Niszczycielska wojna z lat 1655-1660 nie miała sobie równych we wcześniejszej ani późniejszej historii Polski. Na skutek działań najeźdźców ludność kraju skurczyła się o przynajmniej ¼. Szwedzi ograbili Rzeczpospolitą ze wszelkiego bogactwa, palili miasta, burzyli pałace, wpędzali chłopów w najgorszą nędzę. Nie mieli litości. Jak o tych wydarzeniach pisze szwedzki historyk Herman Lidqvist w książce Przez Bałtyk, pierwotnie przygotowanej z myślą o szwedzkich odbiorcach?
Rzeczpospolita szlachecka wyszła z tej wojny zrujnowana, panował głód, szerzyły się epidemie. Straty ludności szacowano na 25 procent. W miastach ubyło 60–80 procent mieszkańców. Wiele małych miasteczek nie zdołało się podnieść do dawnej świetności. Stały się mało znaczącymi wioskami, w których dawni mieszczanie, zamiast prowadzić interesy, musieli obsiewać i orać pola.
Reklama
Do najciężej dotkniętych należał prześwietny niegdyś Kraków, trzykrotnie okupowany: przez polskich obrońców, przez armię szwedzką wraz z sojuszniczą Transylwanią i wreszcie przez wojska polskie i austriackie. Każda okupacja wiązała się z rabowaniem, paleniem i zniszczeniem. Na koniec miasto popadło w ruinę i w dużej części nie nadawało się do zamieszkania.
Populacja ludności żydowskiej zmalała o 10 procent, z czego większość została zabita, a reszta uciekła za granicę. Bez szwanku wyszły z tej wojny tylko trzy większe miasta: Gdańsk, Zamość i Lwów.
Polacy nie zapomnieli. Każdego dnia gdzieś w kraju rozbrzmiewa polski hymn, którego tekst zaczyna się od słów: „Jeszcze Polska nie zginęła”, a potem w trzeciej zwrotce następuje nawiązanie do tej wojny: „Jak Czarniecki do Poznania po szwedzkim zaborze, dla ojczyzny ratowania rzucim się przez morze”. W szwedzkim hymnie natomiast nie śpiewa się o Szwecji (szwedzki hymn powstał w czasie, gdy Szwecja była w unii z Norwegią, dlatego nie wspomina się w nim o Szwecji, tylko o Skandynawii).
Była to pierwsza okupacja w dziejach Polski. Przez sześćset lat żadna z wojen czy potyczek zbrojnych nie skończyła się dotąd najazdem i zajęciem całego kraju przez agresorów.
Reklama
Zniszczenia większe niż w wojnach światowych
Według profesora Andrzeja Rottermunda, który zarządzał zbiorami na Zamku Królewskim w Warszawie w latach 2001–2015, szkody materialne poniesione podczas wojny ze Szwecją były większe niż suma szkód z pierwszej i drugiej wojny światowej.
Sto osiemdziesiąt osiem całkowicie zniszczonych miast i miasteczek, w tym całkowicie zrujnowana Warszawa. W liczącym przed wojną dwadzieścia tysięcy mieszkańców mieście ocalało zaledwie dwa tysiące ludzi. W gruzach leżało osiemdziesiąt jeden pałaców i sto trzydzieści sześć kościołów.
Szacuje się, że większe miasta, takie jak Poznań czy Kraków, utraciły co najmniej połowę ludności. W wielu częściach kraju ucierpiało ponad 60 procent gruntów rolnych. W północnowschodniej Polsce jedna trzecia wsi została spalona całkowicie, a kolejna jedna trzecia zniszczona co najmniej w połowie.
Historycy i badacze sporządzili długie listy utraconych kosztowności. Do dziś archeologowie podwodni znajdują tony rzeźb, donic i innych części budowli pałacowych załadowanych w tamtych czasach przez Szwedów na barki, które z powodu przeładowania szły na dno.
Reklama
„Może i dobrze się stało”
Szwedzi kradli wszystko, co im wpadło w ręce: okna, kominki, gzymsy nad kominkiem, rzeźby, piękne kamienne posadzki, drzwi. Wszystko ładowano na barki i transportowano na wybrzeże, a stamtąd dalej do Szwecji.
Najwięcej łupów trafiło do pałacu Skokloster, największego prywatnego domu mieszkalnego w Szwecji. Sporo zdobyczy dostarczono do zamku Trzy Korony w Sztokholmie i zamku w Gripsholmie.
Współcześni historycy szwedzcy, ale również część polskich badaczy, uważają, że może i dobrze się stało, że te cenne przedmioty zostały wywiezione właśnie do Szwecji, bo to je uchroniło od skutków kolejnych wojen i rabunków.
Polskie zamki i prywatne pałace szlacheckie były następnie grabione podczas okupacji nazistowskiej, a jeszcze dotkliwiej podczas sowieckiej, kiedy to wiele budowli zostało kompletnie spustoszonych, jak podczas potopu szwedzkiego.
Kres imperialnej Polski
Rzeczpospolita Obojga Narodów straciła sześćdziesiąt siedem bibliotek i siedemnaście archiwów, między innymi Bibliotekę Królewską w Warszawie. To, czego wojsko nie mogło zabrać ze sobą, traktowano ogniem.
Większość zrabowanych książek znajduje się w Bibliotece Uniwersyteckiej w Uppsali i w Bibliotece Królewskiej w Sztokholmie. Wiele pozycji trafiło do prywatnych bibliotek rodów magnackich, na przykład Oxenstiernów, Wranglów, Rosenhanów i Brahów.
Reklama
Ciekawe jest to, że biblioteki były łupione przez specjalnie w tym celu przysłanych ekspertów, jednym z nich był baron Claes Rålamb, który przeszukiwał zbiory, trzymając w ręku listy książek, i wybierał to, co w tamtym czasie interesowało szwedzkich badaczy. Później pojawili się oczywiście rabusie bez literackich preferencji.
Odbudowano zamki, kościoły i inne budowle, ale największych szkód nigdy nie udało się naprawić. Wielkomocarstwowa pozycja Polski w Europie została poważnie naruszona. Rzeczpospolita spadła do rangi państwa drugiej kategorii.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Hermana Lindqvista pt. Przez Bałtyk. 1000 lat polsko-szwedzkich wojen i miłości. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w 2021 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.