Jeszcze w połowie XVI stulecia Warszawa stanowiła ośrodek prowincjonalny; ważny z perspektywy Mazowsza, ale na pewno nie całej Polski. Dopiero co włączono ją bezpośrednio w granice kraju, mogła się pochwalić ledwie sześciotysięczną populacją, a mieszkańcy zarabiali głównie na spławie zboża. Potem jednak nastąpiło imponujące przyspieszenie, którego mało kto się spodziewał.
Z mieściny zamykającej pierwszą dziesiątkę największych grodów słabo zurbanizowanej Korony Warszawa urosła do rangi pełnoprawnej stolicy wielkiego imperium. „Przemiany te były w skali europejskiej niezwykłe” — podkreśla znawczyni tematu, profesor Jolanta Putkowska.
Reklama
Po śmierci męża i w obliczu zażartego konfliktu z jedynym synem w Warszawie osiadła Bona Sforza. Później swoją stałą rezydencję miała tu także skłócona z mężem, Stefanem Batorym, Anna Jagiellonka.
Za ich sprawą do miasta zjeżdżali dworacy i artyści. Kwitł też handel, bo nawet skromne otoczenie emerytowanej czy zepchniętej w cień królowej wymagało sowitych dostaw. Warszawa korzystała na zainteresowaniu obu monarchiń. Bez ich inwestycji i troski nie można by raczej myśleć o wyniesieniu ośrodka do nowej rangi. Niebotyczny awans nie mógłby też jednak nastąpić, gdyby nie fatalne usytuowanie tradycyjnej stolicy państwa.
Problemy ze starą stolicą
Kraków z powodzeniem spełniał swoją rolę u schyłku epoki piastowskiej, gdy faktycznie leżał blisko centrum i na głównym szlaku spinającym prowincje. Po zawarciu unii z Litwą, a zwłaszcza po roku 1569, gdy w miejsce zespolonych tylko osobą monarchy krajów powstała wspólna Rzeczpospolita, znalazł się jednak na zupełnym uboczu.
Od granicy zachodniej naczelna siedziba monarchy i najwyższych urzędów była oddalona o pięćdziesiąt pięć kilometrów, od południowej niewiele więcej, ale już od północnej o tysiąc sto, a od wschodniej — tysiąc dwieście kilometrów!
Reklama
Była to lokalizacja bardzo niebezpieczna w wypadku wojen, o czym nieraz się przekonywano, gdy wrogie armie docierały pod Kraków albo pustoszyły okoliczne ziemie. Potężne problemy występowały jednak także na co dzień.
Polska wprost słynęła z koszmarnych dróg, a podróże po niej nastręczały nie mniejszych trudności niż w głębokim średniowieczu.
Wozami i z orszakiem dało się pokonać czterdzieści, może pięćdziesiąt kilometrów dziennie. Także gońcy, niemający gdzie zmieniać koni i łatwo uzupełniać zapasów, rzadko przebywali więcej niż sto kilometrów na dobę, co oznacza, że nawet pilna wiadomość mogła wędrować ze stolicy na rubieże kraju dwa tygodnie, jeśli nie dłużej. A możnowładcy i szlachcice mający sprawy do załatwienia w otoczeniu dworu byli zmuszeni spędzać ogromną część roku w podróżach.
W sercu Rzeczpospolitej
Ze wszystkich jako tako rozwiniętych, przynajmniej kilkutysięcznych polskich miast Warszawa leżała najbliżej serca Rzeczpospolitej. Nic więc właściwie dziwnego, że w roku 1569 przyjęto uchwałę, na mocy której przyszłe sejmy i wszystkie elekcje władców miały się odbywać właśnie tutaj.
Decyzja była wygodna dla szlachty, toteż trzymano się jej konsekwentnie. Od przyjęcia uchwały do połowy XVII wieku w mieście odbyło się aż osiemdziesiąt pięć sejmów, więcej niż jeden na półtora roku.
Samych warszawiaków nie tylko nie pytano o zdanie, ale też nie zamierzano oszczędzać. Mieszczanie mieli obowiązek oddawać swoje kamienice dygnitarzom, ilekroć ci sobie tego zażyczyli. I był to przymus powszechny, bo na sejmy przybywały nawet dziesiątki tysięcy ludzi —nie tylko oficjalni posłowie i urzędnicy, ale też magnackie świty oraz prywatne wojska, liczące często setki osób. Stawiała się też gremialnie młodzież szlachecka.
Przymusowe kwaterunki oznaczały straty, zniszczenia, niekiedy pożary. Zdarzało się nawet, że magnaci burzyli ściany i łączyli domy, by zapewnić sobie większe siedziby. Za bracią szlachecką ciągnęły zaś tłumy służby, żebraków, złodziei, prostytutek.
Reklama
Miasto każdorazowo pogrążało się w anarchii. Niewiele dostawało w zamian, bo sprytni ziemianie wozili ze sobą wszystko, co potrzebne, i jak ognia unikali kupowania zapasów od miejscowych.
Sejm oznaczał też jednak gościnę króla, jego dworu, wszystkich członków senatu. Na ich potrzeby zaraz po uchwale z 1569 roku zaczęto rozbudowywać skromną warszawską rezydencję monarchy.
Pretekst do przenosin
Kolejni władcy mieli doskonale powody, by narzekać na ciągłe kursowanie między Wawelem, skąd sami rządzili, a Warszawą — skąd rządził naród szlachecki.
Szczególnie uskarżał się Zygmunt III Waza, najpierw starający się zachować kontakty z ojcem panującym w Szwecji, a następnie walczący o władzę nad skandynawskim królestwem przodków. Ze Sztokholmu do Krakowa jest w linii prostej ponad tysiąc kilometrów. Do Warszawy o jedną piątą mniej, z czego większość to droga morska. Po falach natomiast podróżowano dużo szybciej niż po lądzie.
Reklama
Swoisty pretekst, by porzucić dawną siedzibę królów, pojawił się w styczniu 1595 roku, gdy niszczycielski pożar poważnie uszkodził apartamenty monarsze na Wawelu. Zygmunt zainwestował w odnowę rezydencji, ale jednocześnie podjął decyzję o walnej rozbudowie zamku w Warszawie, gdzie zamierzał ulokować swoje główne domostwo.
Plan był absurdalnie ambitny. W ciągu najwyżej kilku lat skromny zameczek stojący w obrębie murów najstarszej części miasta miał zostać powiększony i dostosowany do potrzeb dworu. W rzeczywistości prace zajęły całe dekady. Dopiero w 1611 roku Zygmunt III mógł wraz z rodziną rozgościć się w rezydencji. Ale cała budowa nie była zakończona… nawet trzy dekady później, u schyłku panowania jego następcy, Władysława IV Wazy.
Decyzja, która… nigdy nie zapadła
Formalnie nigdy nie wydano decyzji o przeniesieniu polskiej stolicy. Sam termin „stolica”, w dzisiejszym rozumieniu, to zresztą wynalazek czasów sporo późniejszych.
Z perspektywy ludzi XVII stulecia Warszawa stała się najważniejszą z wielu siedzib króla. Tam więc ściągali odtąd magnaci, szlachcice, dworzanie, zagraniczni posłowie. Symbolicznym ośrodkiem władzy i miejscem koronacji kolejnych monarchów niezmiennie był jednak Kraków.
***
Tekst powstał w oparciu o moją nową książkę poświęconą niezwykłym kobietom XVII stulecia. Damy srebrnego wieku to historia wybitnych władczyń epoki baroku, ale też stołecznego miasta oraz kraju, do których trafiły. Publikację kupicie na Empik.com. Bibliografia tematu znajduje się w książce.