"Jesteśmy ZAMUROWANI". Jakie wiadomości wysyłali ludzie zamknięci w getcie?

Strona główna » II wojna światowa » "Jesteśmy ZAMUROWANI". Jakie wiadomości wysyłali ludzie zamknięci w getcie?

Czy ci, którzy zostali zamknięci w getcie wiedzieli, na jakie narażeni są niebezpieczeństwo? A może mieli nadzieję na normalne życie? O tym, jakie wieści docierały od krewnych z warszawskiego getta, opowiada Jerzy Dynin.

Jerzy Dynin, wiedziony złym przeczuciem, bronił się z całych sił przed zamieszkaniem w getcie. O jego oporze i o tym, jak zdołał przekonać rodzinę do pozostania w ukryciu pisałam już w TYM artykule.

„Zdawałem sobie sprawę, co to znaczy pójść do getta. To znaczyło KONIEC, a wyjścia innego nie było” – wspomina na kartach niedawno wydanej książki Aryjskie papiery.


Reklama


Takich jak on – pesymistów, widzących w gettach ogromne zagrożenie – było jednak niewielu. „Wrodzony żydowski optymizm odpychał od nas wszystkie myśli o grożącym nam niebezpieczeństwie” – przyznawał sam Dynin, spisując relację z czasów niemieckiej okupacji.

W efekcie wielu Żydów zgodziło się na zamknięcie w wydzielonych dzielnicach. Niektórzy nie widzieli innego wyjścia; inni mieli nawet nadzieję, że ich los w ten sposób się poprawi, skoro – jak im obiecywano – będą mogli utworzyć żydowski samorząd. Wśród tych, którzy trafili do getta, znaleźli się również krewni Jerzego z Warszawy.

Początkowo wydawało się, że w getcie będzie można spokojnie żyć. A przynajmniej taką wielu Żydów żywiło nadzieję (fot. Bundesarchiv / Cusian, Albert / CC-BY-SA 3.0).

„Szczęście!”

Rodzina Dyninów (Jerzy, jego rodzice i młodsza siostra), która po wybuchu wojny przeniosła się do Wilna, przynajmniej z początku była w stanie utrzymywać kontakt listowny z mieszkającymi w stolicy krewnymi. Jerzy pisał później w książce Aryjskie papiery, że on i jego najbliżsi ze zgrozą obserwowali, jak pętla wokół ich kuzynów, wujków i ciotek się zaciska:

Krewni pisali nam, że wyszło już oficjalne rozporządzenie o ustanowieniu obszaru wydzielonego tylko dla Żydów. Nasi krewni mieszkali akurat przy ulicy Świętojerskiej, więc nie musieli się przeprowadzać („szczęście!”). Powodowani złym przeczuciem, pisaliśmy, aby nie dali się zamknąć w getcie i wyjechali z Warszawy.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Widziałem Zagładę. Traumatyczne wspomnienia Żyda zmuszonego bezczynnie obserwować niemieckie zbrodnie

Niestety bliskim Jerzego nie udało się uniknąć zamknięcia. Mężczyzna wspominał:

Parę tygodni przed ostateczną izolacją getta ciocia Rysia kilkakrotnie w listach dała nam dwuznacznie do zrozumienia, że jest możliwość fikcyjnego przejścia na wiarę chrześcijańską i uniknięcia przez to pozostania w getcie.


Reklama


W końcu jednak otrzymaliśmy od niej wiadomość, że są „ZAMUROWANI”. Byli więc zdani na łaskę i niełaskę wroga, o którego okrucieństwie mieli niewielkie pojęcie.

Byliśmy zrozpaczeni. Podświadomie zdawaliśmy sobie sprawę, że zagraża im wielkie niebezpieczeństwo.

Artykuł powstał w oparciu o wspomnienia Jerzego Dynina, wydane pod tytułem Aryjskie papiery (Prószyński i S-ka 2019).

Paczki, pieniądze i… kurs szycia

Jeszcze przez jakiś czas po całkowitym odcięciu getta od reszty miasta członkowie dalszej rodziny pozostawali w kontakcie z Dyninami. Jak w Aryjskich papierach opowiadał Jerzy, on sam i jego rodzice zdawali sobie sprawę, że bliscy potrzebują pomocy. Jednak przynajmniej początkowo ich sytuacja nie wydawała się beznadziejna:

(…) w dalszym ciągu posyłaliśmy im paczki żywnościowe i pieniądze. Jednego dnia dostali trzy paczki jednocześnie. Pisali potem, żeby im za dużo nie wysyłać, gdyż boją się mieć nieprzyjemności z powodu zbytnich zapasów.


Reklama


Krewni starali się też w miarę możliwości utrzymać choćby pozory normalnego życia. W jednym z listów ciocia Dynina poinformowała nawet, że zapisała się na… trzyletni kurs kroju i szycia! „Biedna, nie wiedziała, że nie dojdzie do połowy” – gorzko komentował Jerzy.

W wiadomościach z Warszawy pojawiały się jednak i bardziej przejmujące wyznania. Babcia autora Aryjskich papierów pisała, że „zazdrości krewnym siedzącym na zsyłce w okolicy Archangielska”. Chłopak najpierw uznał to za zabawne – dopiero po jakimś czasie, gdy i do niego dotarł koszmar wojny, w pełni zrozumiał sens tego stwierdzenia.

Targ w getcie warszawskim (fot. Bundesarchiv / Cusian, Albert / CC-BY-SA 3.0).

„Ona nie mogła zginąć…”

Z biegiem czasu listy od rodziny, często opatrzone pieczęcią „Judenrat Warschau”, przychodziły coraz rzadziej. W końcu w kontaktach między krewnymi zapadła cisza, która miała potrwać do końca wojny.

Także Jerzy, jego matka i siostra skupili się na własnym przetrwaniu (o tym, jak udało im się ukryć swoje pochodzenie przed Niemcami, pisaliśmy TUTAJ).


Reklama


Dalsze losy swoich bliskich Dyninowie poznali dopiero po wyzwoleniu Warszawy. Odnaleziona kuzynka ze strony ojca, Rachelka, przekazała im, że niemal cała rodzina zginęła. Nie tylko dorośli, ale także mała Majusia, której śmierć Jerzy przeżył najsilniej.

„Nie, to zły sen” – notował w dzienniku. „Ona nie mogła zginąć. Takie dziecko jak na świętym obrazku…”.

Pełną historię Jerzego Dynina i jego rodziny poznasz sięgając po książkę Aryjskie papiery  – niezwykłą relację z czasów wojny.

Polecamy

Bibliografia:

Ilustracja tytułowa: kobieta przeprowadzająca się do getta (fot. domena publiczna).

Autor
Anna Winkler
Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.