Więźniowie Sonderkommando czyszczący włosy ofiar na poddaszu krematorium (obraz Dawida Olere, byłego więźnia Sonderkommando)

Sonderkommando w Auschwitz-Birkenau. "Nazywali siebie ludźmi bez serc i nerwów"

Strona główna » II wojna światowa » Sonderkommando w Auschwitz-Birkenau. "Nazywali siebie ludźmi bez serc i nerwów"

W sierpniu 1940 roku w obozie Auschwitz uruchomiono pierwszy piec krematoryjny służący spopielaniu zwłok zamordowanych więźniów. Odtąd Niemcy stale potrzebowali pracy innych osadzonych, by usuwać ślady masowej zbrodni. Tak powstała jedna z najstraszniejszych instytucji w dziejach miejsca zagłady: Sonderkommando.

Początkowo przy obsłudze pieca krematoryjnego pracowało tylko kilku polskich więźniów. Określano ich mianem „palaczy”, Krematorium Heizer. Nie byli oni izolowani od reszty nieszczęśników zesłanych do Auschwitz, wolno im było nawet wysyłać i odbierać listy.


Reklama


Sytuacja zmieniła się, gdy obóz koncentracyjny, początkowo przeznaczony przede wszystkim dla Polaków, przekształcono w fabrykę śmierci, służącą eksterminacji Żydów i innych grup, dla których Niemcy nie widzieli miejsca w nowym, nazistowskim porządku.

Grupa robocza do zadań specjalnych

W kwietniu 1942 roku zorganizowano stałą grupę więźniów, których jedynym zadaniem była pomoc w akcji masowych mordów. Mieli oni obsługiwać komory gazowe, kopać masowe mogiły, a po uruchomieniu czterech wielkich krematoriów spopielać ciała ofiar niemieckich zbrodni.

Krematorium w obozie Auschwitz-Birkenau.

Oddział nazwano grupą roboczą do zadań specjalnych, w skrócie Sonderkommando. Trafiali do niego tylko mężczyźni, Żydzi, najczęściej w wieku od dwudziestu do trzydziestu lat. Wybierano ich z uwagi na kondycję, siłę fizyczną.

Ponieważ od tempa pracy członków Sonderkommando zależała szybkość eksterminacji, członkowie grupy mogli liczyć na lepsze wyżywienie i dostęp do umywalni oraz środków czystości. Esesmani pozwalali im poza tym zabierać na własne potrzeby rzeczy osobiste pozostawione przez ofiary mordów w rozbieralniach krematoriów.


Reklama


Nosiciele tajemnicy

Człowiek wyselekcjonowany do Sonderkommando nie mógł odmówić takiego przydziału. Jakakolwiek próba oporu oznaczała natychmiastową egzekucję poprzez rozstrzelanie. Zgoda też równała się wyrokowi śmierci, tyle że odsuniętemu w czasie.

Wszystkich członków grupy specjalnej uważano za Geheimsträger, nosicieli tajemnicy. Teraz byli już ściśle oddzielani od reszty więźniów. Mieli własne kwatery za murem, ich pracę otaczał sekret, a z czasem każdy miał zostać zamordowany.

Nowa książka Michała Wójcika pt. Zemsta. Zapomniane powstania w obozach Zagłady: Treblinka, Sobibór, Auschwitz-Birkenau już w sprzedaży.
Artykuł powstał w oparciu o książkę Michała Wójcika pt. Zemsta. Zapomniane powstania w obozach Zagłady: Treblinka, Sobibór, Auschwitz-Birkenau (Wydawnictwo Poznańskie 2021).

„Pierwszymi więźniami wybranymi do obsługi tych gazowni byli Żydzi słowaccy. Potem esesmani wybrali kolejnych z transportów francuskich” – pisze Michał Wójcik w książce Zemsta. Zapomniane powstania w obozach zagłady. – „Robota była szczególna, wymagała kompetencji, których nikt nigdy wcześniej od nikogo nie wymagał. Dlatego więźniowie często się zmieniali”.

„Przez okno wrzucono cyklon B”

Pierwsze komando liczyło 80 osób, wszystkich zagazowano w sierpniu 1942 roku. Druga, 150-osobowa grupa zginęła w grudniu. „Pili i dawali wódkę również więźniom tej drużyny. Kiedy więźniowie byli pijani, zamknięto pomieszczenie i przez okno wrzucono do środka gaz cyklon B zabijając ich” – opisał jedną z eksterminacji Sonderkommando lekarz z SS zeznający w powojennym procesie.

Z czasem jednak wymianę grupy specjalnej spowolniono. „Esesmani z kierownictwa obozu doszli do wniosku, że sprawniej pracują ludzie przywykli do tego typu czynności” – wyjaśnia dr Igor Bartosik z Muzeum Auschwitz-Birkenau. W efekcie w kolejnych latach „miały miejsce likwidacje częściowe, obejmujące nie więcej niż połowę stanu komanda”.

Piętnaście minut na papierosa, łyk wódki

W latach 1942–1943 w skład Sonderkommando wchodziło stale około czterystu więźniów. Na początku 1944 roku połowa z nich została zamordowana. Potem jednak oddział znów powiększono i to aż do 870 osób. Potrzeba ich było tyle, by doprowadzić do mordu na zwożonych masowo węgierskich Żydach.


Reklama


Jak wyjaśnia Michał Wójcik koszmar Żydów z Sonderkommando miał „cztery kolumny”: „odprowadzanie ludzi do komory gazowej, asystowanie przy rozbieraniu, a potem piętnaście minut na papierosa, łyk wódki. Potem wyciąganie trupów. Strzyżenie, wyrywanie zębów, przeszukiwanie zwłok. Następnie ładowanie na auta i wożenie do dołów. Palenie”.

Należący do oddziału Żydzi nie bez powodu towarzyszyli ofiarom w ostatnich chwilach życia. Niemcy oczekiwali, że będą „działać na nie uspokajająco”. „I rzeczywiście wielu tak postępowało” – czytamy w książce Zemsta. Zapomniane powstania w obozach zagłady.

Więźniowie Sonderkommando czyszczący włosy ofiar na poddaszu krematorium (obraz Dawida Olere, byłego więźnia Sonderkommando)
Więźniowie Sonderkommando czyszczący włosy ofiar na poddaszu krematorium. Obraz Dawida Olere, byłego więźnia Sonderkommando, ze zbiorów Muzeum Auschwitz-Birkenau.

„Do cna wyprawni z ludzkich uczuć”

Ukrywanie przed nieszczęśnikami czekającego ich losu miało być „jedyną dopuszczalną formą litości”. Ocalali więźniowie obozu formułowali jednak inne oceny. Po wojnie niejeden mówił o członkach Sonderkommando jako o kolaborantach, którzy „traktowali ginących braci-Żydów tak samo jak esesmani”.

„[Sami] nazywali siebie ludźmi bez serc i nerwów, odczłowieczonymi istotami, których instynkt samozachowawczy, o ile nie zostali jeszcze do cna wyprani z ludzkich uczuć, ściągał do najniższego poziomu” – komentował Andriej Pogożew, któremu udało się uciec z obozu w 1942 roku.


Reklama


Ale Primo Levi, jeden z najbardziej znanych i wpływowych świadków zagłady, uważał, że Żydzi z Sonderkommando byli jednocześnie ofiarami. Pomysł stworzenia takich oddziałów stanowił najbardziej demoniczną zbrodnię narodowego socjalizmu” – stwierdził stanowczo.

Poznaj też wspomnienia ludzi, którzy rozładowywali transporty śmierci w Sobiborze. „Trupy były zielone, skóra oddzielała się od ciała”

Nieopowiedziana historia żydowskiego oporu

Bibliografia

Autor
Grzegorz Kantecki
4 komentarze

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.