Wielkie bobry z ostrymi zębami? A może kanibale, pijący krew i zagryzający ją… drewnem? Na pewno ludzie biedni, zacofani, nie potrafiący właściwie zorganizować sobie życia. Tak właśnie rdzenni Amerykanie postrzegali „zacofanych” Europejczyków.
Historię piszą zwycięzcy. A często: przede wszystkim megalomani. Pierwsi podróżnicy, którzy w XV i XVI wieku docierali z Europy do Nowego Świata cierpieli na olbrzymi, nieuleczalny przerost ego. Swoje osiągnięcia przedstawiali zawsze w najlepszym możliwym świetle. Wykorzystywali do tego nawet opinie napotkanych tubylców.
Reklama
Zróbmy z siebie bogów
Oczywiście wielcy „odkrywcy” pokroju Krzysztofa Kolumba selekcjonowali i spisywali tylko najbardziej przychylne im sądy. Za ich sprawą upowszechniła się chociażby żywa po dziś dzień legenda o Indianach przyjmujących Europejczyków jako z dawna wyczekiwanych bogów.
Nie jest ona kompletnie pozbawiona podstaw. Chyba rzeczywiście niektóre plemiona próbowały wyjaśniać przybycie dziwnie wyglądających, obcych ludzi z wykorzystaniem starych podań i wierzeń. Nawet one jednak nie uznawały Europejczyków ściśle za bogów!
Takie przedsięwzięcia stanowiły zresztą raczej wyjątek od reguły. Nieliczne rzetelne relacje i wspomnienia dowodzą, że przynajmniej równie często rdzenni Amerykanie spoglądali na Europejczyków… z wyższością, wstrętem i niezrozumieniem.
Piją krew i jedzą drewno
W 1633 roku pewien młody Innuita opowiedział Jezuitom o tym, jak jego babka zapamiętała pierwszą wizytę Francuzów kilkadziesiąt lat wcześniej. Widząc gigantyczny okręt, w niczym nie przypominający ich własnych czółen, rdzenni Amerykanie uznali, że musi to być „wędrująca wyspa”.
Kiedy jednak innuickie kobiety dostrzegły na pokładzie mężczyzn, zaczęły – zgodnie z obyczajem – przygotowywać dla nich wigwamy. Jednocześnie ich mężowie w czterech kanoe wyruszyli na powitanie nieznajomych. Ich pierwsze wrażenie nie było najlepsze. James Axtell, autor wydanej w 1988 roku książki After Columbus. Essays in the Ethnohistory of Colonial North America, pisze:
Francuzi dali im beczkę okrętowych sucharów i chyba poczęstowali ich też winem. Tubylcy byli jednak przerażeni tymi ludźmi „pijącymi krew i jedzącymi drewno”.
Olbrzymie bobry i ich ostre zęby
Podobnie zareagowali Mikmakowie. Zaoferowane im suchary uznali za „drewno brzozowe”, ale prawdziwym wstrętem napawały ich niemalże ludożercze tendencje nieproszonych gości:
Kiedy zaproponowano im wino, tubylcy utwierdzili się w przekonaniu, że obcy są „brutalnymi i nieludzkimi istotami, jako że dla własnej uciechy (…) bez żadnych oporów piją krew”. (…) Dlatego też [Mikmakowie] przez pewien czas nie tylko nie przyjmowali poczęstunku, ale też nie chcieli w ogóle wchodzić w żadne kontakty czy spoufalać się z ludem, który w ich przekonaniu żył krwią i przemocą.
Czasem dochodziło też do zabawniejszych nieporozumień. Żyjący dalej na zachód Odżibwejowie najpierw napotkali na ślady bytności Europejczyków, a nie na nich samych. Widząc doszczętnie wykarczowaną połać lasu doszli do wniosku, że miejsce to musiały nawiedzić „gigantyczne bobry z wielkimi, ostrymi zębami”.
Także Potawatomi i Menomini zamieszkujący nad Jeziorem Michigan twierdzili, że Europejczycy nie są ludźmi, lecz przedstawicielami jakiegoś innego, nieznanego gatunku. Nie chodziło wcale o ubiór czy kolor skóry, ale fakt, że ciała przybyszy „były pokryte włosami”.
Ludzie głodni, biedni, niesprawiedliwi
Oczywiście pierwsze wrażenia bywają złudne. Kiedy dla Francuzów stało się jasne, że zostaną w Ameryce na stałe, postanowili należycie zaimponować rdzennych mieszkańcom tych ziem: tak, by ci potulnie im się podporządkowali, przejmując „lepsze” obyczaje i „prawdziwą” religię.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Gnijąca szczęka Ludwika XIV. Ten król udowodnił, że NAPRAWDĘ warto myć zębyW tym celu wysłali kilku tubylców do Europy, którzy po specjalnie zaaranżowanym objeździe mieli wrócić do swych plemion i opowiedzieć pobratymcom o napotykanych wspaniałościach. Cóż, znowu sprawy nie potoczyły się do końca tak, jak planowano.
W 1562 roku trzej członkowie plemienia Tupinambá zabrani na dwór francuskiego króla Karola IX zwrócili uwagę przede wszystkim na… panującą we Francji nierówność społeczną. Jak pisze Axtell: „zauważyli oni, że są wśród nich [tj. Francuzów] ludzie dogadzający sobie wszelkimi rzeczami, podczas gdy druga połowa ludu żebra u ich drzwi, borykając się z głodem i biedą”. Taki podział dóbr wydawał się „dzikim” z Ameryki nad wyraz niesprawiedliwy.
Równie negatywne wrażenia odniósł pół wieku później niejaki Savignon – osiemnastoletni Huron wysłany do Francji na podobną eskapadę. Jego wstręt budziły „tchórzliwe i iście kobiece”sprzeczki mężczyzn oraz „wielka liczba potrzebujących i żebraków”wynikająca – jego zdaniem – z niechęci Francuzów do wspierania bliźnich w potrzebie.
Najbardziej oburzyło go jednak, że wśród Francuzów ludzie są „chłostani, wieszani i uśmiercani”niezależnie od tego czy ponoszą za coś winę czy też nie. Słysząc o takich okrucieństwach współplemieńcy Savignona odmówili wysyłania jakichkolwiek dzieci do francuskich szkół w Quebeku.
Ściągnęła ich do nas nędza
Rdzenni Amerykanie nie tylko pogardzali obyczajami (a raczej brakiem obyczajności) Europejczyków, ale też byli święcie przekonani o własnej wyższości cywilizacyjnej: i to niezależnie od wielu zamorskich wynalazków i broni, które budziły ich podziw.
Reklama
Cytowany wyżej Savignon nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że Francuzi zostali przygnani do jego ojczyzny przez biedę i niedobór podstawowych surowców. Nie był w takich poglądach odosobniony. James Axtell wyjaśnia, że „Indianie – ci rzekomo dzicy, biedni i żyjący w analfabetyzmie ludzie – mieli potężny kompleks wyższości”.
Przykładowo kiedy Mikmakowie po raz pierwszy napotkali Francuzów, stwierdzili, że są od nich lepsi, dzielniejsi a nawet bogatsi. Przez kolejne 80 lat wcale nie zmienili swoich poglądów. XVII-wieczny wódz tego plemienia ujął sprawę krótko: Nie ma żadnego Indianina, który nie uważałby się za szczęśliwszego i potężniejszego od Francuzów.
Bibliografia
- James Axtell, After Columbus: Essays in the Ethnohistory of Colonial North America, Oxford University Press, 1988.