„Tej nocy nieznani złoczyńcy dokonali napadu na Belweder” – alarmowała prasa. – „Lecz napad ten został szczęśliwie odparty przez naszych bohaterskich podchorążych”. Doniesienie z początku 1919 roku podsycało atmosferę strachu. Dywersanci? Bolszewicy? Endecy? Po stu latach wreszcie wiadomo, kto uderzył na siedzibę głowy państwa – Józefa Piłsudskiego.
Zamachy na życie Piłsudskiego stale były tematem publicznej debaty. Wiedziano, że Eligiusz Niewiadomski pierwotnie chciał zabić nie prezydenta Narutowicza, ale Komendanta. W 1926 roku rzekoma próba zamachu stała się pretekstem do przewrotu majowego.
Reklama
Niedoszłymi atakami na życie Józefa Piłsudskiego grano politycznie. Pomagały zjednywać Komendantowi stronników, tworzyć wrażenie iż trwa nagonka na twórcę polskiej niepodległości i uzasadniać zamordyzm środowisk związanych z wojskiem. Nie znaczy to jednak, że wszystko było fikcją.
Widmo ataku na Marszałka wielu ludziom istotnie spędzało sen z powiek. Żona Piłsudskiego, Aleksandra, dosadnie pisała o swoim ogromnym, nieustannym strachu o męża. Nastroju nie mogły jej poprawić doniesienia o tym, co nastąpiło w styczniu 1919 roku. Zaraz pod Belwederem ktoś oddał strzał z karabinu. I to w czasie, gdy w rezydencji przebywała głowa państwa.
Incydent pozostawał niewyjaśniony przez niemal stulecie. Ale dzięki Wydawnictwu Literackiemu wreszcie możemy poznać prawdę.
Jan Gawroński: „Sprawcą byłem ja”
Kilka lat temu krakowska oficyna wydała monumentalne pamiętniki Jana Gawrońskiego. Przedwojennego polskiego dyplomaty, pracującego między innymi na placówkach w Niemczech, Szwajcarii, Holandii czy Turcji.
Nim Gawroński (urodzony w roku 1892) podjął służbę w dyplomacji, był żołnierzem, uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej. Jako uczeń warszawskiej podchorążówki przez jakiś czas pełnił też wartę pod Belwederem – siedzibą naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego.
Reklama
Wspomnienia, spisane przed laty, ale dopiero teraz ogłoszone drukiem, zawierają też odniesienie do napaści z 1919 roku. Czy raczej… przyznanie do winy. Gawroński stwierdził otwarcie: „Sprawcą następnego zamachu na Belweder – nie mniej groźnego! – byłem ja”. I wyłożył czytelnikom wszystkie szczegóły:
Stałem na warcie w mroźną księżycową noc na dole za Belwederem w Łazienkowskim Parku, tupiąc nogami z zimna. Nudy straszne! Wtem widzę, że wolnym galopkiem zbliża się zajączek. (…)
Gdy mnie zobaczył, przysiadł i mrugając filuternie, zaczął mi się przyglądać. A ja przecież miałem na ramieniu nabity karabin… niewypróbowany… całkiem nie wiedziałem, jak strzela… Może góruje?… Może dołuje?… Jakżeż będę mógł trafić w serce wroga, jeżeli nie wiem, jak tym starym niemieckim mauzerem celować? A cel właśnie przede mną jest… Prosi się!
Przez moment dyscyplina brała górę. Zając wciąż jednak przyglądał się Gawrońskiemu, tego zaś coraz bardziej i bardziej świerzbiły palce. Wreszcie nie wytrzymał. „Tego już za wiele!” – stwierdził.
Reklama
<strong>Przeczytaj też:</strong> Józef Piłsudski na Syberii. Niewygodne fakty o „zsyłce” przyszłego MarszałkaŻeby taki szarak miał sobie kpić ze mnie, podchorążego? A gdzie żołnierski honor? Zresztą karabin wypróbować – to też obowiązek! Opieram się więc o drzewo, celuję jak się patrzy i naciskam cyngiel…
Huk rozległ się daleko po starym parku… A zając siedzi dalej i robi do mnie perskie oko, poruszając siarczyście wąsami i kłapiąc jednym uchem z protekcyjną pobłażliwością.
Pogoń za dywersantem. „Dla pewności strzeliłem!”
Młody żołnierz już rozważał podjęcie „dalszych wojennych kroków”. Nim jednak znowu podniósł karabin, zbiegli się zaalarmowani hałasem koledzy. Nikomu nie było do śmiechu. Zaraz z cienia wyłonił się oficer dyżurny… „Kto strzelał?” – zapytał szorstko. Gawroński odparł bez myślenia: „Ja”. Ale przecież nie mógł zdradzić że postawił na nogi batalion, bo zachciało mu się z nudy urządzić polowanie.
„W krzakach przemykał się ku pałacowi jakiś cywil i na moje zawołanie nie chciał stanąć, ale zaczął wiać w krzaki, więc dla pewności strzeliłem” – stwierdził bez zająknięcia. „Dobrześ zrobił, ale może ranny, pójdziemy śladem” – odparł z uznaniem zwierzchnik.
Ale ślady były tylko zajęcze, a tych „prawdziwych” to oficerowi w końcu znudziło się szukać. Całe moje szczęście!
Ale nazajutrz w gazetach pojawiła się sensacyjna wiadomość, że „Tej nocy nieznani złoczyńcy dokonali napadu na Belweder, lecz napad ten został szczęśliwie odparty przez naszych bohaterskich podchorążych”.
Reklama
„Pierwszy to raz historyczna prawda o tym napadzie na Belweder zostaje tu podana do publicznej wiadomości” – podkreślił Gawroński na kartach wspomnień. „Chyba mnie już do paki nie posadzą” – dodał. I nie posadzili. Do 1939 roku pracował w dyplomacji, potem zdołał przedrzeć się do Włoch, gdzie pozostał także po wojnie. Napisał kilka książek, zmarł w roku 1983.
Przeczytaj też o tym, jak naprawdę wyglądał pobyt Józefa Piłsudskiego w twierdzy magdeburskiej.
Bibliografia
- Jan Gawroński, Moje wspomnienia 1892-1919, Wydawnictwo Literackie 2016.
1 komentarz