Nikt nie wierzył, że Zygmunt August stoi nad grobem. A w każdym razie nikt poza nim samym. W 1571 roku król ukończył 51 rok życia. Nie był może już mężczyzną w sile wieku, ale nie uchodził też za starca. Dziwiono się więc, że gotuje się na rychły koniec.
Na początku 1572 roku zmarła znienawidzona i wygnana z kraju trzecia żona Zygmunta Augusta, Katarzyna Habsburżanka. Na dworze w najlepsze trwała dyskusja na temat nowego monarszego małżeństwa. Jeśli coś pozostawało niejasne, to tylko – z kim król planuje się potajemnie żenić.
Reklama
O względy ostatniego Jagiellona rywalizowały kobiety bez statusu i godnego pochodzenia – kochanki, które starały się owinąć go sobie wokół palca w minionych latach.
Nieliczni obrońcy majestatu władzy na gwałt starali się znaleźć Zygmuntowi Augustowi lepszą narzeczoną. Proponowano między innymi ślub z wdową po hetmanie Tarnowskim i z jedną z córek rodziny Latalskich. Wszystkie kandydatki miały cechę wspólną. To były wręcz kompromitująco słabe partie.
Fortuna ostatniego Jagiellona
Dla Zygmunta Augusta to nie był problem. Nie przyznawał się nikomu, ale porzucił nadzieje na nowe małżeństwo. Trawiony zaawansowanym syfilisem, pogrążony w postępującej paranoi i przekonany o bliskości końca, w pierwszej połowie 1572 roku myślał głównie o majątku.
Jagiellon nie odziedziczył wprawdzie po matce głowy do interesów, ale przez całe życie pławił się w luksusach i szastał pieniędzmi. Był być może największym kolekcjonerem na polskim tronie.
Reklama
Legat papieski Bernard Bongiovanni opowiadał, że monarcha „kochał się w pięknych rzeczach, jak fontanny, zegary z figurami wielkości człowieka, organy i inne instrumenty”. Poza tym ostatni Jagiellon zbierał między innymi armaty – prawdziwe i miniaturowe, których miał przynajmniej setki. Kolekcjonował też klejnoty, elementy paradnego uzbrojenia, różne wyroby złotnicze i wreszcie książki.
Nie zdążył do swoich pieniędzy
W ostatnich tygodniach życia Zygmunt August coraz mniej ufał otoczeniu i coraz bardziej obawiał się o przyszłość wspaniałej fortuny. Dlatego cały swój dobytek nakazał zgromadzić w jednym, pilnie strzeżonym miejscu.
Kronikarz Reinhold Heidenstein pisał: „Król wszystkie złote i srebrne sprzęty oraz dwieście tysięcy czerwonych złotych zebrał i w Tykocinie złożył”.
W dawnej twierdzy Gasztołdów na Podlasiu skarby miały zostać przeliczone i zinwentaryzowane. Król nie wierzył chyba nawet kontrolerom. Kiedy Warszawę opanowała zaraza, kazał się wieźć właśnie w stronę Tykocina. Nie zdążył już do swoich pieniędzy, ozdób, pięknych sprzętów. Postój nastąpił w pobliskim Knyszenie. Tam 7 lipca 1572 roku Zygmunt August „rozdzielił się z tym światem”.
Reklama
„Kochankowie jego zaraz od ciała uciekli”
Nie była to dobra śmierć. Król umierał samotny i pogardzany. „Pozmykali najpoufalsi królewscy ulubieńcy” – podaje jedno źródło. „Kochankowie jego zaraz od ciała uciekli i się stamtąd wynieśli” – dopowiada inne.
Według Światosława Orzelskiego nie znalazł się nawet nikt, kto obmyłby i przyodział królewskie zwłoki. „Taki okropny widok opuszczenia przedstawiał nieboszczyk, iż nie było czym przykryć jego nagiego trupa” – pisał kronikarz.
Ten sam obraz nędzy i porzucenia odmalował na kartach swojej księgi także Reinhold Heidenstein: „Wielu odbiegło od niego zaraz po śmierci i tak ciało jego zaniedbane leżało”.
Fortuna się sama nie ukradnie
Wszyscy zausznicy króla byli teraz piekielnie zajęci. Wiedzieli, że fortuna Zygmunta Augusta sama się nie ukradnie. I że kto pierwszy – ten lepszy.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Już kilka godzin po śmierci władcy z piwnic zamku zaczęły znikać wypełnione kosztownościami skrzynie. Ktoś widział, jak jedną „wynoszono po nocy”. Kolejna została „wywieziona na wozie, na którym wcześniej wożono mięso dla dworu”.
Dowódca straży królewskiej zeznał, że skradziono także jedną z największych szkatuł – tak ciężką, że potrzeba było sześciu ludzi do jej udźwignięcia. Zabrał ją nie kto inny, a Mikołaj Mniszech: doradca władcy, który wkradł się w jego łaski jako dostarczyciel cielesnych uciech. Słudzy cynicznego manipulanta wyczyścili też z wszelkich wartościowych przedmiotów królewską sypialnię.
Reklama
Tysiąc dla siostry, trzynaście tysięcy dla kochanki
Kolejna skrzynia, z trzynastoma tysiącami dukatów, trafiła w ręce kochanki króla Barbary Giżanki, podsuniętej mu jako nowe wcielenie ukochanej Barbary Radziwiłłówny. Cztery tysiące dukatów dostała inna miłośnica – Zajączkowska.
Mniszech jak gdyby nigdy nic wytłumaczył, że to spadek obiecany im od króla. I że dla ostatniej z rodu królewny Anny Jagiellonki, Zygmunt August przed śmiercią przygotował… tylko tysiąc dukatów. Kwotę śmiesznie niską, wręcz uwłaczającą.
Oczywiście żadnych dokumentów na potwierdzenie tych dyspozycji Mniszech nie był w stanie przedstawić. Ale też w ferworze rabunków nikt o nie nie prosił.
Perły królowej Barbary
Z okazji do obłowienia się skorzystała nawet angielska królowa Elżbieta I Tudor. Zachowała się korespondencja, w której monarchini zlecała swoim agentom zakupienie w Polsce wspaniałych pereł, należących niegdyś do Barbary Radziwiłłówny.
Reklama
Na rynek na pewno nie wystawili ich Jagiellonowie. Można się domyślać, że zrobiła to rodzina Mniszchów. Być może za pieniądze z tej właśnie transakcji Jerzy Mniszech będzie w stanie trzydzieści lat później zorganizować słynną Dymitriadę.
Według Kaspra Irzykowicza, dworzanina i naocznego świadka wydarzeń, na koniec w skarbie królewskim zostało tylko dziesięć tysięcy i trzy czerwonych złotych. Reszta przepadła, bo: „jedno kochankowie pobrali, drugie się kur*om rozdało”.
***
O bogactwie Jagiellonów, sporze między Boną Sforzą i Zygmuntem Augustem, a także o losach dynastycznej fortuny pisałem w książce Damy złotego wieku. Bibliografia tematu znajduje się w tej publikacji.