Jak traktowano żołnierzy Wehrmachtu po 1945 roku? Niemiecki historyk: „Odczuwali brak należnego uznania”

Strona główna » Historia najnowsza » Jak traktowano żołnierzy Wehrmachtu po 1945 roku? Niemiecki historyk: „Odczuwali brak należnego uznania”

Dla wielu niemieckich żołnierzy wojna oznaczała oderwanie od rodziny na lata, a jeśli trafili do sowieckiej niewoli – nawet na całą dekadę. Do domów powracali jako ludzie złamani, obdarci, obcy. O tym jakie powitania spotykały ich ze strony żon oraz dzieci pisze niemiecki dziennikarz i historyk Harald Jähner w książce Czas wilka.

Setki tysięcy naszych matek i babć opowiadały o tym, jak to ich mąż stawał nagle po latach u drzwi wejściowych, z wypisem w ręku, jak gdyby musiał się wylegitymować. Albo jak na ulicy przed domem godzinami pałętał się jakiś obdarty mężczyzna w mundurze. Jak wciąż wpatrywał się w okno, a im zaczynało stopniowo świtać, że to pewnie musi być ich mąż.


Reklama


Albo jak ktoś tam na podwórku zapamiętale wyściskiwał ich syna i już miały go obsztorcować, gdy syn wolał nagle: „Zobacz, to tata!”.

Marzenia o powrocie

Chwilę powrotu poprzedzało częstokroć pełne napięcia oczekiwanie. Przebywających na froncie mężczyzn zastępowały w domach fotografie. Dzieci nakłaniano do przyglądania się im, żeby jakiś obraz ojca mógł zaistnieć przynajmniej w ich wyobraźni. Stał na kredensie jak na ołtarzu, niemal zawsze w mundurze, z córkami u boków, i ogarniał pokój poważnym spojrzeniem spod ogromnej żołnierskiej czapki.

Był gdzieś w Rosji albo w Egipcie; domniemywaną pozycję wyszukiwano w domowym atlasie i wskazywano dzieciom palcem. Tak odległy od codzienności, stawał się projektowanym ucieleśnieniem lepszego życia, które miało nadejść wraz z zakończeniem wojny.

Kanadyjski żołnierz pilnujący niemieckiego jeńca. Rok 1944.
Kanadyjski żołnierz pilnujący niemieckiego jeńca. Rok 1944.

Powrót męża miał wreszcie położyć kres samotności, ciągłemu przeciążeniu, jakim było samotne wychowywanie dzieci w ekstremalnych okolicznościach, wychodzenie bez szwanku z nalotów i radzenie sobie mimo niewydolnej gospodarki. (…)

Na kolanach upiora

I taki oto były żołnierz stawał naraz pod drzwiami. Niemal nie do poznania. Obdarty, wychudzony, utykający. Obcy, wymagający opieki. Nieskończenie wiele razy opisywano szok, jaki wywoływał jego widok, zwłaszcza gdy wracał z rosyjskiej niewoli.

Z ciemnych jam wystawały oczy, z których uszła wszelka ochota do życia. Ogolona na łyso głowa i zapadnięte policzki wzmacniały wrażenie kogoś półmartwego. Większość dzieci z całych sił wzbraniała się przed tym, żeby usiąść na kolanach takiego upiora.


Reklama


Rozczarowania zdarzały się zresztą po obu stronach. „Ledwo poznałem żonę”, opowiadał jeden z repatriantów: „Nie było mnie przecież dziesięć lat. Była trochę podobna do kobiety, którą zostawiłem, ale ciężkie lata w Berlinie ją postarzały. To nie była już ta młoda, wyprostowana dziewczyna, o której tak często śniłem. Wychudła, poszarzała i wyglądała marnie”.

Najczęściej było jednak odwrotnie. Nawet jako Trümmerfrau, zapracowana kobieta ruin, powojenna Niemka często prezentuje się na ówczesnych zdjęciach zaskakująco dobrze. Nawet w najcięższych warunkach niezachwiana pozostawała potrzeba „wyszykowania się”, o ile tylko do dyspozycji były najprostsze środki pielęgnacyjne.

Powracający mężczyźni przedstawiali natomiast z reguły zaniedbany widok. To jednak łatwo było zmienić. Trudniejsze do zniesienia było wewnętrzne spustoszenie, odczuwalne już wkrótce po ich przybyciu do domu.

Ona nauczyła się mówić „ja”

Typowy powracający był cholerycznym niewdzięcznikiem. Całymi dniami polegiwał chory na kanapie, o ile jakaś była, i uprzykrzał życie najbliższym, którzy tak długo cieszyli się na jego powrót. Cierpiał, oczywiście, ale dzień w dzień dawał też odczuć rodzinie, jak mocno.

Tekst stanowi fragment książki Haralda Jähnera pt. Czas wilka. Powojenne losy Niemców (Wydawnictwo Poznańskie 2021).

Tylko nader nieliczni spodziewali się tego, że po powrocie zastaną tak bardzo odmieniony kraj, zbombardowany i okupowany. Przede wszystkim był to jednak kraj kobiecej ręki. Zamiast się cieszyć, że żona zdołała utrzymać rodzinę bez niego, jej męża to dręczyło. Bo także ona sama zmieniła się w tym czasie.

Oto co na temat nieumiejętności dojścia do ładu z żoną z sympatyczną otwartością opowiadał pewien mężczyzna, który najpierw służył w marynarce wojennej SA, a na koniec, mimo wcześniejszych ciężkich obrażeń, został jeszcze wcielony do Volkssturmu:


Reklama


Długo mi zajęło, zanim zrozumiałem, że gdy mnie nie było, ona nauczyła się mówić «ja». Zawsze teraz «ja to», «ja tamto». A ja znowu wtedy zawsze, «wybacz, ale my to» czy «my tamto». Wolno nawiązywaliśmy kontakt. Ledwo co się też przecież znaliśmy. Kiedyś policzyliśmy, ile czasu spędziliśmy razem w ciągu tych siedmiu lat, odkąd się znamy. Wyszło nam 231 dni.

Nowa niemiecka kobieta

W czasie wojny kobiety dowiedziały się, że wielkie miasta mogą funkcjonować także bez mężczyzn. Prowadziły tramwaje, obsługiwały dźwigi i koparki, wycinały gwinty i walcowały blachę, przejęły część administracji publicznej i zarządzanie zakładami, w których najcięższą pracę wykonywały oczywiście nie one, lecz robotnicy przymusowi.

Kolumna niemieckich jeńców wziętych do niewoli po zajęciu Akwizgranu. Październik 1944.

Nauczyły się reperować rowery, mocować rynny i przywracać do działania obwody elektryczne. Odczarowały wszystkie zagadkowe sztuczki, które przed wojną pozwalały mężczyznom wykonywać ich uprzywilejowane zajęcia.

Przyzwyczaiły się także do samodzielnego podejmowania najważniejszych decyzji. Wdawały się w spory z urzędami ds. ewakuacji, chcąc umieścić dzieci w pobliżu wybranych krewnych, interweniowały w wypadku problemów szkolnych i sprawiedliwie rozdzielały między dzieci prace domowe.


Reklama


Przywoływały do porządku dowódców hufców w Hitlerjugend, próbowały wybijać młodym chłopakom z głowy całą zwodzącą na manowce gadaninę, że należą do rasy panów. Cieszyły się autorytetem, okazywały surowość, ale często traktowały własne dzieci po partnersku, omawiając z nimi strategie przetrwania, nawet gdy te były na to właściwie jeszcze dużo za małe. (…)

Niepotrzebna głowa rodziny

Wróciwszy do domu, mężczyźni jako coś oczywistego traktowali fakt, że to oni znów będą „głową rodziny”. Funkcji tej jednak nie odzyskiwali bez walki, zwłaszcza że większość powracających nie nadawała się już raczej do tej roli i wcześniejszą pozycję próbowała utrzymać z wykorzystaniem najgorszych środków: czyniąc innym wyrzuty i dając wyraz swojemu rozczarowaniu.

Ruiny Kolonii na fotografii z 1945 roku.
Ruiny Kolonii na fotografii z 1945 roku.

Mężczyźni nie potrafili opanować poczucia własnej zbędności, tym bardziej dojmującego, w im lepszym stanie zastawali rodzinę. Gdy jednak ta zmagała się z biedą, także niewiele mogli zrobić, żeby jej ulżyć. Byli u swoich z początku na – pustym przecież – garnuszku.

Ze wstydu wielu popełniało największe możliwe głupstwo: z całych sił pomniejszali wartość kobiecych dokonań. Wielu powracających ukazywało się zatem głównie jako malkontenci i marudy:

Nigdy żadnego miłego słowa od niego nie usłyszałam, zawsze tylko mruczenie i zrzędzenie. Próbowałam traktować wyrozumiale nawet niektóre grubiaństwa. Psychicznie to już nie był po prostu ten sam człowiek.


Reklama


Trudne relacje z dziećmi

Najbardziej problematyczny był stosunek do dzieci. Większość powracających prawie nie znała swoich dzieci, niekiedy nawet nigdy wcześniej ich nie widziała. Z trudem nawiązywali z nimi kontakt, byli zazdrośni o ich integralny, zgrany związek z matkami. Uważali dzieci za rozpieszczone i zaczęli wprowadzać dyscyplinujące kary oraz szykany znane sobie z Wehrmachtu.

Za każdy zły stopień trzeba było zrobić dwadzieścia pięć pompek. Co poniektóry były żołnierz marynarki wojennej zwoływał dzieci alarmowym gwizdem na „bal maskowy”: na rozkaz musiały w ciągu dwóch minut całkowicie się przebrać, a zdjęte rzeczy złożyć równo na krześle.

Wiele matek napominało mężów – najczęściej bez skutku – żeby próbowali oprzeć budowaną powoli relację z dziećmi na miłości.

Utrata więzi między ojcami i dziećmi, zwłaszcza synami, przybierała często dramatyczną postać. Podejmowanie przez dzieci ryzykowanych zajęć w powojennych miesiącach wpłynęło na ich przyśpieszone dorastanie: nie rozumiały, dlaczego nagle miałyby podporządkować się bezużytecznym, chorym tyranom.

„Odczuwali brak należnego uznania”

Po wojnie światowej nadeszły rodzinne wojny domowe. Kobiety, o ile nie żądały rozwodu, co ze względu na ówczesny stan prawny było dość trudne, zużywały siły na czasochłonne pośrednictwo, łagodzenie i doprowadzanie do kruchych rozejmów.

Berlin zamieniony w morze gruzów. Fotografia z wiosny 1945 roku.
Berlin zamieniony w morze gruzów. Fotografia z wiosny 1945 roku (Bundesarchiv).

Tym, co wyniszczało wielu po powrocie, było obustronne lekceważenie doznanych cierpień. Mężczyźni zresztą także odczuwali brak należnego uznania. Wielu żołnierzy zrozumiało ostatecznie, że przegrali wojnę, dopiero po powrocie do rodzin. Nie trzeba było do tego widoku wrogów, którzy jako zwycięzcy dumnie paradowali po okupowanym kraju.

Żeby odczuć upokorzenie, wystarczyło choćby napotkać (albo tylko wyobrazić sobie) litościwe spojrzenie żony. Do tego dochodziło poczucie wielostronnej odpowiedzialności za nędzę rodziny: po pierwsze, ze względu na współodpowiedzialność za wybuch wojny, po drugie, ze względu na poniesioną porażkę.


Reklama


Uczucie historycznego zawodu w prywatnym wymiarze miało najczęściej nieporównanie większe znaczenie niż współwina za nazistowskie zbrodnie.

Przeczytaj też o warunkach życia w Niemczech bezpośrednio po wojnie. Ludzie gnieździli się pod ziemią, krezusi spali na dworcach

Źródło

Powyższy tekst stanowi fragment książki Haralda Jähnera pt. Czas wilka. Powojenne losy Niemców. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w 2021 roku.

Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.

Niemiecki dziennikarz i historyk o następstwach upadku III Rzeszy

Autor
Harald Jähner
1 komentarz

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.