Szlachta w mundurach wojewódzkich. Obraz z końca XVIII wieku.

Mit demokracji szlacheckiej. O tym, co faktycznie przyniosła „złota wolność” nadal nie mówi się w szkołach

Strona główna » Nowożytność » Mit demokracji szlacheckiej. O tym, co faktycznie przyniosła „złota wolność” nadal nie mówi się w szkołach

O szlacheckim parlamentaryzmie pisze się często jako o wielkim, choć zaprzepaszczonym osiągnięciu przedrozbiorowej Polski. Opisuje się go też jako niezaprzeczalny powód do dumy z dokonań dawnej polskiej szlachty. Można się spotkać z opiniami, że ustrój Rzeczpospolitej Obojga Narodów, stawiający na czele sztukę kompromisu, a do tego promujący równość, swobodę i tolerancję, stanowił wręcz prototyp nowoczesnej demokracji. I że jako taki powinien być dzisiaj doceniany oraz podziwiany.

Wśród zachwytów nad złotą wolnością szlachecką nieuchronnie powraca pytanie o to, czy historia mogła się potoczyć inaczej. Publicyści zastanawiają się, dlaczego polska demokracja wyrodziła się i zdegenerowała.


Reklama


Takie ujęcie sprawy prowadzi do nieuniknionych zafałszowań. Sugeruje, że istniał jakiś okres szczytowy, w którym państwo sobiepanów funkcjonowało sprawnie, sejm działał konstruktywnie, a ogół szlachty faktycznie brał odpowiedzialność za ojczyznę i realizował szczytne ideały. Dopiero gdy ten złoty wiek polskiej polityki dobiegł końca, system miał zacząć kruszeć.

Jedyne konstruktywne zgromadzenia reprezentantów szlachty?

W rzeczywistości jednak nie było żadnego etapu idylli. Według historyka Jaremy Maciszewskiego tylko sejmy z ostatniej dekady życia Zygmunta Augusta, a więc z lat 60. XVI wieku, miały prawdziwie pozytywne skutki, działały z rozmachem i w sposób korzystny dla państwa.

Obrady polskiego sejmu na miedziorycie z XVII wieku.
Obrady polskiego, szlacheckiego sejmu na miedziorycie z XVII wieku.

Nawet te zgromadzenia, nazywane sejmami egzekucyjnymi, toczyły się jednak na tle wielkiego konfliktu między szlachtą średnią a magnaterią. Nie były zgodne i uporządkowane, zrealizowały też ledwie cząstkę zamierzeń. Poza tym zajmowały się na równi sprawami ważkimi i zupełnie trywialnymi.

Jak podkreślała badaczka zagadnienia i biografka ostatniego Jagiellona, Anna Sucheni-Grabowska, postulaty naprawy kraju i umocnienia ustroju mieszały się z wezwaniami do zreperowania konkretnego mostu albo do zniesienia lokalnego cła, które w danym powiecie szczególnie doskwierało szlachcie.


Reklama


Burdy, ekscesy, utrudnienia. Parlamentaryzm szlachecki

Inni badacze dość pozytywnie wypowiadają się jeszcze o obradach parlamentu toczonych przez kolejne kilka dziesięcioleci, do lat 40. XVII wieku. Spotkania izby poselskiej odbywały się wciąż bez szczególnych przeszkód. Z oporem i niemrawo, ale jednak zatwierdzały najkonieczniejsze podatki, okazywano na nich zwykle szacunek królowi.

Różne burdy i ekscesy były częste: na przykład w roku 1616 skarżono się na sprowadzanie prywatnych magnackich pułków wojskowych, które próbowały zastraszać posłów, a także na praktykę wpuszczania do izby różnych pachołków, zakrzykujących prawnie wybranych członków parlamentu.

Tekst powstał na podstawie mojej książki pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty (Wydawnictwo Poznańskie 2023).

Od lat 30. XVII wieku ciągle powracały narzekania na pijanych deputowanych, których była „siła” i którzy w stanie zupełnego zamroczenia usiłowali „aklamacje czynić”.

Zdarzyło się, że pijani reprezentanci z Korony wszczęli kłótnię z posłami z Litwy, bo ci zasiedli na ławce, którą upatrzyli dla siebie awanturnicy. Nieraz też ogół posłów opuszczał miejsce obrad, pozostawiając pijaków samych, co w oczywisty sposób zaburzało pracę sejmu. Wreszcie dochodziło nawet i do bójek.

Co osiągnął parlament Rzeczpospolitej szlacheckiej?

Wszystko to, choć rażące i częste, nie blokowało jednak całkowicie parlamentu. Z drugiej strony nie było też tak, że sejmy z czasów pierwszych pięciu królów wybranych w wolnej elekcji przyniosły jakiś wymierny, szczytny skutek, a przecież wygenerowały spore koszta.


Reklama


Ich dorobek legislacyjny był obfity, ale tylko ilościowo, nie zaś jakościowo. Historyk Andrzej Korytko oszacował, że tylko w pierwszej połowie XVII stulecia wydano dwa tysiące sto konstytucji sejmowych. Szukając sukcesów parlamentu, był jednak w stanie wskazać głównie jego funkcję „kulturotwórczą” czy „integrującą”.

Sejm miał znaczenie, bo dawał okazję panom z całego kraju, by się spotkać, podjąć rozmowy, zapoznać się z sytuacją innych regionów. Poza tym „stabilizował pokój”, ponieważ szlachta niemal zawsze sprzeciwiała się jakimkolwiek konfliktom zbrojnym.

Nie ma za to mowy o cennych osiągnięciach w dziedzinie stanowionego prawa. Tych nie było i nawet nie mogło być. Cokolwiek innego stałoby przecież w jawnej sprzeczności z ideologią, jakiej hołdowało polskie ziemiaństwo.

Splot niemocy i siły. Szlachecki sejm w XVII stuleciu

Niemoc sejmu, zauważalna już w wieku XVI i zupełnie jawna w stuleciu XVII, narastała w tym samym czasie, gdy wyraźnie zwiększono kompetencje izby poselskiej. Szlacheccy deputowani zyskali nowe narzędzia kontrolowania poczynań króla, a nawet senatorów.

Szlachta w mundurach wojewódzkich. Obraz z końca XVIII wieku.
Szlachta w mundurach wojewódzkich. Obraz z końca XVIII wieku.

Tylko z pozoru ten splot słabości z rosnącą siłą brzmi paradoksalnie. W rzeczywistości stanowił on odbicie szlacheckiego oglądu świata. Herbownicy wierzyli bowiem, że sejm nie ma niczego poprawiać ani ustanawiać, ale tylko chronić już istniejący ideał i hamować poczynania dworu oraz „małych tyranów”, a więc różnych królewskich doradców i dygnitarzy.

Nasilała się megalomania stanu uprzywilejowanego. Szlachcice nie tylko w coraz większym stopniu wierzyli we własną, wrodzoną wyjątkowość, ale też w to, że Rzeczpospolita jest krajem doskonalszym od każdego innego.


Reklama


Starosta stawiszyński Andrzej Pierzchliński w 1615 roku trafnie wyraził ogólny pogląd. Na lokalnym sejmiku mówił, że za sprawą przywilejów szlacheckich polscy panowie mieli lepiej od tych we Włoszech, Francji, Anglii czy Szkocji. Polak bowiem zawsze oddychał pełną piersią, obcokrajowiec nie miał natomiast prawa ani się o cokolwiek upominać, ani nawet „tchnąć”, swobodnie nabrać powietrza do płuc.

Raz po raz powtarzano, że „nie masz pod słońcem świata narodu tak wolnego jak Polska”. Przy okazji zaś tak spokojnego, szczęśliwego, cieszącego się pokojem. Fala samozachwytu wzmogła się zwłaszcza w pierwszej połowie XVII wieku, gdy znaczna część Europy była pogrążona w krwawym zamęcie religijnym, a wojna trzydziestoletnia, toczona głównie na obszarze Rzeszy niemieckiej od 1618 do 1648 roku, przyniosła największe straty w ludziach i najbardziej dotkliwe zniszczenia w całych dotychczasowych dziejach kontynentu.

XVI-wieczni polscy szlachcice na rysunku Juliusza Kossaka.
XVI-wieczni polscy szlachcice na rysunku Juliusza Kossaka.

Nadwiślańscy herbownicy żyli w pełnym przekonaniu, że im samym podobna katastrofa nie grozi. I że pokój oraz dostatek są efektami perfekcyjnej „złotej” wolności.

„Polska jest dopiero w wieku piętnastym. Cała Europa już wiek osiemnasty kończy”

Już w drugiej połowie XVI stulecia jakiekolwiek reformy dało się przeprowadzać co najwyżej pod płaszczykiem egzekucji, a więc przy ciągłym powtarzaniu, że chodzi wyłącznie o egzekwowanie starych praw i wolności, o oczyszczenie systemu z jakichkolwiek obcych mu patologii. W XVII wieku nawet taka argumentacja nie trafiała już do przekonania szlachty.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Sejmiki stawały okoniem, ilekroć choćby przebąkiwano o konieczności wprowadzenia poprawek ustroju lub nieznanych wcześniej procedur.

Wyraźny tradycjonalizm, zakrapiany szacunkiem dla przodków i podziwem dla wszystkiego co dawne oraz pokryte patyną, był oczywiście zjawiskiem typowym dla różnych, nomen omen, tradycyjnych ustrojów. Nad Wisłą konserwatyzm posunięto jednak do skrajności. Jan Żabczyc, wysługujący się różnym małopolskim rodom magnackim, trafnie wyrażał opinię ogółu, gdy w 1615 roku pisał: „Nie masz większego upadku w Rzeczpospolitej, niż wynalazek nowych praw”.


Reklama


Przyjął się pogląd, że obrona wolności i nienaruszalnego ustroju jest ważniejsza nawet od obrony państwa. I że sejm ma w pierwszej kolejności dbać właśnie o to, by wszystko zostało po staremu.

Jeśli takie było założenie, to należy przyznać, że przynajmniej w jednej dziedzinie demokracja szlachecka odniosła pełen sukces. Stanisław Staszic miał przecież słuszność, gdy w przededniu rozbiorów pisał: „Polska [jest] dopiero w wieku piętnastym. Cała Europa już wiek osiemnasty kończy”.

Faktycznie zakonserwowane czy wprost zabetonowane rozwiązania, którymi rządziła się Rzeczpospolita u samego schyłku epoki nowożytnej, o wiele bardziej pasowały do realiów schyłku średniowiecza.

Źródło

Tekst powstał na podstawie mojej książki pt. Warcholstwo. Prawdziwa historia polskiej szlachty (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To bezkompromisowa opowieść o warstwie, która przejęła pełnię władzy w Polsce, zniewoliła resztę społeczeństwa i stworzyła system wartości, z którym borykamy się do dzisiaj. Dowiedz się więcej na Empik.com.

WIDEO: Polska szlachta wobec kobiet

Autor
Kamil Janicki

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.