Każdy więzień Auschwitz-Birkenau marzył o wolności, ale tylko jeden na czterystu podejmował próbę ucieczki. Betonowy mur, druty pod napięciem, wieżyczki strażnicze i patrole… Wszystkie elementy „systemu zabezpieczeń” obozu utrudniały wyrwanie się z piekła. Najważniejszy powód, dla którego ucieczki zdarzały się bardzo rzadko był jednak innej natury.
Ucieczka z obozu macierzystego nastręczała ogromnych trudności i wiązała się ze śmiertelnym niebezpieczeństwem. Nawet ona mogła się jednak udać, zwłaszcza jeśli więzień Auschwitz-Birkenau zdobył mundur esesmana i posługiwał się językiem niemieckim.
Reklama
Dużo większe szanse na opuszczenie Auschwitz-Birkenau mieli osadzeni, których kierowano do pracy fizycznej poza obrębem ogrodzeń pod napięciem i wieżyczek wartowniczych. Polski więzień Julian Serednicki opowiadał:
Pracując często w terenie niejednokrotnie miałem okazję do ucieczki. Nie myślałem jednak o podjęciu tego ryzyka.
„Widok ten odwiódł wielu od zamiaru ucieczki”
Po części powstrzymywał go strach przed niepowodzeniem. Jak stwierdził, „wielokrotnie był świadkiem tragicznego finału ucieczek”.
Liczby nie pozostawiają wątpliwości. Według ustaleń specjalistów z Muzeum Auschwitz-Bierkenau tylko o niespełna 24% uciekinierów wiadomo, że odnieśli sukces. Innych chwytano, torturowano, mordowano.
Esesmani chętnie wystawiali zwłoki uciekinierów na widok publiczny. Pisał o tym sam komendant obozu Rudolf Höss, w notatkach sporządzonych bezpośrednio po wojnie, gdy czekał na wyrok śmierci:
Współwięźniowie, musieli przemaszerować obok zwłok więźnia zastrzelonego podczas ucieczki, aby widzieli, czym ucieczka może się skończyć. Widok ten odwiódł wprawdzie wielu od zamiaru ucieczki, jednakże twardzi ważyli się mimo wszystko.
Reklama
„Hip, hip, hura, już jestem tu”
Wielu śmiałków wieszano podczas apelu. Starano się uczynić z kary makabryczny spektakl. „Oglądałem tych ludzi, wracając z pracy. Przedstawiali makabryczny widok”- relacjonował więzień Paweł Kulczak.
Głowa i twarz zmasakrowana. Twarz – jakaś nierozpoznawalna zapuchnięta maska, piersi zalane krwią, coś okropnego. Raz jeden widziałem uciekiniera rozszarpanego psami. Szczątki jego były ułożone na stole i leżały na ziemi między brzozami przy bramie wejściowej do obozu – naprzeciw wartowni przy bramie, a na nich tabliczka z napisem „hip, hip, hura, ich bin schon da” [hip, hip, hura, już jestem tu].
Inny osadzony wspominał, jak ciała niedoszłych uciekinierów zaaranżowano na stołkach, podparto im plecy, by robili wrażenie, że siedzą rozpostarci „w wygodnych fotelach”. Niemcy umazali twarze martwych nieszczęśników sadzą, na głowy założyli fikuśne kapelusze, „z rozpiętych spodni wyrzucili na wierzch genitalia”.
Zdarzyło się też, że jeszcze żywego więźnia, pojmanego, gdy próbował wyrwać się z piekła, oprowadzano po obozie przy akompaniamencie orkiestry. Za nim szli kapo trzaskający biczami. „Rozumiałem, co to wszystko znaczy” – wspominał świadek, Jerzy Woźnicki. – „Już wiem, co zrobili z uciekinierem. Po wczorajszych torturach dziś paraduje z orkiestrą, żeby odebrać innym chęć do ucieczki”.
Dziesięciu za jednego
Więźniowie bali się o własny los w razie ujęcia. Często nawet bardziej przerażało ich jednak to, co stanie się z kolegami gdyby ucieczka zakończyła się sukcesem. Niemcy z pełną bezwzględnością stosowali zasadę odpowiedzialności zbiorowej.
Wiele przykładów przytacza dr Jacek Lachendro. W 1941 roku powszechną praktyką było „dziesiątkowanie”. Za jednego uciekiniera miało umrzeć przynajmniej dziesięciu innych osadzonych:
Reklama
Podczas apeli [Niemcy] wybierali 10 lub więcej więźniów z tych komand czy bloków, z których pochodził uciekinier. Następnie kierowali wybranych do cel bloku 11, gdzie – pozbawieni jedzenia i picia – umierali z głodu lub byli dobijani zastrzykami fenolu w serce.
Pierwsze takie dziesiątkowanie miało miejsce 23 kwietnia 1941 roku po ucieczce Stanisława Białka, gdy zostało wybranych i następnie zamordowanych 10 więźniów.
Kolejne wybiórki nastąpiły 17 czerwca (ucieczka Antoniego Jelińskiego, zginęło 10 więźniów), 29 lipca (zbiegł Zygmunt Pilawski, śmierć 10 więźniów, wśród nich o. Maksymilian Kolbe), 7 sierpnia (prawdopodobnie ucieczka Romana Sanowskiego, śmierć 17 więźniów), 1 września (ucieczka Jana Nowaczka, 10 więźniów zamordowano przy użycia Cyklonu B.
„Nie chciałem mieć na sumieniu kolegów”
Trudno się dziwić, że Julian Serednicki, znający ten nieludzki tok postępowania, pisał: „Nie chciałem mieć na sumieniu kolegów, którzy mogli stracić życie za cenę wolności [odzyskanej] przeze mnie”. Podobnie nie mogą zaskakiwać słowa innego więźnia, Zbigniewa Kolessy. Stwierdził on:
W pracy pilnowaliśmy się, aby ktoś nie uciekł – znaliśmy bowiem cenę, którą musieliśmy za ten czyn zapłacić.
Reklama
Inspiracja
Inspiracją do opublikowania tego artykułu stała się powieść Marty Byczkowskiej-Nowak pt. Którędy na wolność?. Ukazała się ona nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka.
Poruszająca powieść na kanwach obozowej historii
Bibliografia
- Lachendro Jacek, Wybrane przykłady ucieczek z KL Auschwitz [w:] Cena odwagi. Między ocaleniem życia a ocaleniem człowieczeństwa, redakcja naukowa Alicja Bartuś, Piotr Trojański, Oświęcim 2019.
- Materiały edukacyjne Auschwitz-Birkenau: Ucieczki więźniów KL Auschwitz.