14 października 1806 roku wojska Napoleona rozgromiły pruską armię w bitwie pod Jeną-Auerstedt. Po wkroczeniu do Berlina już tylko krok dzielił Cesarza Francuzów od polskich ziem. Z wojskowego punktu widzenia było oczywiste, że poderwanie do walki Polaków ułatwi Wielkiej Armii dalszą ofensywę na wschód i unicestwienie gasnącego pruskiego oporu. O pomoc w zmobilizowaniu ludności nad Wisłą do chwycenia za broń postanowiono zwrócić się do Tadeusza Kościuszki. Jego odpowiedź jednak zdecydowanie nie spodobała się Francuzom o czym pisze Sławomir Leśniewski w książce pt. Kościuszko. Rysa na pomniku?
Zabiegi o uzyskanie przychylności Naczelnika i skłonienie do współpracy rozpoczęły się już w końcu października. Doskonały pretekst do zaaranżowania spotkania z Kościuszką i wysondowania, co myśli o istniejącej sytuacji i jakie ma zamiary, stanowiły jego imieniny.
Reklama
Odezwa do Polaków
Na tradycyjny już bankiet wydany 28 października przybyły znaczące osobistości życia politycznego na czele z ministrem spraw wewnętrznych i pierwszym policjantem Francji, Josephem Fouché i grupą senatorów.
Kościuszko był fetowany i komplementowany, wspominano jego chlubną przeszłość, a hrabia Ségur, pełniący obowiązki mistrza ceremonii i czuwający nad przebiegiem uroczystości, obok uhonorowania szacownego solenizanta wzniósł uroczysty i gorąco przyjęty przez wszystkich obecnych toast za odbudowę wolnej Polski. Nie ma wątpliwości, że w takiej atmosferze Kościuszko musiał odczuwać wielką satysfakcję i swoją ważność.
W tym samym czasie przybyły z Włoch Dąbrowski wraz z Józefem Wybickim redagowali odezwę do Polaków, której treść ostatecznie zatwierdził Napoleon, w pierwszym jej zdaniu nazwany Wielkim i Niezwyciężonym, co zapewne mile połechtało jego miłość własną. Odezwa kończyła się słowami:
Powstańcie i przekonajcie go, iż gotowi jesteście krew toczyć na odzyskanie Ojczyzny. Wie, iż jesteście rozbrojeni, broń i oręż z rąk jego otrzymacie. […] Wkrótce Kościuszko, wezwany przez niezwyciężonego Napoleona, przemówi do Was z jego woli.
Jednak ten, który miał przemówić z woli innego, i którego głos — co jasno wynika z treści odezwy — ważył tak wiele, nic jeszcze o tym nie wiedział! Cesarz musiał szybko i skutecznie działać, aby zyskać w Kościuszce sojusznika i wydobyć z niego deklaracje i oświadczenia, na których mu zależało. Nie tracąc czasu, puścił w ruch machinę mającą Naczelnika do tego skłonić.
„Niech pan mu powie, żeby przyjechał jak najśpieszniej”
3 listopada przesłał do Fouchégo list — jego treść cytuje w książce Księstwo Warszawskie Barbara Grochulska — ze ścisłymi wskazówkami w sprawie potraktowania Kościuszki:
Reklama
Niech pan mu powie, żeby przyjechał jak najśpieszniej, ale w zupełnej tajemnicy, pod jakimś innym nazwiskiem. Zgłosi się albo do generała Dąbrowskiego albo wprost do marszałka Duroca. Proszę mu dać pieniądze, ile będzie potrzebował. Niech zabierze z sobą wszystkich Polaków, którzy są przy nim. Pragnę, by to wszystko utrzymane było w największej tajemnicy.
Cesarz pisał z pozycji wyższości, traktując byłego Najwyższego Naczelnika niczym najmitę, z którym kontakty należy jak najdłużej zachować w sekrecie. Nie do końca chyba rozumiał, że już samym tym sposobem zachowania dodatkowo zrazi do siebie Polaka, pogłębiając towarzyszącą mu już od kilku lat ugruntowaną głęboką niechęć do swojej osoby.
Jakby zapomniał o tragedii polskich oddziałów wysłanych na San Domingo do tłumienia powstania Murzynów i wywołanym tym rezonansie w polskich środowiskach emigracyjnych. Jak celnie zdiagnozowała sytuację Grochulska,
Jednocześnie rósł w Paryżu powoli opór przeciwko autokracie, formowała się opinia, która coraz wyraźniej oddzielała Napoleona od rewolucji i nie wierzyła już w słuszność nieustannych wojen. Nacisk tej opinii, w której kręgu obracał się wtedy Kościuszko, nacisk środowiska republikanów, którzy się nie mogli pogodzić z cesarstwem, najbardziej chyba nań oddziałał.
Reklama
Gorycz niepowodzenia delikatnej misji jako pierwszy miał przeżyć Fouché, który wybrał się do Berville. O przebiegu spotkania Kościuszki z ministrem Napoleona szczegółową relację pozostawił Leonard Chodźko. Tylko czy akurat jemu należy we wszystkim bezwarunkowo wierzyć?
Konieczne gwarancje dla Polski
Naczelnik od początku rozmowy miał być nieufny i z goryczą wyliczał fatalne doświadczenia swoich rodaków walczących również u boku Francuzów. Wspominał o zwycięskiej dla Napoleona bitwie pod Austerlitz, stoczonej w grudniu 1805 roku, której konsekwencje nie przyniosły Polakom żadnej korzyści. A przecież Wielka Armia rozbiła w niej połączone wojska cesarza Austrii i cara Aleksandra I!
W konkluzji podjęcie współpracy z cesarzem uzależnił od udzielenia przez niego dla Polski „niejakich gwarancji i niejakich zabezpieczeń”. Zirytowało to rozmówcę, który zadał nasączone ledwie skrywaną irytacją pytanie, czy Kościuszko zamierza „traktować z cesarzem jak państwo z państwem?”. Po takim wstępie z obu stron dalsza wymiana zdań mogła się potoczyć już tylko w jednym kierunku. Kościuszko wyraził swoje oczekiwania, które wedle Chodźki brzmiały następująco:
Niechaj cesarz Napoleon ogłosi, że nadeszła chwila, w której Polska może i powinna powstać, niech oświadczy, wzywając Polaków pod broń, iż pragnie przyłożyć się ze skutkiem do odrodzenia naszego kraju, dając stosowną konstytucję, ogłaszając równość polityczną wszystkich bez różnicy mieszkańców, jak to jest we Francji.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Wówczas Polacy będą mu wierni. […] Pod takimi warunkami, które nie są ani przykazem, ani rozkazem, ale radą najszczerszą i prawdziwie polityczną — oddaję się duszą i ciałem.
Napoleon nie zgodzi się na żadne warunki
Jeśli te słowa rzeczywiście wypowiedział, to oznaczałoby to tyle, że był gotów złamać przysięgę złożoną Pawłowi I. Albo najzupełniej przeciwnie. Może to właśnie one, gdy przy ich użyciu stawiał przed cesarzem warunki co najmniej wygórowanie ciężkie, a może nawet do spełnienia przez niego w tamtym momencie niemożliwe, z czego Kościuszko jako człowiek wybitnie inteligentny musiał sobie przecież zdawać sprawę, stanowiły wystarczające zabezpieczenie przed utratą honoru w przypadku jej niedotrzymania?
Reklama
Jakże wyjątkowo ciężka musiała być kula u nogi, którą zawiesił sobie wraz z niewidzialnymi kajdanami feralnego listopadowego dnia 1796 roku, kiedy drżąc z przejęcia, składał podpis pod „straszliwą” przysięgą… Fouché nie „zawiódł” go, kiedy zripostował stwierdzeniem, że Napoleon nie zgodzi się na żadne warunki i „trzeba mu się oddać ślepo i być posłusznym jego woli”.
Kościuszko nie zamierzał tego uczynić; jako carski jeniec był już raz posłuszny woli swoich pogromców, w jego sercu i głowie brakowało woli na powtórny, równie dewastujący psychikę uczynek. Fouché widząc, że niewiele wskóra, użył ostatniej karty. Pokazał Kościuszce gotową treść proklamacji i stwierdził, że jeśli nawet nie uzyska jego podpisu, to i tak dokument zostanie rozpowszechniony, zaś cenzura nie przyjmie żadnych sprostowań ze strony Naczelnika.
„Byłoby dobrze, żeby przybył”
Raport Fouchégo z rozmowy z Naczelnikiem skwitował Bonaparte stwierdzeniem: „Jeśli Kościuszko chce przyjechać, to dobrze, jeśli nie — obejdziemy się bez niego. Byłoby dobrze, żeby przybył”. W jego ustach pojawiło się podobno również siarczyste przekleństwo pod adresem upartego Polaka. Skrytykował jednak pomysł ministra z projektem sfabrykowanej odezwy i zabronił jej rozpowszechnienia.
Przyzwyczajony do krętactw Fouché postawił jednak na swoim i ryzykując gniew cesarza, kilka tygodni później nakazał jej opublikowanie w paryskim piśmie „La Publicité”. Wszechwładny minister w odzewie na swój postępek otrzymał dwa listy.
Pierwszy od cesarza, który jeszcze tego samego dnia, 18 grudnia, przeczytawszy artykuł prasowy ze wspomnianą fałszywką, mocno zganił go, pisząc, że nie trzeba posuwać się do kłamstw, skoro mówienie prawdy może przynieść lepszy skutek, a Kościuszko już do niczego nie jest potrzebny.
Znając potęgę cesarskiej propagandy i skali używanych przez nią kłamstw, a także zawód, jaki spotkał Napoleona, jego słowa nie były do końca szczere. Drugi list pochodził od Kościuszki, który nie dość uważnie wsłuchał się w słowa Fouchégo i naiwnie zażądał sprostowania. Oczywiście jego zabiegi okazały się bezskuteczne. Częściowej satysfakcji Naczelnik miał się doczekać dopiero po upadku Cesarstwa.
Reklama
Ale tylko w tym zakresie, że Fryderyk Brockhaus, który w wydanym w Lipsku dziele Conversations Lexicon umieścił informację o odezwie nego pominąć tę informację w kolejnym wydaniu dzieła; stało się to jednak dopiero w 1835 roku.
Zmasowana krytyka Kościuszki
Presja ze strony francuskiego ministra i jego niewdzięczne zachowanie nie były dla Kościuszki równie bolesne, jak zachowanie niektórych rodaków. Niewykluczone zresztą, że za ich postępowaniem stał Fouché. Na Naczelnika spłynęła zmasowana krytyka ze strony pozostających na emigracji we Francji tych spośród Polaków, głównie mieszkających w Paryżu, którzy zdecydowanie opowiadali się za związaniem losów Polski z Napoleonem i widzących w nim jej wskrzesiciela.
Dla nich wszystkich stanowisko Kościuszki było zaskakujące i szkodliwe. Wskazywali na ślepy upór, opatrznie pojętą dumę, a nawet gnuśność, okazywane w momencie o przełomowym dla ojczyzny znaczeniu. Nie rozumieli, dlaczego wódz powstańczy zdecydował się stanąć na czele narodu i poprowadzić go w straceńczej wojnie przeciwko imperium Katarzyny Wielkiej, a nie chce uczynić tego w sprzyjającej sytuacji i w sojuszu z potężnym sprzymierzeńcem?
Krytyczna ocena Napoleona
Zapewne właśnie ich głosy spowodowały, że pod koniec stycznia 1807 roku Kościuszko sięgnął po pióro i w liście do Fouchégo wyłuszczył motywy swojego działania oraz raz jeszcze przedstawił warunki, jakie powinien wypełnić Napoleon, aby on sam mógł podjąć z nim bliską i szczerą współpracę.
Reklama
Obok deklaracji wprowadzenia ustroju na wzór panującego w Anglii i uwłaszczenia chłopów odbudowana przy pomocy cesarza Francuzów Polska miała sięgać od Rygi do Odessy i od Gdańska do granicy z Węgrami. Napoleon po zapoznaniu się z listem ocenił przedstawione warunki jako zupełnie nierealne i oderwane od rzeczywistości, a o Kościuszce wypowiedział się w opryskliwy i lekceważący sposób słowami zacytowanymi na wstępie rozdziału.
Zaczął jednocześnie podejrzewać, że pozostaje on pod wpływem Adama Jerzego Czartoryskiego, bliskiego przyjaciela cara Aleksandra I, w latach 1804–1806 ministra spraw zagranicznych Imperium Rosyjskiego.
W każdym razie dla Napoleona wczesną zimą 1807 roku Kościuszko przestał istnieć jako polityczny partner, tracąc tym samym szansę na odegranie historycznej roli i przeżycie, być może, drugich Racławic, co pozwoliłoby mu wyprzeć z pamięci traumatyczne wydarzenia spod Maciejowic.
A przecież pomimo opisanego zachowania bieg wydarzeń dał mu jeszcze jedną możliwość odegrania dziejowej roli i zasłużenia się Polsce i rodakom. Otrzymał ją już niebawem, kiedy Rosjanie po przegranej kampanii i pogromie ich armii w bitwie pod Frydlandem 14 czerwca 1807 roku poprosili o pokój, a wkrótce później w Tylży decydowały się losy podzielonej przez Napoleona i Aleksandra I Europy.
Reklama
Czy historia mogła potoczyć inaczej?
Również okrojonej, ale przywróconej do życia Polski. Czy Kościuszko, gdyby się tam raczył pofatygować, mógłby wpłynąć na korzystniejsze dla Polaków decyzje? Nie wiadomo. Ale dla niektórych historyków — chociażby Skałkowskiego i Emanuela Halicza, autora opracowania Geneza Księstwa Warszawskiego — nie ulega wątpliwości, iż właśnie tak by się stało.
Są przekonani, że szala przetargów, cięższa o autorytet Najwyższego Naczelnika, wydatnie przechyliłaby się na stronę Polaków. Być może Prusy zniknęłyby z mapy kontynentu, a Księstwo Warszawskie uzyskało więcej terytoriów? Piękna królowa Luiza pruska zjechała do Tylży i używając różnych argumentów, wyprosiła łaskę dla własnego kraju; Kościuszko, co prawda pozbawiony jej urody, ale przecież posiadający inne argumenty, nawet nie spróbował podjąć takiego trudu.
W tym miejscu nie od rzeczy będzie refleksja, że polityczne drogi dwóch tak bardzo nietuzinkowych postaci obdarzonych ogromną charyzmą i mających realny wpływ na losy swoich narodów — największego z Francuzów (za takiego uważał się bowiem słynny Korsykanin) i wielkiego Polaka — diametralnie się rozeszły i zapewne stało się to z ogromną szkodą dla interesów Polski.
Zresztą Kościuszko był wyjątkowo zasadniczy i zadziwiająco konsekwentny w swoim uporze wobec Napoleona. Ustawił się w pozycji bezkompromisowego patrioty, na którego cnotę dybie człowiek przewrotny, zły i pragnący jedynie wykorzystać Polskę dla własnych celów.
Reklama
Traktując odważnych do szaleństwa i zauroczonych nim Polaków wyłącznie jako mięso armatnie, a utworzone jako namiastkę państwa Księstwo Warszawskie jako wysunięty na wschód bastion cesarstwa, który po wykonaniu swojej militarnej roli można w każdej chwili pozostawić swojemu własnemu losowi.
Jedyny człowiek, który mógł odbudować Polskę
Było w tym dużo prawdy, ale hodując w sobie takie przekonanie, Kościuszko odrzucił oczywisty fakt, iż Napoleon Bonaparte w pierwszym piętnastoleciu XIX wieku był jedynym w Europie człowiekiem, który mógł wydźwignąć Polskę na niepodległość.
I zapewnić jej byt, może nie „od Rygi do Odessy”, jak tego chciałby w swym nierealnym oczekiwaniu Kościuszko, ale zaznaczony obecnością na mapie kontynentu. Innych chętnych do tego brakowało. A poza tym — tu zacytuję Waldemara Łysiaka z Napoleoniady:
Czy Wybicki, Dąbrowski, Potocki, Poniatowski i tysiące innych Polaków wszystkich odcieni, «prawicowi» arystokraci i «jakobini», którzy — odmiennie niż Kościuszko — z całą energią zabrali się do budowania i umacniania stworzonego przez Napoleona Księstwa Warszawskiego, nie byli patriotami i nie dbali o interes ojczyzny? Kimże więc byli i o co im chodziło?.
Gwoli ścisłości — Wybicki w pierwszym momencie był również mocno uprzedzony do Napoleona i kontestował jego politykę wobec Polski, ale potem zmienił nastawienie.