Donosiciele byli prawdziwą plagą okupowanej Polski. Przez listy od „życzliwych” dziesiątki tysięcy ludzi dostały się w łapy siepaczy z gestapo. Rosnąca z roku na rok skala zjawiska sprawiła, że podziemne władze nie mogły pozostać obojętne. Jak oceniano denuncjatorów?
Szacuje się, że aż 1/3 osób aresztowanych przez Niemców w okupowanej Polsce „wpadła” w wyniku donosów. Liczba ta, chociaż bardzo wysoka, nie powinna dziwić. Już w grudniu 1940 roku „Biuletyn Informacyjny” (pełniący rolę centralnego organu prasowego Związku Walki Zbrojnej, a później Armii Krajowej) z nieukrywanym oburzeniem pisał, że:
Stwierdzamy mnożenie się anonimowych i nieanonimowych donosów i denuncjacji skierowanych do policji niemieckiej przez wyrzutków polskiego społeczeństwa pochodzących z różnych warstw społecznych. Denuncjowani są ukrywający się wojskowi, domniemani działacze niepodległościowi, domniemani kolporterzy, lokale spotkań konspiracyjnych etc.
Donosicielem jest…
W kolejnych miesiącach sytuacja tylko się pogarszała. W związku z tym na początku kwietnia 1941 roku na łamach pisma postanowiono dokładnie wyjaśnić kim jest „donosiciel”.
Najwidoczniej określenie budziło wątpliwości. Autor artykułu poczuł się w obowiązku wymienić całą listę zdawać by się mogło oczywistych przykładów. Czytelnicy dowiadywali się, że:
Reklama
Donosicielem jest chłop, który poda urzędnikowi okupacyjnemu nazwiska sąsiadów zabijających świnie, nie rejestrujących krów, mielących tajnie zboże. Donosicielem jest robotnik, skarżący się wobec niemieckiego zwierzchnika na towarzyszy praca lub swego przełożonego – Polaka.
Donosicielem jest kupiec, piszący do wroga o konkurencie nie przestrzegającym urzędowego cennika. Donosicielem jest Polak-urzędnik, przedstawiający wrogowi fakty i nazwiska, mogące pociągnąć za sobą prześladowania.
Donosicielami są wreszcie wszelkiego rodzaju szumowiny, których nie brak we wszystkich warstwach społecznych narodu i które z chęci zysku, lub z zemsty, lub z jakichś innych powodów donoszą wrogowi o lokalach konspiracyjnych, o niepodległościowcach, o czytających pisemka, o przechowujących broń itd.
3500 wyroków śmierci
W dalszej części artykułu autor uderzał w moralizatorskie tony i groził surowymi konsekwencjami, jakie czekały na donosicieli. Pisał między innymi, że:
Donosicielstwo-denuncjacja jest jedną z największych podłości, jaką człowiek może popełnić. Podłość ta swoją ohydą rani najboleśniej dumę narodową i domaga się zadośćuczynienia. Domaga się usunięcia ze społeczeństwa typów nie nadających się do polskiej wspólnoty narodowej.
Podajemy do wiadomości publicznej, że czynne są w Kraju Sądy Specjalne, których zadaniem jest rozpatrywanie i wyrokowanie w sprawach zdrady i denuncjacji. […]
Jeżeli kto ma poważny materiał dowodowy, dotyczący zdrajcy lub donosiciela – powinien ten materiał starannie sprawdzić, ściśle sformułować i znaleźć drogę do przekazania właściwym czynnikom niepodległościowym.
Jeżeli ktoś, kto zna zdrajcę lub donosiciela, nie ma możności przekazania jego sprawy Sądowi Specjalnemu już teraz – powinien posiadane dowody starannie przechować. Straszna kara nie może minąć żadnego zdrajcy i donosiciela – obojętnie, czy nastąpi ona za miesiąc czy za parę lat.
Podajemy do wiadomości publicznej, że świadome donosicielstwo z chęci zysku lub zemsty jest karane śmiercią.
O tym, że wspomniane sądy miały pełne ręce roboty najlepiej świadczy fakt, że w czasie okupacji wydały około 3500 wyroków śmierci. 2500 z nich zostało wykonanych przez egzekutorów Armii Krajowej.
Przeczytaj również o tym jak wyglądał oficjalny „dekalog” powstańca warszawskiego.
Bibliografia:
- Biuletyn informacyjny. Część I. Przedruk roczników 1940-1941, „Przegląd Historyczno-Wojskowy” 2 (53)/Specjalny 1 (190) (2001).
- Andrzej Chwalba, Okupacyjny Kraków w latach 1939-1945, Wydawnictwo Literackie 2011.
- Jacek Wilamowski, Srebrniki Judasza. Zdrada i kolaboracja–konfidenci niemieckich władz bezpieczeństwa w okupowanej Polsce 1939-1945, Agencja Wydawnicza „CB” 2004.
Reklama