Po zajęciu Warszawy Niemcy odkryli w Forcie Legionów kompletne archiwum polskiego wywiadu. Dzięki znalezionym dokumentom naziści aresztowali setki agentów Dwójki działających przed wojną na terenie III Rzeszy. Była to jedna z największych porażek w historii naszych tajnych służb. Jak do niej doszło?
Wciąż trwają spory historyków na temat tego, jak dokładnie Niemcy przejęli archiwum Dwójki. Było ono przechowywane w Forcie Legionów, dawnej części umocnień zbudowanych przez Rosjan wokół Warszawy.
Reklama
Wywiad zapomniał o swoim archiwum?
Po odzyskaniu niepodległości Polacy część konstrukcji wyburzyli, ale akurat fort Włodzimierz — nazwany teraz Fortem Legionów — pozostał cały i przeznaczono go na składnicę akt wojskowych. Archiwum Oddziału II było tylko częścią wielkiej kolekcji wojskowych dokumentów, ale najbardziej istotną — zawierało przecież ogrom wrażliwych danych, w tym dossier agentów.
Niestety, jak pisze historyk Aleksander Woźny, referat archiwalny Dwójki do 1 września 1939 roku nie otrzymał żadnych instrukcji odnośnie do losu zgromadzonych zasobów tych niezwykle ważnych, tajnych dokumentów. Trudno w to uwierzyć, ale im bliżej było wojny, tym mniej uwagi poświęcano archiwum.
Oddział II, zajęty aferą Sosnowskiego, roszadami personalnymi, postawieniem w marcu w stan czujności, po prostu zlekceważył sprawę, wystawiając wielu ludzi i ich rodziny na niebezpieczeństwo. Gdy trwały już walki o Warszawę, w chaosie najwyraźniej zapomniano o cennych dokumentach.
Przypadkowe okrycie?
Warszawa skapitulowała 27 września. Niemcy weszli do miasta i natychmiast zaczęli szukać materiałów Oddziału II SG. Mieli już nauczkę sprzed pół roku, kiedy szefostwo czechosłowackiego wywiadu zdołało dosłownie w ostatniej chwili oddać swoje cenne dokumenty Brytyjczykom.
Reklama
Mieli też nauczkę z Bydgoszczy, gdzie zastali puste szafy i wizytówkę Żychonia. Dokumentów szukały specjalne grupy Abwehry. Jak pisze Oskar Reile, w siedzibie Oddziału II „szafę po szafie otwierali specjaliści. Prawie wszystkie były puste”. Znaleziono głównie mało istotne informacje na temat samej Rzeszy.
Reszta opowiadania Reilego brzmi wręcz niewiarygodnie. Otóż kapitan Abwehry nazwiskiem Bulang pewnego dnia wybrał się na spacer, który zaprowadził go do Fortu Legionów.
Na miejscu, wiedziony wrodzoną ciekawością, zajrzał do środka i oniemiał, gdyż: „w dużym pomieszczeniu na wielu zapełnionych regałach leżały wielkie paki z napisami: «Attaché wojskowy w Tokio», «Attaché wojskowy w Rzymie i w Paryżu», «Ekspozytura Bydgoszcz»”.
Według Reilego trzeba było aż sześciu ciężarówek, by wywieźć ów szpiegowski skarb. Oczywiście wkrótce każda paczka i każda teczka zostały dokładnie przeanalizowane, co „doprowadziło do aresztowania ponad stu osób, które pracowały dla polskiego wywiadu”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Wersja Waltera Schellenberga
Inną wersję przedstawił w swych wspomnieniach Walter Schellenberg, zastępca szefa kontrwywiadu SD. Zgodnie z jego relacją to właśnie służba bezpieczeństwa — a dokładnie Einsatzkommando 2/IV (druga jednostka Einsatzgruppe IV) — na początku października 1939 roku dotarła pierwsza do Fortu Legionów.
Niemcy już na długo przed inwazją przygotowywali swoje Einsatzgruppen (grupy operacyjne) do działania za linią frontu; miały one zwalczać na tyłach wszelkie przejawy oporu, „odpowiadały za rekwizycję broni i zatrzymanie osób podejrzanych, a także za zabezpieczenie archiwaliów cywilnych i wojskowych”.
Reklama
Aleksander Woźny, wspomniany już polski badacz dziejów Oddziału II, jest zdania, że to właśnie Walter Schellenberg, a nie skłonny do koloryzowania swych wspomnień Oskar Reile, napisał prawdę. Trudno powiedzieć, z czego wzięły się rozbieżności, być może to efekt rywalizacji obu niemieckich służb wywiadowczych, z której ostatecznie, po upadku admirała Wilhelma Canarisa w 1944 roku, zwycięsko wyszło SD.
Blisko sto wagonów dokumentów
Tak czy inaczej, obie historie zawierają clou sprawy: dokumenty, w olbrzymiej ilości, zostały pozostawione przez Polaków, Niemcy do nich dotarli i wszystko skończyło się tragicznie dla współpracowników polskiego wywiadu. Schellenberg wspominał potem, że „ilość informacji, zebrana przez Polaków, a dotyczących zwłaszcza produkcji zbrojeniowej Niemiec, była zdumiewająca”.
W Forcie Legionów zalegały również akta personalne oficerów, w tym służących w Oddziale II. To też był nie lada skarb. Ponadto w ręce okupanta dostały się dokumenty radiowywiadu, także te związane z pracami nad złamaniem kodu Enigmy, a wśród nich informacje o matematykach próbujących pokonać niemiecką maszynę szyfrującą. Szczęśliwie byli oni już wtedy we Francji, poza zasięgiem gestapo.
Okupant przechwycił też między innymi dokumenty Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych, akta oddziałów Sztabu Głównego, papiery gabinetu ministra spraw wojskowych, różnych instytucji naukowo-badawczych i zakładów zbrojeniowych…
Niemcy potrzebowali aż blisko stu wagonów, by cały ten materiał wywieźć.
Reklama
Setki aresztowany
Wśród akt Oddziału II najbardziej istotna była kartoteka z danymi współpracowników. Niemcy schwytali stu agentów wywiadu strategicznego i kilkuset wywiadu płytkiego. Aleksander Woźny pisze, że ludzi tych „gestapo aresztowało w domach, miejscach pracy i jednostkach Wehrmachtu na wszystkich frontach II wojny światowej”.
Jedną z „ofiar Fortu Legionów” był bliski współpracownik majora Jerzego Sosnowskiego, Günther Rudloff. Przed wojną wyszedł on obronną ręką z niemieckiego procesu Sosnowskiego, gdyż polski szpieg, kierując się honorem, zdołał go uchronić w trakcie przesłuchań. Śledztwo, wszczęte przeciw niemu na podstawie zeznań jednej z agentek Polaka, zostało w 1935 roku umorzone.
Teraz Niemcy poznali prawdę. Innymi słowy, Rudloff miał się dobrze, ale tylko do grudnia 1939 roku, kiedy to został aresztowany i trafił do berlińskiego więzienia Tegel, gdzie pozwolono mu na honorowe wyjście z sytuacji: w lipcu roku 1941 popełnił samobójstwo. (…)
Skazani na ścięcie toporem
Jak już wspomniano, według Reilego podobny los spotkał ponad setkę Polaków i Niemców współpracujących z Oddziałem II. Inne źródło podaje, że aż czterystu trzydziestu Niemców związanych z polskim wywiadem trafiło na salę sądową. Aresztowano także agentów pocztowców i kolejarzy związanych z operacją „Wózek” (więcej na jej temat przeczytacie w tym artykule).
Na ścięcie toporem skazani zostali między innymi kaszubscy działacze Piotr Gostomski, Antoni Schröder i Leon Cyra. Stracony został także szczeciński nauczyciel Maksymilian Golisz. O szczęściu mógł mówić kapitan Stefan Śliwiński, jeden z ludzi Żychonia odpowiedzialnych za akcję „Ciotka”: w 1944 roku dostał dożywocie. Inni „ciotkarze” stracili życie podczas przesłuchań gestapo.
O losie współpracowników Żychonia rozstrzygały najczęściej Sąd Wojenny Rzeszy albo powstały w 1934 roku Trybunał Ludowy — od wyroków tej drugiej instytucji nie przewidziano możliwości odwołania.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Andrzeja Brzezieckiego pt. Wielka gra majora Żychonia. As wywiadu kontra Rzesza. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego.
Prawdziwa historia asa przedwojennego polskiego wywiadu
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej.Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.
4 komentarze