Otton III przeszedł do historii jako oderwany od ziemi ekscentryk. Zadziwił świat, ruszając w roku 1000 na pielgrzymkę do krainy Słowian. Ale to wcale nie był jego największy eksces. Czy niespełna dekadę wcześniej młodociany władca Niemiec… przegrał rodzoną siostrę w kości?
Nie trzeba było uchodzić za znawcę cesarskich kaprysów, by dostrzec, że trzynastoletni Otton III jest śmiertelnie znużony. Był początek lat 90. X wieku. Przede wszystkim zaś: była siła, a małoletni król wraz ze swoją świtą przebywał w starym pałacu Karola Wielkiego. W samej stolicy państwa, Akwizgranie, w centrum swej uświęconej władzy.
Reklama
A jednak, zamiast wydawać wyroki, rozsądzać spory i planować wojny, był tu skazany na zupełną bezczynność. Może i był królem, ale tylko malowanym. Prawdziwą władzę nadal sprawowała regentka – jego babka Adelajda. Ottonowi pozostawało się bawić i czekać.
Doskwierała mu nuda, ale na pewno nie samotność. Na swe usługi miał całe zastępy zdeklarowanych przyjaciół. Młodzieńców z najzamożniejszych i najbardziej wpływowych rodzin Rzeszy.
Niektórzy sami dołączyli do orszaku władcy, oczekując, że łaska chłopca przyniesie im w przyszłości profity i stanowiska. Innych wysłali zapobiegliwi ojcowie: po to, by podnieść rangę swojego rodu, wywrzeć większy wpływ na regentkę i zapewnić potomkom jak najlepszy start w dorosłość.
Niemal każdy odliczał dni do chwili, gdy Otton III zostanie ogłoszony pełnoletnim. Wówczas miesiące nadskakiwania zniewieściałemu, chuderlawemu ekscentrykowi miały wreszcie wydać owoce. Byli jednak i tacy, którzy liczyli, że zdobędą swoją nagrodę tu i teraz. Wystarczyło przecież, by łaknący niezależności i już koronowany władca zapomniał na chwilę, że podlega swojej babce…
Reklama
Czterdziestoletni młodzieniec?
W tej drugiej grupie dość niespodziewanie znalazł się Ezzon zwany również Erenfriedem. Rodzina nie musiała go nigdzie wysyłać. Tak jak król, on też był u siebie w domu.
Sam Ezzon nie nosił wprawdzie żadnego tytułu, ale za to jego leciwy ojciec sprawował urząd palatyna reńskiego. Do jego zadań należała opieka nad monarszymi posiadłościami w Nadrenii, w tym przede wszystkim – nad pałacem Karola Wielkiego w Akwizgranie. Wizyta młodego króla w rezydencji sprawiła, że Ezzon z dnia na dzień stał się jego współdomownikiem. I nie zawahał się wykorzystać okazji.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Zamach na Bolesława Chrobrego w 1002 roku. Kto naprawdę go zorganizował?Był wprawdzie dorosłym, niemal czterdziestoletnim mężczyzną, ale nie miał nic przeciwko temu, by na chwilę wcielić się w rolę beztroskiego młodzieńca. Brał udział w zabawach urządzanych przez Ottona, śmiał się z dziecinnych dowcipów jego otoczenia i jadł z jednej miski z trzy razy od siebie młodszymi królewskimi druhami.
Siłą rzeczy nie był w stanie zginąć w tłumie gołowąsów. Wyróżniał się wiekiem, życiowym doświadczeniem, elokwencją. Ale też samą swoją obcością. I wszystko to działało na jego korzyść. Otton łaknął atrakcji, był gotów zrobić cokolwiek, byle przełamać rutynę dworskiego życia. Właśnie dlatego wyzwał Ezzona na pojedynek.
Nie mam sobie równych
Król był przekonany, że nie ma sobie równych „w schematach gry w kości”. Łaknąć dreszczyku emocji zaproponował synowi palatyna, że zagrają o wszystko.
Gdyby Ezzon przegrał, miał spełnić dowolne żądanie swojego suwerena. Lotaryński możnowładca zadbał też jednak, by ten sam warunek pozostał w mocy w sytuacji odwrotnej: jeśli to nie król, ale on sam zakończy partię triumfem.
Reklama
Służący przynieśli planszę, kości i pionki. Przeciwnicy zasiedli do stołu. Wokół gęstniał tłum gapiów, czekających na poniżenie zapędzonego w kozi róg czterdziestolatka. Ezzo, wciąż w roli, złożył ręce do modlitwy i począł prosić o pomoc Trójcę Świętą. Wcale jednak nie potrzebował boskiej pomocy tak bardzo, jak wierzyli król i jego towarzysze.
Znając pasje młodego władcy, Ezzon od dawna przygotowywał się do tej partii. Tabula alearum – gra przypominająca nieco dzisiejszego chińczyka – nie miała przed nim tajemnic.
Doskonale wiedział, jak przemieszczać piony po torze złożonym z dwóch dwunastopolowych segmentów. Orientował się, kiedy warto je cofnąć, kiedy wstawić do „bazy”, a kiedy – zbić figurę przeciwnika. Jeśli nad czymś nie miał kontroli, to tylko nad szczęściem. W ostatecznym rozrachunku wyniki rzutów kośćmi były niemal równie ważne jak bystrość i doświadczenie. Fortuna tymczasem od dawna stała po stronie Ottona.
Tego dnia postanowiła go jednak opuścić.
(Nie)wiarygodna kronika
„Ta opowieść jest rzecz jasna bajeczką” – skomentowała biografka rodziny Ezzona, Ursula Lewald. Nie ona pierwsza, bo podobne opinie utrzymują się od stuleci. Badaczom zwyczajnie nie mieści się w głowach, że król mógłby stanąć do prawdziwego pojedynku o wszystko ze swoim poddanym.
Reklama
Już dziewiętnastowieczny nestor niemieckich historyków, Rudolf Köpke, naigrawał się z relacji o grze w kości. Stwierdził, że dla każdego powinno być jasne, iż mamy do czynienia z fikcją literacką. Bądź co bądź, od podobnych opowiastek roi się w tekstach z wczesnego średniowiecza. Na tym zamknął sprawę. Czy jednak słusznie?
Historia pojedynku budziła nieufność już ze względu na samo jej pochodzenie. Została zrelacjonowana tylko w jednej księdze: kronice klasztoru w Brauweiler. Krótkim dziełku, które do niedawna uważano za odtwórczą mieszaninę fałszerstw i konfabulacji. Na dodatek mieszaninę bardzo późną. Bo choć kronika traktuje o wydarzeniach z X i XI wieku, to jest znana tylko z późnej, nowożytnej kopii.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Z początku mediewiści twierdzili, że nie ma w niej nawet krztyny prawdy. Relacja miała powstać dopiero w XVI albo wręcz XVII wieku, jako bezczelne fałszerstwo.
Później upowszechniło się stanowisko, wedle którego kronika pochodzi ze średniowiecza, ale jednak nie wczesnego. Wedle tej wersji spisano ją w XII lub XIII stuleciu. W każdym razie zbyt późno, by mogła się w niej odbijać jakakolwiek prawdziwa tradycja.
Dopiero najnowsze badania wreszcie zwróciły honor dziejopisarzowi z Brauweiler. Okazuje się, że pracował on niedługo po roku 1080. Taka data każe zupełnie inaczej spojrzeć na wiarygodność tekstu. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, kto i gdzie go spisał.
Kim był tajemniczy „G.”?
Anonimowy mnich, znany tylko z inicjału „G.”, nie był wcale żadnym oszustem. Należałoby w nim widzieć po prostu leciwego członka konwentu – jednego z braci, któremu ze względu na wiek i elokwencję powierzono misję przypomnienia dziejów klasztoru.
Reklama
Co jednak najważniejsze, nie był to człowiek obcy Ezzonowi. Właśnie rzeczony możnowładca założył opactwo w Brauweiler – skromnej osadzie nieopodal Kolonii.
Zrelacjonowanie historii mniszej wspólnoty musiało się wiązać także z upamiętnieniem fundatora. I rzeczywiście kronika z Brauweiler to w dużym stopniu po prostu życiorys Ezzona. Najważniejsze źródło informacji o jego postaci.
<strong>Przeczytaj też:</strong> W 966 roku wcale nie doszło do chrztu Polski. Co więc wtedy nastąpiło?Brauweiler było małym, prowincjonalnym zgromadzeniem, skupiającym nie więcej niż kilkunastu braci. W takich wspólnotach rotacja była minimalna. Ci sami mnisi spędzali w danym klasztorze całe swoje życie.
Braciszkowie wywodzili się najczęściej z rodzin blisko związanych z fundatorem. Byli to synowie możnowładczych urzędników lub żołnierzy. „G.” nie musiał niczego zmyślać. Powtarzał historie, które zasłyszał od swoich rodziców, krewniaków, od otoczenia Ezzona i jego rodziny. Niewykluczone nawet, że jako młodzieniec miał okazję osobiście poznać swojego bohatera.
Dobrze, że to nie były szachy
To wszystko znajduje odbicie w tekście kroniki. Wbrew dawnym opiniom, wcale nie jest ona nieudolnym zlepkiem innych dzieł. „G.” stworzył pracę może i mało wyrafinowaną, ale za to – oryginalną. Także historia o grze w kości nie została znikąd splagiatowana.
Oczywiście w średniowiecznych kronikach roi się od relacji z różnorakich rozgrywek między władcami i poddanymi. Diabeł tkwi jednak w szczegółach. A te są zupełnie unikalne. Ewidentnie „G.” czerpał ze starej tradycji, krążącej po Lotaryngii od co najmniej kilkudziesięciu lat. Świadczy o tym sama informacja o toczonym pojedynku.
Reklama
Za czasów „G.” nikt już nie grał w tabulę alearum. Gdyby legenda powstała po śmierci Ezzona, to jej autor na stole, przy którym siedzieli możnowładca i król, ustawiłby szachy. Grę, która w XI wieku zastąpiła tabulęi święciła triumfy na niemieckich dworach.
Ręka cesarskiej siostry w nagrodę
Także zachowanie bohaterów odróżnia opowieść o akwizgrańskiej rozgrywce od innych, podobnych historii.
„G.” podkreślił, że to Otton przymusił Ezzona do gry, przechwalając się swoimi niezwykłymi talentami. Z rozmysłem przedstawił rozgrywkę jako zupełnie poważną konfrontację. To nie była zabawa ani znany z innych kronik przypadek, gdy władca celowo się podkłada, by przegrać i nagrodzić zasłużonego wasala.
Tutaj chodziło o czysty hazard. Z relacji przezierają wyrachowanie Ezzona i kompletna dezorientacja króla.
Otton spodziewał się wszystkiego – ale na pewno nie zupełnej przegranej. I nie tego, że Ezzon będzie mieć tyle tupetu, by zażądać swojej nagrody.
Tymczasem Lotaryńczyk wygrał trzy razy pod rząd, a następnie – wykorzystując obecność całej rzeszy świadków, świadomych złożonych przez króla zobowiązań – publicznie zażądał dla siebie… ręki nastoletniej córki poprzedniego władcy Ottona II – cesarzówny Mataldy.
Reklama
Co się nie zgadza w tej historii?
Czy król mógł przegrać rodzoną siostrę w kości? Czy to mogła być prawda? Udowodnienie wiarygodności kroniki z Brauweiler zbliża nas do odpowiedzi na te pytania, ale w żadnym razie nie zamyka sprawy.
Mnich „G.” mógł przecież słowo w słowo powtarzać treść historii krążących po Nadrenii. To, że wiernie zrelacjonował legendę o grze w kości, wcale jednak jeszcze nie oznacza, że ta legenda była prawdziwa.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Bękarci w średniowieczu. Dlaczego wciąż powtarzamy kłamstwa i bzdury na ich temat?Jedno jest pewne. Historia pojedynku, jak zresztą każda relacja przekazywana z ust do ust przez całe pokolenia, zawierała błędy.
Problem jest przede wszystkim z jedną postacią. „G.” upierał się, że do rozgrywki doszło jeszcze za życia matki Ottona III, regentki Teofano – a więc najpóźniej w 991 roku. To oznaczałoby, że Ezzon grał z chłopcem mającym jedenaście lat o rękę niewiele starszej, bo dwunastoletniej Matyldy. Brzmi to w istocie dość absurdalnie.
Ustalono też, że ani w 990, ani w 991 roku Otton III nie zatrzymywał się na dłużej w Akwizgranie. Słowem – do pamiętnej partii kości w ogóle nie było okazji.
Pomyłka brzmi poważnie, ale wcale nie podważa całej opowieści. Wystarczy przypomnieć, że w 991 roku doszło do unikalnej sytuacji. Jedna regentka została zastąpiona przez drugą. Obie były potężnymi, niezależnymi kobietami, obdarzonymi cesarskim tytułem.
Reklama
W X wieku oczywiście nikt ich nie mylił. Ale sto lat później dwie sylwetki zwyczajnie zaczęły się ze sobą zlewać. Bardzo łatwo uwierzyć, że „G.” napisał o matce Ottona Teofano, podczas gdy chodziło mu o jego babkę, Adelajdę. To z kolei pozwala bezpiecznie przesunąć całe wydarzenie nawet o dwa lata w przód. Z roku 991 na 993.
Odpowiedzialność przychodzi z wiekiem
Czy w efekcie cokolwiek się zmienia? Jeśli będziemy uparcie trzymać się naszego, XXI-wiecznego rozumienia dorosłości, to nie. Trzynastolatek wydaje się dzieckiem w takim samym stopniu jak jedenastolatek. Ludzie wczesnego średniowiecza spoglądali jednak na tę sprawę zupełnie inaczej.
Frankowie, od których Niemcy wywodzili swoją kulturę prawną, nigdy nie powiedzieliby o rzeczach „dozwolonych od latach osiemnastu”. W świetle ich tradycji chłopcy stawali się dorośli po dwunastych lub najpóźniej piętnastych urodzinach. I nie była to żadna teoretyczna granica, ważna wyłącznie dla spraw dziedziczenia.
Znane są niezliczone przykłady piętnastolatków sprawujących władzę, dowodzących armiami, zawierających pakty polityczne, a nawet – buntujących się zbrojnie przeciw ojcom (pisałem o tym szerzej w innym artykule).
Reklama
Oczywiście fakt, że dawne społeczeństwa pozwalały młodzieńcom na bardzo wczesne przyjmowanie przeznaczonych im ról, wcale nie oznaczał, że ci byli do tego autentycznie gotowi.
Otton III był niedojrzały emocjonalnie i brakowało mu właściwej prawdziwym politykom ostrożności. Był dzieckiem i to dzieckiem szczególnie trudnym, bo całe tabuny dworzan rozpieszczały go i walczyły o jego względy. On z kolei o wiele za łatwo obdarzał kompanów swoją łaską i to z wyraźną szkodą dla królewskiego majestatu.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Kastracja Mieszka II Lamberta. Czy polskiemu królowi naprawdę zmiażdżono genitalia?„Uległ namowom swawolnych młodzieńców”
Pozycja starej, schorowanej cesarzowej Adelajdy słabła z każdym dniem. W 993 roku Otton podejmował już starania w kierunku uzyskania pełnej samodzielności.
Sprawdzał, jak daleko może się posunąć, wydawał pierwsze decyzje, sprzeciwiał się regentce. I popełniał błędy. Jednym z nich mogła być właśnie spontaniczna partia tabuli o absurdalnie wysoką stawkę.
Nie sposób przyjąć, że na taką zabawę mógłby się zdecydować nawet najbardziej nierozsądny, ale dorosły władca. Z drugiej strony: czy aż tak trudno uwierzyć, że grę w kości o siostrę podjął chłopak będący w wieku, w którym do głowy zakradają się najgłupsze pomysły?
Cała ta afera mogła być nawet początkiem upadku Adelajdy. W odniesieniu do 994 roku kronikarz Thietmar informował, że Otton III, „ulegając namowom swawolnych młodzieńców”, pozbył się babki z dworu „ku jej wielkiemu smutkowi”.
Reklama
I niewykluczone, że zrobił to po tym, jak Adelajda bezskutecznie próbowała anulować wynik nieszczęsnej rozgrywki.
***
O historii Ezzona i jego rodziny, a także o małżeństwie, którego owocem była polska królowa Rycheza pisałem szeroko w jednej ze swoich książek: Damy ze skazą. Kobiety, które dały Polsce koronę. Kupisz ją na przykład w Empiku.
Powyższy tekst to tylko drobny wycinek tematu, całość – i pełne wskazówki bibliograficzne – znajdziesz w książce.
Wybrana bibliografia
- Athoff G., Mathilde, Tochter Ottos II. († 1025) [w:] Lexikon des Mittelalters, t. 6, München–Zürich 1993.
- Bader W., Brauweiler, „Rheinische Kunststätten”, t. 10 (1974).
- Banaszkiewicz J., Jak Erenfried Ezzo wygrał od Ottona III jego siostrę Matyldę [w:] Trzy po trzy o dziesiątym wieku, Kraków 2014
- Brunwilarensis Monasterii Fundatio [w:] Monumenta Germaniae Historica. Scriptores, t. 11, oprac. R. Köpke, Hannoverae 1854.
- Lewald U., Die Ezzonen. Das Schicksal eines rheinischen Furstengeschlechtes, „Rheinische Vierteljahrsblätter”, t. 43 (1979).
- Murray H.J.R., The medieval games of tables, „ Medium Aevum”, t. 2 (1941).
- Oppermann O., Die ältesten Urkunden des Klosters Brauweiler. Ein Beitrtag zur Geschichte d. mittelalterlichen Grundbesitzes and der Mosel und am Niederrhein, „Westdeutschlands Zeitschrift für Geschichte und Kunst”, t. 22 (1903).
- Perst O., Zur Reihenfolge der Kinder Ottos II. und der Theophano, „Deutsches Archiv für Erforschung des Mittelalters”, t. 14 (1958).
- Strzelczyk J., Otton III, Wrocław 2000.
- Tomaszek M., Klasztor i jego dobroczyńcy. Średniowieczna narracja o opactwie Brauweiler i rodzie królowej Rychezy, Kraków 2007.
2 komentarze