Eva Schloss trafiła do Auschwitz-Birkenau jako zaledwie piętnastoletnia dziewczyna. Po latach szczerze opisała horror, który w obozie spotykał więźniarki. Nie zamierzała ukrywać faktu, że także ona sama stale była narażona na przemoc seksualną ze strony niemieckich strażników. Jeden epizod szczególnie wyraźnie zapadł jej w pamięć.
Zahamowanie mechanizmu menstruacji było dla nas wszystkich błogosławieństwem jeszcze z innego powodu.
Choć trudno uwierzyć, że strażnicy SS mogliby odczuwać pociąg seksualny do pilnowanych kobiet, na których były tylko skóra i kości, które były brudne i miały na sobie obdarte łachmany, to jednak czasami w rzeczywistości bywało inaczej.
Przecież nie brakowało im rozrywek
Dziwne, bo strażnicy SS mieli mnóstwo innych rozrywek, a poza tym, ich wojenne życie na terenie obozu zakrawało na luksus w porównaniu z sytuacją ich rodaków w mundurach walczących na froncie wschodnim.
Tutaj mieli do swojej dyspozycji dobrze wyposażoną kantynę, kino, teatr, mnóstwo zagrabionego pożywienia i alkoholu, a dodatkowo korzystali z częstych, krótkotrwałych przepustek na różne wyjazdy – by w ten sposób móc oderwać się od wszystkich ohydnych, niegodziwych czynów, które być może wyrzucało im sumienie. Choć kiedy po wojnie przesłuchiwano strażników obozowych, tylko nieliczni przyznawali, że czuli moralny niepokój w związku ze swoim postępowaniem.
Niektórzy z nich sprowadzali swoje rodziny, a ich niczego nieświadome dzieci bawiły się w bezpośrednim sąsiedztwie obozu. Inni spędzali urlopy rekreacyjne w położonym w pobliskich górach ośrodku wypoczynkowym Solahütte w Międzybrodziu Bialskim.
Tam mogli adorować swoje koleżanki z SS, pozować do zdjęć, organizować wieczorki przy herbatce i zażywać relaksu, leżakując na werandzie. Niektórzy z „kuracjuszy” chodzili nawet do kościoła.
„Dramatyczna, wewnętrzna sprzeczność”
Myślę, że w ich pojęciu nie kwalifikowałyśmy się jako istoty ludzkie. Może rzeczywiście byli głęboko przekonani, że jesteśmy jedynie „szkodnikami”, które trzeba wytrzebić.
Jednak, biorąc nawet pod uwagę pranie mózgu urządzone im przez nazistowską propagandę, nie jestem w stanie wyobrazić sobie ich sposobu myślenia, który zapewniał im taką beztroskę wobec czynnego zaangażowania w rzeź na masową skalę.
Żona komendanta obozu Rudolfa Hössa zawsze przypominała swoim dzieciom o myciu truskawek, które rosły w ogrodzie przy ich willi – na owocach osiadała warstwa szarej sadzy z pobliskich krematoriów.
Taka drastyczna, wewnętrzna sprzeczność, kryjąca się w przyzwoleniu na współistnienie niewinnych przyjemności dzieciństwa, takich jak zbieranie truskawek, i horroru Holokaustu zgotowanego ludziom zaraz za płotem, jest jedną z przeszkód nadal uniemożliwiających mi zrozumienie nazistowskiej mentalności.
„Jakież było jego zdumienie”
Krótko mówiąc, obozowi strażnicy SS korzystali ze wszystkich dostępnych uciech życia, co dla niektórych oznaczało również pozwalanie sobie na kontakty seksualne, choć wcale nie musiało to oznaczać, że zawsze były one pozbawione głębszej więzi uczuciowej.
Jedna więźniarka stworzyła fascynujący opis, jak to jeden ze strażników zakochał się w niej i był przekonany, że ich wspólny czas w Birkenau upływał pod znakiem szczerych uczuć. Jakież było jego zdumienie, kiedy po wyzwoleniu obozu kobieta nie chciała mieć nic wspólnego z tym człowiekiem.
Na szczęście nigdy nie znalazłam się w podobnych sytuacjach, ale nieustannie musiałam się mieć na baczności na wypadek, gdyby któremuś z esesmanów przyszła ochota, żeby dogodzić sobie moim kosztem.
Bo jeśli chcieli upatrzyć sobie ofiarę, to właśnie w „Kanadzie”, gdyż więźniarki przydzielone tam do pracy były lepiej odżywione, a co więcej, miały dostęp do pryszniców, co stwarzało strażnikom SS dodatkową sposobność [mowa o jednym z elementów kompleksu obozowego, gdzie składowano i sortowano mienie zagrabione Żydom – uwaga redakcji].
„Ostrzegały mnie, bym uważała pod prysznicami”
Częstokroć inne więźniarki ostrzegały mnie, bym bardzo uważała pod prysznicami, które były na zewnątrz, otoczone jedynie niskim, drewnianym płotem.
Zauważyłam, że pewien młody strażnik zaczął mi się szczególnie przyglądać. Gapił się na mnie podczas mycia i pojawiał się w wielu innych częściach obozu, za każdym razem obserwując, gdzie jestem i co robię.
Pewnego dnia nasza blokowa kapo wysłała mnie z wiadomością dla kogoś w naszych magazynach towarowych w „Kanadzie”. Idąc, zauważyłam, że podąża za mną ten sam esesman, który śledził mnie od jakiegoś czasu – szedł szybkim, zdecydowanym krokiem i miał ze sobą karabin.
„Dałam nura pod najbliższą stertę”
Wbiegłam pędem do magazynu i dałam nura pod najbliższą stertę ubrań. Przeleżałam tak przynajmniej pół godziny, czując, jak za sprawą uwijających się sortujących kobiet, topnieje skrywająca mnie góra ubrań i tylko modliłam się, żeby strażnik wyszedł, zanim moja kryjówka zostanie zdemaskowana.
Tak, takie zagrożenia to nie były żadne przelewki, ale mama robiła wszystko, co było w jej mocy, żeby mnie chronić – albo przesłaniając mnie sobą pod prysznicem, albo ochraniając mnie swoim ciałem, gdy nocą spałyśmy na pryczy.
Więźniarki w Birkenau nie mogły zrobić zbyt wiele, by nawzajem ulżyć swojemu losowi – ale ona czyniła absolutnie wszystko, co mogła, by mi pomóc.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Evy Schloss pt. After Auschwitz. Przejmujące świadectwo przetrwania przyrodniej siostry Anne Frank. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Obiektyw w 2020 roku.
Przejmujące świadectwo przetrwania przyrodniej siostry Anne Frank
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce redakcyjnej.