Ostatnie pewne informacje na temat Bursztynowej Komnaty pochodzą z początku 1944 roku. Na zamku w Königsbergu (obecnym Kaliningradzie), gdzie Niemcy eksponowali zrabowany zabytek, doszło do pożaru. Z jego powodu bursztynowe panele zostały zdemontowane i zapakowane do skrzyń. Tak zaczęła się zagadka do dzisiaj nurtująca tysiące fascynatów historii i poszukiwaczy skarbów. Gdzie wywieziono i ukryto „ósmy cud świata”?
Pierwsze poszukiwania komnaty zaczęły się już w 1945 roku. W ślad za Armią Czerwoną Stalin posłał tak zwane brygady trofiejne, których zadaniem było odzyskiwanie zagrabionych zabytków oraz poszukiwanie łupów wojennych, w tym dóbr kultury.
Reklama
Część brygady trofiejnej, która prowadziła swoje działania w Königsbergu, zmusiła do pomocy Alfreda Rhodego: specjalistę od zabytków, który do niedawna sprawował pieczę nad Bursztynową Komnatą, a prawdopodobnie stał też za jej ukryciem w nieznanym miejscu. Nazista obiecywał swoje wsparcie i wskazał najlepsze miejsca poszukiwań.
Zgodnie ze wskazówką Rhodego sowieccy żołnierze ruszyli do pałacu Ottona Schwerina w Dzikowie Iławieckim.
Na miejscu członkowie brygady trofiejnej dziwili się, że ich „ekspert” nie zajmuje się lokalizowaniem zaginionego skarbu, ale tylko… szuka jedzenia.
Rhode wiedział jednak co robi. Czy też raczej: dobrze wiedział, że komnata znajduje się w innym miejscu. Nie wyjawił jednak prawdy i zmarł zanim ją z niego wyduszono.
Dwa podwodne tropy
Istnieją dwie szczególnie popularne teorie wyjaśniające, dlaczego komnata przepadła na dobre. Ostatnio zostały one przypomniane na kartach książki Włodzimierza Antkowiaka pt. Poszukiwacze zaginionej komnaty.
Reklama
Jedna mówi, że tajemnica nierozerwalnie wiąże się z losem statku “Wilhelm Gustloff”, który 30 stycznia 1945 roku, w drodze do Rzeszy, został zatopiony przez sowiecki okręt podwodny. Oprócz tysięcy uchodźców i rannych, ewakuujących się z Prus Wschodnich jak najdalej od Rosjan, na pokładzie jednostki miały się znajdować właśnie skrzynie z Bursztynową Komnatą.
Według alternatywnej teorii skarb zapakowany został na pokład parowca Karlsruhe, ostatniego niemieckiego statku, który opuścił port w Königsbergu, przed tym jak Armia Czerwona przejęła kontrolę nad miastem.
Obie wersje zdarzeń łączy wspólny mianownik: wraki spoczywają na dnie Bałtyku.
Bursztynowa Komnata w za płotem u rolnika
Co jednak jeśli Komnata pozostała na lądzie? Wiele miejsc przykuwało i wciąż przykuwa uwagę poszukiwaczy skarbów. Jedno z najczęściej wspominanych to Ząbkowice Śląskie. Czyżby miasteczko oprócz słynnego kanibala Karla Denke, mogło poszczycić się jeszcze jednym ciekawym magnesem na turystów?
W latach osiemdziesiątych XX wieku pojawił się człowiek, który twierdził, że osłaniał konwój z zabytkami Königsbergu. Według jego wiadomości komnatę ukryto w ząbkowickim gospodarstwie.
Reklama
Polskie władze podchwyciły temat. W pierwszych miesiącach stanu wojennego podjęto oficjalne poszukiwania przy udziale wojska i milicji. Do prac został skierowany ciężki sprzęt, koparki i spychacze.
Właścicieli gruntu nikt nie zapytał o zdanie, a tym bardziej pozwolenie. Ich zabudowania otoczono kordonem bezpieczeństwa i podjęto szeroko zakrojone działania.
Długa lista alternatyw
Nie znaleziono nic. Podobnie w Pasłęku, na Zalewie Wiślanym, w forcie Srebrna Góra, w Radzikowie, Książu… A to tylko wybrane z miejsc, które wymienia – jako szczególnie prawdopodobne – autor książki Poszukiwacze zaginionej komnaty.
Eksploratorzy nie mają wątpliwości: zabytek nie mógł się rozpłynąć w powietrzu. Czy więc jego odnalezienie to tylko, jak twierdzą niektórzy, kwestia czasu i pieniędzy?
Bibliografia
Artykuł powstał w oparciu o książkę Włodzimierza Antkowiaka pt. Poszukiwacze zaginionej komnaty. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Bellona w 2021 roku.
4 komentarze