zabraniali im wyrobu własnego alkoholu, nawet na prywatne potrzeby.
Niedługo po potopie szwedzkim, w kluczu strzeszyckim należącym do krakowskiego klasztoru upomniano chłopów, by nie „pomniejszali intraty pańskiej” poprzez „warzenie sobie piwa w kotłach”. Winnych karano grzywną w wysokości dziesięciu złotych (ponad 800 w dzisiejszej walucie), pięćdziesięcioma batami i konfiskatą naczynia, by udaremnić recydywę.
„Jest rzeczą właściwą, aby chłop panu swemu nie skąpił grosza”
Do polskich wsi nie wolno już było sprowadzać żadnych obcych trunków. Za to też groziły surowe kary. Jeszcze gorsze: za próbę sprzedaży. Szczególnie ostro tępiono jednak zjawisko wizyt w cudzych wyszynkach.
Jakub Kazimierz Haur, autor XVII-wiecznego poradnika dla właścicieli folwarków, nie ukrywał, że i w tym przypadku chodziło ściśle o obronę interesów zwierzchności. „Jest rzeczą właściwą, aby każdy chłop panu swemu nie skąpił grosza” – pisał. W tym celu poddany miał „wiernie się zachowywać i poczuwać”, a więc: pić tylko tam, skąd zarobek szedł do dworu.
Wspominano o tym niejednokrotnie, bo chłopi chętnie zaglądali do karczm w sąsiednich osadach. Piwo mogło w nich być tańsze, albo lepsze. Przede wszystkim jednak kmieć miał okazję zabawić się swobodnie, bez obaw, że powie coś, za co trafi później do gąsiora.
Reklama
We własnej karczmie o pełnym rozprężeniu nie mogło być mowy. Gościa obsługiwał przecież człowiek będący na usługach dworu, a przepijali do niego sąsiedzi, zobowiązani przez coroczne sądy gromadzkie do donosicielstwa.
Autor Robaka sumienia złego w połowie XVII stulecia upominał szlachciców, którzy kazali sobie płacić za każdą wizytę w obcej karczmie osiem złotych polskich grzywny. Ogromną kwotę, odpowiadającą niemal 900 złotym w dzisiejszych pieniądzach.
Autor Lamentu chłopskiego na pany z pierwszej połowy tego samego stulecia podobnie narzekał, że „jako żywo, dawniej to nie bywało”, by chłopom nie wolno było zabawić się poza granicami wioski. Także Szymon Starowolski nie przebierał w słowach:
Łakomi są ci, którzy nie zadowalają się tym, że wymuszają na ubogich poddanych niesłuszne daniny serowe, rogowe, żołędne, spasne, witanne i kto wie jak jeszcze nazywane. Na koniec zakazali jeszcze im pod groźbą wielkich kar w mieście pijać piwa.
Reklama
„Piwo jak dla bestii i bydła”
Opór budziła izolacja. Najbardziej skarżono się jednak na coraz gorszą jakość napojów. Szlachcice pozbyli się konkurencji, zamknęli chłopom drogę do innych przybytków, a wreszcie – absolutnie bezkarni – zaczęli produkować trunki jednocześnie drogie i nienadające się do spożycia. „[Piwo] jak dla bestii i bydła”, a nie dla człowieka – komentował Starowolski.
Użalano się, że „u pana piwo robią z jarzyn, z sieczki, z tatarki”, albo „z lada jakiego plugastwa”, czyli z odstręczającymi zapychaczami. Warzenie odbywało się niedbale i w pośpiechu. Znane są przypadki, gdy dziurawe kotły browaru były zalepiane szmatami, gliną, albo przędzą.
O zanieczyszczeniach i braku higieny nikt nie myślał. O zagrożeniu dla zdrowia nabywców tym bardziej. Jak wyjaśniał historyk Marcin Szczepaniak, podłe piwo „latem, podczas upałów, psuło się bardzo szybko”.
Magnat Krzysztof Opaliński opowiadał w połowie XVI stulecia o tym, jak ogromnie zdziwiło go, co jest sprzedawane w chłopskich karczmach. Podczas wizyty w pewnym wyszynku pytał z niedowierzaniem „czy zawsze takie piwo bywa” jak to, które mu podano. Chłopi zgodnie odparli: „I sto razy gorsze, ale przecież pić je musimy”. A jeśli nie pić, to przynajmniej kupować.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
„Nie chcesz, wylej świniom, ale karczmarzowi zapłać”
Dawniej łatwy dostęp do alkoholu był dla chłopów marzeniem. Teraz stał się raczej przekleństwem. W XVII i XVIII stuleciu w wielu wioskach, zwłaszcza na południu i wschodzie kraju, poddany miał obowiązek corocznie nabyć określoną ilość piwa. Jeśli tego nie zrobił, karczmarz sam dostarczał mu trunki i ściągał zapłatę. Od narzutu nie było ucieczki.
Rozmówcy Opalińskiego wyjaśniali, że szynkarz jest zobowiązany rozliczyć się z wszystkich beczek z panem. „Dochodzi od nas straty czy wypijemy czy nie” – mówili. – „Pij choć złe, a nie chcesz, wylej świniom, ale karczmarzowi zapłać”. Nie było to w żadnym razie wyolbrzymienie, chwyt retoryczny. Z wielu wsi znane są przypadki, gdy chłopi, nie mogąc znieść smaku i zapachu piwa, a także bojąc się o własne żołądki oraz zdolność do pracy, płacili tylko po to, by wylać alkohol w oborze.
Reklama
Piwny biznes szlachty rósł jak na drożdżach. W dobie potopu w Wielkopolsce jeden browar przypadał średnio na pięć wiosek. U schyłku epoki saskiej – już na dwie wioski. Wyliczono, że przychód dworu zwykle przekraczał koszty warzenia trunku o 33%.
Nawet, gdy pan nie produkował piwa, ale tylko sprowadzał je do wsi i sprzedawał z przebitką, zyskowność przedsięwzięcia sięgała 25%. Interes zdecydowanie się opłacał. Przynajmniej szlachcicom.
Przeczytaj też o handlu żywym towarem w Polsce szlacheckiej. Ile kosztował chłop pańszczyźniany?
***
O tym jak wyglądało życie na polskiej wsi, czym naprawdę była pańszczyzna i jak chłopi nad Wisłą stali się niewolnikami przeczytacie w mojej nowej książce pt. Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa (Wydawnictwo Poznańskie 2021). Do kupienia na Empik.com.
Cała prawda o życiu polskich chłopów pańszczyźnianych
Wybrana bibliografia
- Burszta J., Wieś i karczma. Rola karczmy w życiu wsi pańszczyźnianej, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1950.
- Bystroń J.S., Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, t. 1, Księgarnia Trzaski, Everta i Michalskiego [1933].
- Chrzanowski I., Historya literatury polskiej, cz. 1: Literatura niepodległej Polski, Geberthner i Wolff 1906.
- Czernik S., Z życia pańszczyźnianego w XVII wieku. Materiały i szkice, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1955.
- Obrońcy chłopów w literaturze polskiej, cz. 1, oprac. M. Piszczkowski, Wydawnictwo M.Kot 1948.
- Szaflik J.R., O położeniu i walce klasowej chłopów we wsiach starostwa łukowskiego w XVII wieku, „Rocznik Lubelski”, t. 1 (1958).
- Szczepaniak M., Karczma, wieś, dwór. Rola propinacji na wsi wielkopolskiej od połowy XVII do schyłku XVIII wieku, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1977.
- Trzyna E., Wtórne poddaństwo [w:] Historia chłopów polskich, t. 1: Do upadku Rzeczypospolitej szlacheckiej, red. S. Inglot, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1970.
- Wawrzyńczyk A., Gospodarstwo chłopskie w dobrach królewskich na Mazowszu w XVI i na początku XVII w., PWN 1968.
- Wyczański A., Wieś polskiego odrodzenia, Książka i Wiedza 1969.