Pospolitych zbrodniarzy wieszano razem z psami. Podpalacze trafiali na stosy. Ku przestrodze chętnie eksponowano nie tylko ciała, ale i członki. Kara śmierci w Polsce szlacheckiej miała przecież pełnić „funkcję pedagogiczną”.
W nowożytnej Polsce (podobnie jak i w całej Europie) nikt nie myślał o resocjalizowaniu skazańców. Nie było więzień, a tylko szafoty.
Reklama
Surowość kary miała odstraszać tych, którzy myśleli o dopuszczeniu się czynów zabronionych. Jak podkreślał znany etnograf i socjolog profesor Jan Stanisław Bystroń w klasycznej już pracy Dzieje obyczajów w dawnej Polsce wiek XVI-XVIII:
(…) kara miała być środkiem pedagogicznym i wskazywać na zgubne skutki zbrodni, wobec czego karano publicznie, z jak największą okazałością i wystawnością.
Ofiarę stawiano pod pręgierzem, obwożono po mieście, dokonywano egzekucji na rynku lub też na otwartych miejscach, mogących pomieścić większe tłumy.
Na śmierć skazywano często. Według obliczeń przeprowadzonych przez Marcina Kamlera ponad 54% mężczyzn sądzonych w drugiej połowie XVI i pierwszej połowie XVII wieku w Krakowie, Lwowie i Poznaniu wysłano na tamten świat.
Samych metod i narzędzi egzekucji było wiele. Mikołaj Rej wymieniał między innymi ścięcie mieczem i toporem, zatłuczenie kijami, nabicie na pal, rozstrzelanie za pomocą arkabuza, powieszenie i „ innych rozmaitych przypraw dosyć, a kto by się ich naliczył?”.
„Na wietrze i na deszczu będzie się kołysał”
Pospolici przestępcy, tacy jak złodzieje czy rabusie napadający na podróżnych zwykle kończyli na szubienicy. Aby jeszcze bardziej pohańbić skazańca często wieszano razem z nim również zwierzęta, zwykle psy.
Reklama
O tym, że dawna Rzeczpospolita była wprost usiania szubienicami najlepiej świadczy – cytowana przez Bystronia – wypowiedź XVIII-wiecznego prawnika, który stwierdzał, że cudzoziemcy „w kraju naszym częściej postrzegają murowaną szubienicę niż most porządny”.
Podróżni oglądali nie tylko szubienice ale również dyndające i gnijące zwłoki, którymi te były obwieszone. Wisielców pozostawiano na przestrogę i postrach ludności. Żyjący w XVIII wieku historyk i pamiętnikarz ksiądz Jerzy Kitowicz pisał bez ogródek:
(…) więc tak będzie wisiał, na wietrze i na deszczu będzie się kołysał, bez pogrzebu i onej ostatniej posługi, będzie wiatrom bezecne igrzysko czas długi.
Łagodna śmierć
Katowski miecz lub topór czekały na zabójców, gwałcicieli, cudzołożników oraz tych, którzy dopuścili się zbrodni politycznych. Jak podkreślał autor Dziejów obyczajów w dawnej Polsce „kto mieczem na życie czyje nastawał, winien był od miecza śmierć ponieść”.
Jednocześnie należy pamiętać, że ścięcie uchodziło wtedy za najbardziej „humanitarną” formę egzekucji (oczywiście o ile kat nie spaprał roboty), szczególnie jeżeli przyrównać je na przykład do ćwiartowania czy spalenia żywcem.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
W efekcie jeżeli sąd chciał okazać łaskę skazanemu wysyłał go na szafot. Praktykę tę stosowano między innymi w przypadku zasądzonych Żydów, którzy zdecydowali się przyjąć przed śmiercią chrzest.
Porąbane członki wieszano na szubienicach
Zdrajcy, niewierne sługi oraz mordercy uśmiercający swoje ofiary „zdradliwym, potajemnym obyczajem” musieli liczyć z ćwiartowaniem. Zasądzonym na tę karę skazańcom odrąbywano „poszczególne członki (np. rękę, którą dokonali zbrodni), łamano kołem, szarpano rozpalonymi cęgami”. Nierzadko wypruwano im również wnętrzności.
Reklama
Gdy makabryczny spektakl dobiegał końca ociekające krwią strzępy ciała winowajcy wieszano na szubienicach. Głowę czasami zatykano na tyczce. Było to rzecz jasna ostrzeżenie dla innych. W XVIII wieku zaczęły się jednak pojawiać głosy, że środek nie przynosi zamierzonych efektów.
Ksiądz Ostrowski pisał, że „wieszanie ćwierci kryminalistów więcej [jest] zarażające powietrze i umysły tkliwe rażące niż odrazy dla złych przynieść mogące”.
Palenie i topienie
Okrutny koniec czekał również podpalaczy. Wychodzono z założenia, że ten kto podłożył ogień „ma być sam ogniem spalon“.
Na stos skazywano również za fałszowanie monety i świętokradztwo. Jak pisał Bystroń, według Statutu Litewskiego karę tę stosowano ponadto wobec „niechrześcijan, wychowujących dzieci chrześcijańskie w niechrześcijańskiej religii”.
Reklama
Stos oczywiście w pierwszej kolejności kojarzy się nam z procesami o czary. Jak często palono czarownice i czarowników w Rzeczpospolitej Obojga Narodów? W latach 50. XX wieku prof. Bohdan Baranowski twierdził, że oskarżenia o czary kosztowały życie aż 20 000 ludzi (z tego połowa miała paść ofiarą samosądów).
Z czasem historyk zweryfikował swoje szacunki, mówiąc już tylko o kilku tysiącach ofiar. Według ustaleń z ostatnich lat tak naprawę w Koronie za rzekome konszachty z diabłem życie straciło kilkaset osób. Wiele z nich wcale nie spłonęło na stosie. Część poćwiartowano, inni zostali utopieni.
Topiono zresztą nie tylko domniemane sługi szatana. Karę tę stosowano również wobec ojcobójców i dzieciobójczyń. W przypadku ojcobójcy Statut Litewski jasno stanowił, że:
(…) śmiercią haniebną ma być karan po rynku wożąc, kleszczami ciało targać, a potem w miech skórzany wsadziwszy do niego psa, kura, węża, kotkę i to wszystko pospołu w miech wsadziwszy, zaszyć i gdzie najgłębiej do wody utopić.
„Spalono zwłoki i rozrzucono popioły”
Profesor Bystroń podkreślał jednak że najstraszliwszą karą była „kwalifikowana, wyrafinowana śmierć, poprzedzona dłuższymi męczarniami”. Jednocześnie zaznaczał, że „nie było co do tego wyraźnych postanowień, więc zwyczaj lokalny czy też pomysłowość wykonawców wyznaczały szczegóły egzekucji”.
Właśnie taka kara spotkała niedoszłego zabójcę króla Zygmunta III Wazy, obłąkanego szlachcica Michała Piekarskiego, którego:
(…) obwożono po mieście, szarpiąc rozżarzonymi szczypcami, spalono i obcięto prawą rękę, potem lewą, rozszarpano końmi, spalono zwłoki i rozrzucono popioły.
Przeczytaj również o tym jak karano chłopów pańszczyźnianych. Mogli zostać obici nawet za opuszczenie niedzielnej mszy.
Reklama
Bibliografia
- Jan Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII, T. 2, Trzaska, Evert i Michalski 1933.
- Marcin Kamler, Kary za przestępstwa pospolite w dużych miastach Polski w drugiej połowie XVI i pierwszej połowie XVII wieku, „Kwartalnik Historyczny” nr 4, 1994.
- Ewa Jabłońska, Polskie polowanie na czarownice. Jak do tego doszło?, „National Geographic”, 16 września 2019 [dostęp: 29 maja 2020].
1 komentarz