Śmierć Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Czy jeden z najgorszych polskich władców został otruty?

Strona główna » Nowożytność » Śmierć Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Czy jeden z najgorszych polskich władców został otruty?

Michał Korybut Wiśniowiecki zasiadał na polskim tronie nieco ponad trzy lata. Kiedy 10 listopada 1673 roku wyzionął ducha był zaledwie 33-latkiem. Śmierć w tak młodym wieku sprawiła, że od razu pojawiły się plotki na temat otrucia. O tym, co mogło być przyczyną zgonu jednego z najgorszych polskich monarchów pisze Jerzy Besala w książce pt. Zagadki kryminalne Rzeczypospolitej szlacheckiej.

Po utracie Kamieńca i haniebnym układzie buczackim 1672 r. Michał [Korybut Wiśniowiecki] zaczął zajadać stres „aż do zbytku”. „Pił daleko więcej piwa niż wina, z solą, cukrem i imbirem”, a narastający lęk zaklepywał zabobonami i wróżbami. Zapewne wedle opinii dzisiejszych psychoterapeutów nadawałby się jako pacjent na poważną terapię albo choć do grupy Anonimowych Żarłoków jako bulimik.


Reklama


Ociężałość króla

Co ciekawe, mimo żarłoczności, co odnotowują kroniki i listy, był nie tylko niski, ale i chudy (co paradoksalnie bywa częste w bulimii/anoreksji, jak i chorobie wrzodowej żołądka). Chadzał przy tym w monstrualnie dużej peruce okrywającej łysą głowę, nosił „kuse” francuskie stroje, więc nie wywierał wrażenia władcy, a raczej błaznowatej postaci z komedii dell’arte.

Dziwaczne zachowanie, żarłoczność, picie gargantuicznych ilości piwa budziły niepokój lekarzy. Jeszcze większą obawę wzbudzała nienaturalna ospałość króla, choć nadal wypełniał on monarsze obowiązki. Wespazjan Kochowski zapisał, że na postawie tych obserwacji medycy podejrzewali, że król jest rzeczywiście podtruwany.

Michał Korybut Wiśniowiecki szybko utracił poparcie szlachty, która doprowadziła do jego elekcji (domena publiczna).
XVIII-wieczny portret Michała Korybuta Wiśniowieckiego (domena publiczna).

Ale po utracie Kamieńca Podolskiego i mobilizacji sił polskich 2 września 1673 r. Michał Korybut wydobył w sobie resztki energii i ruszył znów do obozu pospolitego ruszenia pod Lwów. Szedł powoli, w towarzystwie wiernej żony, podróżującej w karecie.

Tym razem ową ociężałość tłumaczyła przewlekła choroba, dokuczająca mu już latem: „Lekarze przestrzegli go, by przede wszystkim o własnem radził zdrowiu”, pisał Kochowski. „Lubo i małżonka jego Eleonora, gorącą wiedziona miłością, podobnie odmawiała go od przedsięwzięcia: uparł się na powziętym zamiarze”.

Dlatego jechał „pomalusieńku”, na dodatek dręczony myślami o otruciu, gdyż znów mu bardzo dolegał żołądek. Ratował się przed bólem jak potrafi ł: zajadając go i zapijając. Sobieski i malkontenci od dawna przyprawiali króla o trwogę przed otruciem, zamachem stanu, detronizacją; nie mogąc się z tymi strachami uporać, król wyraźnie wpadał w pętlę bulimii i chyba alkoholizmu.

„Nieomylne oznaki trucizny”

„Leczył króla Antoni [winno być: Wawrzyniec] Braun, pierwszy lekarz nadworny”, relacjonował kronikarz Wespazjan Kochowski, „pilnie dochodząc przyczyn choroby króla”. Medyk natrafił na „nieomylne oznaki trucizny”, że „choroba już wkorzeniona we wnętrznościach niechybną śmierć mu zgotuje, jeżeli skuteczne środki przeciw truciźnie w rychle mu nie przyniosą”. „Dla Boga! Zbrodnia to nieznajoma Polakom!” – jęknął w swym dziele Wespazjan Kochowski. Tymczasem król tłumił ataki bólu wycieczkami do Lublina i Janowca.


Reklama


Z żoną rozstał się 19 września w Kazimierzu. Wtedy to Eleonora widziała go po raz ostatni. We Lwowie stanął w klasztorze Bernardynów, lecz 28 września 1673 r. „postanowił nieodwłocznie nazajutrz po św. Michale ruszyć stąd z obozu, ale że na wyjeździe z niezdrowego powietrza tak straszne głowy bolenie go wzięło, że przez kilka dni ani spać, ani jeść nie mógł”.

Michał Korybut usiłował dwukrotnie wyjechać do Glinian do Lwowa, gdzie zebrały się wojska pod komendą Jana Sobieskiego. Piątego października 1673 r. tłumy oglądały króla we Lwowie, skąd wyjeżdżał „ze złą cerą”. Po czym w kolejnym anonimowym liście pod datą 13 października znajdujemy: „Król Jmć bardzo słaby dziś nazad do Lwowa powrócił”. W sześć dni później dowiadujemy się o poprawie: „Da Pan Bóg paroksyzmy się przesilą i do dawnej przyjdzie czerstwości”, a 27 października poszła wieść o tym, że „Król Jmć pozdrowiał”.

Artykuł stanowi fragment książki Jerzego Besali pt. Zagadki kryminalne Rzeczypospolitej szlacheckiej (Bellona 2021).
Artykuł stanowi fragment książki Jerzego Besali pt. Zagadki kryminalne Rzeczypospolitej szlacheckiej (Bellona 2021).

Chciał zginąć na polu walki

Michał, choć schorowany i do cna osłabiony, wykazał się niespodziewanym hartem ducha. Chciał zginąć na polu bitwy i zdołał dotrzeć do Glinian. Zaznał tam wielkich chwil radości, gdy na popisie koło Glinian 8 października 1673 r. dokonał przeglądu świetnej armii dowodzonej przez Jana Sobieskiego. Czuł się i był „obrońcą chrześcijaństwa”, jak pisał z dumą 11 października 1673 r. do papieża.

Nie mógł jednak maszerować dalej z chorągwiami jako naczelny dowódca, gdyż odradzali mu tego stanowczo lekarze i „wszyscy” ze względu na wspomniany wyżej stan zdrowia. „I tak z wielkim żalem przyszło mu nazad wrócić” do Lwowa, czytamy w liście z 13 października 1673 r.


Reklama


Stan zdrowia króla był jednak tak zły, że po popasie w Glinianach i odjechaniu od wojska Michał zaczął obawiać się śmierci. Posłał referendarza koronnego Jana Małachowskiego po żonę, spodziewając się zgonu lada chwila. Jednak śmierć poczekała: 2 listopada medycy na czele ze szwedzkim lekarzem Wawrzyńcem Braunem (Braum) zgodnie orzekli pęknięcie wrzodu.

Niestety nie wiemy, gdzie umiejscowiony był ów wrzód: być może w żołądku lub na dwunastnicy, a może w jelicie. Przyniosło to choremu ulgę: 3 listopada „po nocach bezsennych spał dziś spokojnie dwie godziny. Mowa przecież doktorów o wątpliwym stanie zdrowia przestrasza nas, co daj Boże!, aby się odmieniło”.

Michał Korybut Wiśniowiecki marzył o tym, aby zginąć na polu walki (domena publiczna).

Stracił mowę i ledwo oddychał

Po chwilowej poprawie zaczęła się chyba perforacja jelit. Podobno Michał płakał, że chce krew przelać na polu bitwy, a nie umierać na łożu. Jak twierdzi Wespazjan Kochowski w Rocznikach, dwie myśli trapiły króla w ostatnich godzinach: o matce i „o ukochanej małżonce Eleonorze, zrodzonej z krwi cesarskiej”.

W sekretnym testamencie z 5 listopada i jawnych kodycylach powoływał „małżonkę moją najukochańszą” na pierwszą wykonawczynię ostatniej woli, jej przekazując wszystkie majątki i dobra ruchome z „obowiązkiem” jednakże, by „długi moje ode dnia wstąpienia na tron królewski przeze mnie zaciągnione […] rzeczywiście wypłaciła” .

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Ósmego listopada podkanclerzy Olszowski zawiadomił królową o ciężkim stanie króla, który stracił mowę i ledwo oddychał. Dziesiątego listopada 1673 r. czytamy w liście ze Lwowa, że medycy nie przewidują poprawy i „sam tylko Pan Bóg może go cudownie uzdrowić i z tych ciężkich uwolnić parkosyzmów”.

Podkanclerzy mimo wszystko napominał królową, aby nie jechała do Lwowa. Jednak Eleonora, uprzedzana wieścią przez posłańca, ruszyła z Warszawy od razu, 10 listopada. Dotarła do Rawy Ruskiej i tu 12 listopada doszła ją wiadomość o śmierci męża, który zmarł 10 listopada około godziny dziewiątej, jak podaje pamiętnikarz Jemiołowski.


Reklama


Zmarł „nie pożegnawszy ani swoje senatory, ani Rzptą”

Michał Korybut zapadł w letarg podczas odprawiania mszy świętej, cum summa dispositione, jak znajdujemy w jednym z listów anonimowych, z czego wynika, że był dysponowany przez kapłanów na śmierć. Potwierdził to jego spowiednik jezuita Adrian Piekarski, twierdząc, że król modlił się gorąco o zwycięstwo nad Turkami.

Odszedł młodo, w wieku 33 lat, wcześniej niż jego ojciec. Pomimo narastających bólów i choroby chyba nie chciał pogodzić się ze śmiercią: odszedł w gruncie rzeczy nieoczekiwanie, „nie pożegnawszy ani swoje senatory, ani Rzptą”, pisał Eliasz Łącki w liście do Gabriela Silnickiego z 11 listopada 1673 r.

Portret Eleonory Habsburżanki z lat 70. XVII wieku (Daniel Schultz/domena publiczna).
Portret żony Korybuta Wiśniowieckiego Eleonory Habsburżanki (Daniel Schultz/domena publiczna).

Michał Korybut pożegnał się ze światem i z niepokorną Rzeczypospolitą w niespełnieniu: nie doczekał się ani świetnego zwycięstwa swego politycznego przeciwnika Jana Sobieskiego odniesionego pod Chocimiem na dzień przed zgonem króla, ani nie pozostawiał po sobie nawet cienia złotej legendy.

Na odwrót – towarzyszyły mu do końca złe opinie. Oszczędzone mu za to zostało przywdzianie kaftana przywiezionego przez czausza na znak poddania się polskiego władcy sułtanowi z żądaniem zapłacenia trybutu.


Reklama


Plotki o otruciu

„Tu i ówdzie gruchało między ludem, że króla trucizną sprzątnięto”, pisał Wespazjan Kochowski. Sekcję przeprowadzono więc natychmiast we Lwowie, „zanim trup ostygnie”, „by dojść przyczyny śmierci”. [Kochowski pisał:]

Powołano tedy biegłych anatomów, aby się rozpatrzyli w wnętrznościach królewskich, ale się nic tam nie okazało, co by rozsiewaną baśń o gwałtownej śmierci mogło zatwierdzić, bo wnętrzności były w zupełnie dobrym stanie, wyjąwszy żołądek; a gdy ekskrementa wpuszczono w miednicę pozłacaną, naczynie to łajnem napełnione nagle tak sczerniało, że pozłotę całkiem zniszczyła owa czarna osada.

Po kraju szybko rozeszła sie wieść, żę król został otruty (domena publiczna).
Po kraju szybko rozeszła się wieść, że król został otruty (domena publiczna).

Za przyczynę tego podawali medycy, iż monarcha za wiele pożywając owocu, gorączkowe usposobienie swoje przesilił, stąd rozwinęła się trucizna, na koniec natura pod ciężarem choroby upadła, a to jedynie z powodu nieumiarkowania w jedzeniu.

Nuncjusz papieski Franciszek Buonvisi dodał, że „niewiele dni trwała choroba: porwały Michała gwałtowne krwawe wymioty, przymieszała się febra i wkrótce zabrała go ze świata”. Opis ten zgadzałby się zatem z diagnozą pęknięcia wrzodu i powikłań z tym związanych.


Reklama


Niemniej lekarz króla, Wawrzyniec Braun, był przekonany, że jego pacjenta truto. Miał nawet powiedzieć, że jeśli nie odnajdzie teriacum, czyli antidotum na truciznę, to król „niechybnie umrze”. Jak jednak owa trucizna dostała się do jadła czy napoju króla? Czy w atmosferze takich podejrzeń było możliwe podanie arsenu lub innej gwałtownie działającej trutki?

„Snadź to musi być sprawa poganów”

„Doktory, których było dwóch, zeznali na piśmie, że Król Najjaśniejszy był otruty w potrawie, którą mu na noc podano. Jakoż dziś rozpoczęła się inkwizycja między dworzan, ciż tedy zeznali, że do stołu usługiwał niejaki młodzian szlachetny Adam Kossobudzki, a ten zeznał, że gdy onę potrawę niósł z dołu nagórę, zabiegł mu w on czas drogę Wołoch Tomsza z drugiem Wołochem niejakim Robertem Wojniłą”, relacjonował Eliasz Łącki Gabrielowi Silnickiemu w liście.

I Tomsza pokazał onemu, że sobie suknię polewa, a wtem, gdy młodzian patrzył na suknię, musiał coś Wojniła rzucić w przystawkę, bo widać było, że tamten rękę ściągnął. Wszakże młodzian na to nie zważał i choć go oba o coś pytali, spieszył do króla Jmci, który siedział już za stołem i oną potrawę zjadł smacznie, a w nocy się wnet rozchorował i umarł.

Artykuł stanowi fragment książki Jerzego Besali pt. Zagadki kryminalne Rzeczypospolitej szlacheckiej (Bellona 2021).
Artykuł stanowi fragment książki Jerzego Besali pt. Zagadki kryminalne Rzeczypospolitej szlacheckiej (Bellona 2021).

Też wzięto onego złoczyńcę Wojniła w harest, a Tomsza wnet uciekł. Snadź to musi być sprawa poganów [otrucie króla], gdyż i złoto tureckie przy onym Wojnile znaleziono i sam wyznał, że złoto miał od sułtana, ale prawił, że za towar jakowyś, co mu przedał.

Dlaczego król bał się otrucie?

Ilona Czamańska, która ten list odnalazła w Bibliotece Narodowej, oceniła, że „jak widać, Łącki miał dużo fantazji, albo też komuś zależało na rozpowszechnieniu tej plotki”. Znalazła ona swe miejsce także w kronikach Kochowskiego i Jana Chryzostoma Paska. O śmierci króla:


Reklama


(…) różnie różni uważali, jakoby miała być jakaś suspicio veneni [podejrzenie trucizny] w cyrance [ptak z rodziny kaczkowatych], które on rad bardzo jadał. Nie posądzam, ale to tylko piszę, o czym też ludzie gadali.

Piszący to imć Pasek był daleko od dworu i Lwowa, na wojnach nauczył się oddzielać ziarno od plew, więc z dystansem podchodził do takich plotek.

Skąd jednak u króla taka obawa przed trucizną? Motywu otrucia nie sposób przecież całkowicie wykluczyć. Obsesja (?) obawy zbrodniczego otrucia udzieliła się nawet żonie Michała Korybuta, Eleonorze. Dostała ona dreszczy, gdy na dworze pojawiła się żona kanclerza litewskiego Krzysztofa Zygmunta Paca, Francuzka Klara z domu de Mailly Lascaris.

Francuscy Burbonowie stali się wielkimi wrogami Habsburgów; w takiej też atmosferze Eleonora była chowana – i teraz na zamku warszawskim obawiała się otrucia albo wręcz wysadzenia jej łoża prochami. Tak bardzo nie dowierzała Francuzce. Kazała nawet śladów podejrzanych substancji szukać w sypialni przed snem.

Tryb życia a nie trucizna

Mimo wszystko hipoteza o otruciu króla jest wątpliwa. Raczej inne czynniki zadecydowały o przedwczesnej śmierci Michała Korybuta Wiśniowieckiego. W rozwoju choroby króla miała udział z pewnością fatalna dieta nasycona piwem i cukrami. Być może doprowadziło to do cukrzycy.

Sarkofag Michała Korybuta Wiśniowieckiego w katedrze wawelskiej (Tsadee/CC BY-SA 4.0).
Sarkofag Michała Korybuta Wiśniowieckiego w katedrze wawelskiej (Tsadee/CC BY-SA 4.0).

W ówczesnej wiedzy medycznej lekarze łączyli też wpływ „humorów”, czyli usposobienia, emocji i uczuć (psyche), na some, czyli ciało. Idąc tym tropem, z równym prawdopodobieństwem możemy zatem orzec, że do śmierci Michała Korybuta przyczynił się przewlekły stres, który najpierw doprowadził do wrzodu żołądka, dwunastnicy lub jelita, a potem do jego pęknięcia i związanych z tym śmiertelnych powikłań. Zapewne obciążenie genetyczne też odegrało pewną rolę, gdyż jego ojciec, „kniaź Jarema” Wiśniowiecki, także zmarł „na żołądek” – jak wiemy, rzekomo z przejedzenia ogórkami bądź melonami.

Czy rzeczywiście spoczęła na nim klątwa babki Rainy? Nie dość wczesnej śmierci, to przecież Michał Korybut Wiśniowiecki przechodził do historii jako jeden z najgorszych królów polskich. Przez opozycję malkontentów został uznany za władcę niedołężnego, „zastrachaną małpę” i taka opinia poszła w pokolenia.

Przeczytaj również Dlaczego serbska królowa została zabita, wypatroszona i wyrzucona przez okno? Jej śmierć przeraziła cywilizowaną Europę


Reklama


Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Jerzego Besali pt. Zagadki kryminalne Rzeczypospolitej szlacheckiej. Jej nowe wydanie ukazało się nakładem wydawnictwa Bellona.

Morderstwa polskich królów i książąt

Tytuł, lead, teksty w nawiasach kwadratowych oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został skrócony i poddany podstawowej obróbce korektorskiej.

Autor
Jerzy Besala

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.