Bitwa pod Wiedniem przeszła do historii jako jeden z największych sukcesów polskiego oręża. Polski król zdobył nieśmiertelną sławę, ale też… bajeczne skarby z obozu wielkiego wezyra Kary Mustafy. Łupy były spektakularne.
Nocą 13 września pozostający w euforii monarcha zazzął pisać list do Marysieńki ukończony następnego dnia, już po wkroczeniu do Wiednia, w którym dzielił się z nią swoją radością ze zwycięstwa i opisywał jego skalę.
Reklama
[…] Pierwsze [zdanie epistoły] brzmiało nad wyraz znajomo: „Jedyna duszy i serca pociecho, najśliczniejsza i najukochańsza Marysieńku!” […]. W następnych Sobieski donosił:
„Działa wszystkie, obóz wszystek, dostatki nieoszacowane dostały się w ręce nasze. […] Wielbłądy, muły, bydle, owce […]. Wezyr uciekł od wszystkiego, że ledwo na jednym koniu i w jednej sukni. Jam został jego sukcesorem, po wielkiej części wszystkie mi się po nim dostały splendory […]. Mam wszystkie znaki jego wezyrskie, które nad nim noszą; chorągiew mahometańską, którą mu dał cesarz jego na wojnę […]. Namioty, wozy wszystkie dostały mi się…”.
Nie napisał, rzecz jasna, jak wiele cennych przedmiotów rozszabrowali jego żołnierze, na dodatek część z nich bezmyślnie niszcząc w wyniku wysadzania beczek z prochem na wiwat.
Kto zwyciężył pod Wiedniem?
W korespondencji do papieża znalazło się zdanie: Venimus, vidimus, Deus vicit („Przybyliśmy, zobaczyliśmy, Bóg zwyciężył”). Jan III nazbyt łatwo odbierał własnym żołnierzom zasługę zwycięstwa, mieszając do niego Boga.
Reklama
Obrońcy przedmurza, jak widać, nie wypadało inaczej. Z cennych darów, które świadczyły o wielkości triumfu, Innocenty XI otrzymał chorągiew, niesłusznie uważaną za święty sztandar Mahometa i zarazem najcenniejsze insygnium władzy zdobyte na Kara Mustafie; po latach miała ona w Watykanie zaginąć w niewyjaśnionych okolicznościach
[Na polecenie króla poseł zawiózł] Marysieńce pozłacane strzemię oderwane od siodła Kara Mustafy, które do dziś jako votum od królowej wisi w katedrze wawelskiej. Na Wawel, do Lwowa czy Warszawy trafić miało wiele innych trofeów spod Wiednia, w tym najcenniejsze spośród nich sztandary i namioty, kobierce, elementy uzbrojenia itd.Po inspekcji tureckiego obozu, którego ogrom zrobił na królu tak wielkie wrażenie, że z przesadą obliczał liczbę namiotów na sto tysięcy, Sobieski zadbał o zapewnienie sobie cennych łupów. Donosił o tym żonie bez ogródek:
Nie rzekniesz mnie tak, moja duszo, jako więc tatarskie żony mawiać zwykły mężom bez zdobyczy wracającym, żeś «ty nie junak, kiedyś się bez zdobyczy powrócił», bo ten, co zdobywa, w przedzie być musi.
Reklama
Zwyciężca bierze wszystko
Było to uzasadnione bardzo wysokimi nakładami, jakie Sobieski wyłożył z własnej szkatuły na wyprawę wiedeńską; według Wimmera mogły one sięgać nawet pół miliona złotych. Zresztą panujące w XVII wieku zwyczaje sankcjonowały branie łupów przez zwycięzców i nie tylko polski król sowicie się obłowił w obozie Kara Mustafy; skorzystali na jego zdobyciu nawet zwykli żołnierze sojuszniczych armii.
Nie mniejszą od baśniowej zdobyczy satysfakcję sprawiły Janowi III podziękowania płynące ze strony Lotaryńczyka, niemieckich elektorów i ich dowódców. Hrabia Starhemberg jeszcze nocą wprowadził króla do miasta, którego mieszkańcy powitali go jak wybawiciela, niemal z nabożną czcią i w najwyższym uniesieniu całując jego szaty.
Wrażenie, jakie uczynił polski monarcha, jeden z niemieckich historyków, Erwin Weill, podsumował w książce Sarmacka pamięć. Wokół bitwy pod Wiedniem: „Sobieski, król Polaków, podobał się wszystkim, przede wszystkim kobietom”.
Ale entuzjazm i podziw wiedeńczyków były dziwnie przygaszone; zabrakło powszechnych wiwatów na cześć Jana III, gdyż zabronił ich cesarz, który pragnął jako pierwszy wkroczyć do oswobodzonej stolicy.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Sławomira Leśniewskiego pt. Sobieski. Lew, który zapłakał. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Literackiego w 2021 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.