Drugie małżeństwo Władysława Jagiełły nie zostało zaplanowane ani po jego myśli, ani nawet na jego polecenie. Król został przymuszony do działania, czy nawet postawiony przed faktem dokonanym. A potem bardzo się starał odwrócić bieg zdarzeń.
Sławna królowa Jadwiga Andegaweńska była po kądzieli potomkinią dynastii Piastów. Mogła uważać się wprost za legalną zwierzchniczkę czy nawet właścicielkę państwa polskiego. Władysław Jagiełło był z kolei tylko królem elekcyjnym – zaproszonym na tron przez elity i dzierżącym władzę dzięki zawartemu małżeństwu.
Reklama
Śmiertelna choroba „pani przyrodzonej” i „dziedziczki królestwa” – jak oficjalnie określano Jadwigę – groziła politycznym trzęsieniem ziemi. W nowych okolicznościach Jagiełło nie mógł bowiem być pewien lojalności poddanych.
Konająca monarchini doskonale zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństw. Dlatego w lipcu 1399 roku poleciła mężowi, by po jej śmierci zawarł ślub z jedyną panną zdolną ją zastąpić: hrabianką Anną z Celje na obszarze obecnej Słowenii.
(Nie)chciana królowa
Była to wnuczka Kazimierza Wielkiego, ostatnia żyjąca, niezamężna potomkini głównej linii dynastii Piastów. Miała więc podobne rodowe podstawy do panowania nad Wisłą, co sama Jadwiga.
Dla pewności umierająca królowa przedstawiła projekt także najwyższym dostojnikom państwa i zadbała, by ci przymusili króla do właściwych kroków. Jagiełło, przyparty do muru, wysłał posłów do Celje i podjął pertraktacje w sprawie ożenku. Gdy jednak w lipcu 1401 roku Anna Cylejska wreszcie przybyła nad Wisłę, odmówił przypieczętowania związku.
Reklama
W innym artykule wyjaśniałem już, że powodem wcale nie był wygląd Anny. Władysław Jagiełło nabrał wątpliwości nie dlatego, że potencjalna żona mu się nie spodobała, ale głównie z przyczyn ambicjonalnych.
Anna Cylejska była witana nad Wisłą z niezwykłym entuzjazmem i od razu traktowana jak legalna „pani przyrodzona”. Król, zawsze podejrzliwy, a nawet ogarnięty paranoją, zaczął się obawiać, że kobieta okaże się dla niego konkurentką, a nie pomocnicą.
Wygodna wymówka
Wesele, które miało się odbyć bezpośrednio po przyjeździe Anny, zostało odwołane. Jagiełło nie zerwał umowy małżeńskiej, ale chciał na dłużej wstrzymać sprawę. Potrzebował tylko odpowiedniego pretekstu.
Według kroniki Jana Długosza, ostatecznie postawiono na argument edukacyjny. Kronikarz zanotował, że Anna Cylejska „nie znała żadnego języka prócz niemieckiego” i dlatego ze ślubem postanowiono poczekać, aż potencjalna królowa nauczy się mowy przodków.
Reklama
Niezrozumiały warunek
Już sama wiadomość o oświatowych niedociągnięciach Anny budzi wątpliwości. W hrabstwie Celje elita posługiwała się niemieckim, ale lud mówił po słowiańsku. W zamkowych korytarzach stale dawało się też słyszeć język Węgrów, a u podstaw edukacji niezmiennie leżała znajomość łaciny.
Młoda hrabianka nie była pewnie poliglotką, ale niewątpliwie liznęła kilku języków i miała predyspozycje, by łatwiej niż kobiety z innych krajów Rzeszy nauczyć się jednego z narzeczy słowiańskich. Wiele polskich słów przypominało przecież te, które przez lata słyszała z ust służby w rodzinnej siedzibie.
Krakowskim panom, szukającym wymówki dla króla, wygodniej było jednak przyjąć, że przybyszka jest niemotą i nie rozumie nic z tego, co się do niej mówi. Ale prawdziwie niezrozumiałe były raczej ich oczekiwania.
Czy od polskich królowych wymagano znajomości języka polskiego?
W historii średniowiecznej Polski nie jest znany żaden inny przypadek, gdy decyzja o wyniesieniu do władzy lub o dynastycznym małżeństwie została wprost uzależniona od nauki języka. Innymi słowy: na ile można stwierdzić, żadnej (potencjalnej) królowej nie postawiono takiego warunku, co Annie Cylejskiej.
Reklama
Kazimierz Wielki miał dwie (lub trzy, jeśli uwzględnić szemrany związek z Krystyną Rokiczaną) zagraniczne żony i nie opóźnił ślubu z żadną z nich ze względu na zdolność do komunikacji.
Tylko przy jego pierwszym ślubie, z przybyszką z pogańskiej Litwy, doszło do pewnego odstępu między przyjazdem a ceremonią, żadne źródło nie wiąże go jednak z problemami komunikacyjnymi.
Jadwiga Andegaweńska w chwili przybycia nad Wisłę ledwo dukała po polsku, a jednak już po trzech dniach koronowano ją na króla. Tak samo było z Władysławem Jagiełłą: najpierw przywdział koronę, a dopiero później nauczył się szeleszczącej mowy nowych poddanych. Wyłącznie od Anny Cylejskiej oczekiwano więcej.
Niezmienny brak oczekiwań
Co warto podkreślić, także w kolejnych wiekach znajomość polszczyzny nie uchodziła za obowiązkową. Od schyłku XVI stulecia, za czasów królów elekcyjnych, stało się nawet normą, że królowe w ogóle nie próbowały uczyć się nowej mowy i posługiwały się nad Wisłą własnym językiem.
Reklama
Habsburskie żony polskich Wazów – Anna, Konstancja i Cecylia Renata – stale mówiły tylko po niemiecku i wprowadziły ten język na dwór, faktycznie usuwając stamtąd polszczyznę. Ludwika Maria Gonzaga wprawdzie usiłowała się uczyć polskiego, ale z ograniczonym skutkiem. Na co dzień zdecydowanie wolała posługiwać się francuskim.
Dobrze zaznajomiona z językiem polskim była dopiero Maria Kazimiera Sobieska, dorastająca nad Wisłą. Żony Sasów znów jednak nie znały polskiego. I znów nie robiono im z tej przyczyny jakichkolwiek problemów.
***
O następczyni królowej Jadwigi piszę znacznie szerzej w książce pt. Damy Władysława Jagiełły (Wydawnictwo Literackie 2021). Artykuł, który przeczytałeś powstał właśnie na jej podstawie. Pełna bibliografia tematu znajduje się w książce.